Reklamy wciąż kuszą nas naturalnymi suplementami, które mają poprawić urodę, odporność albo zamienić nasze boczki w talię osy. Roślinne ekstrakty, sprawdzone składniki, w 100 proc. naturalne – te hasła mają zachęcić nas do zakupu i wspomagania codziennego funkcjonowania za pomocą tabletek.
Ponad 60 tys. zgłoszonych suplementów
Najwyższa Izba Kontroli sprawdziła, jak wyglądał system nadzoru nad wprowadzaniem takich produktów na rynek w ostatnich latach. Jak wynika z raportu, Główny Inspektorat Sanitarny przeanalizował jedynie 11 proc. zgłoszeń, przy czym część produktów weryfikowano pod kątem składu, a wobec innych wszczynano postępowania sprawdzające, czy produkty są bezpieczne dla zdrowia.
To też może Cię zainteresować
– O ile w latach 2013-2015 zgłoszono w GIS w sumie od 9 do 12 tys. nowych suplementów diety (3-4 tys. rocznie), o tyle w latach 2017-2020 już 62 808. Jedną z najistotniejszych przyczyn wzrostu popytu była reklama, zwłaszcza telewizyjna. Wzrost popularności nie wiązał się jednak ze wzrostem świadomości Polaków na temat tego, czym są takie produkty i czym się różnią od leków OTC, czyli sprzedawanych bez recepty – alarmuje NIK.
NIK już wcześniej wskazywała na zaniedbania
Niektóre weryfikacje trwały latami i do zakończenia kontroli nie były znane. Kiedy GIS weryfikował produkty, mogły one już funkcjonować na rynku i zapełnić półkę niejednego konsumenta. Wcześniejsza kontrola w latach 2014-2016 wykazała liczne zaniedbania.
– Celem najnowszej kontroli było więc sprawdzenie, czy w latach 2017-2020 organy odpowiedzialne za nadzór nad wprowadzanymi na rynek suplementami diety, zapewniły konsumentom odpowiedni poziom bezpieczeństwa zdrowotnego. Zdaniem Izby tak się nie stało – czytamy w komunikacie.
Problemy kadrowe GIS, niewiedza Polaków
Jednym z problemów, który wpłynął na słabą jakość kontroli, był stosunek zgłoszeń do liczby pracowników sanitarnych.
W latach 2017-2020 raptem kilku pracowników zajmowało się prowadzeniem postępowań. Częste rotacje wpływały negatywnie na jakość pracy. Najwięcej zgłoszeń wpłynęło w 2020 roku, w czasie epidemii. Wtedy na jednego pracownika przypadało miesięcznie blisko 300 zgłoszeń. Jak podaje NIK, we wskazanym okresie zidentyfikowano suplementy, które zawierały niedozwolone składniki m.in. konopie i świerzbowiec właściwy.
– Problemem jest niski poziom wiedzy społeczeństwa na temat suplementów, w tym świadomości istotnych różnic pomiędzy lekami bez recepty, a tymi produktami – dodaje NIK.
Najwyższa Izba Kontroli sformułowała wnioski do ministra zdrowia, w których zaznaczyła, że powinien powstać m.in. wykaz składników niedozwolonych w suplementach, a produkty powinny trafiać do sprzedaży po uprzedniej weryfikacji i zatwierdzeniu, a nie jak do tej pory – w dniu zgłoszenia.
Źródło: NIK