Jak pandemia, a przede wszystkim społeczna kwarantanna, wpłynęła na kondycję fizyczną dzieci i młodzieży? Moja znajoma stwierdziła, że jej 10-letni synek, jak to określiła, „w pandemii jest jakiś grubszy”. Czy to może być problem ogólnospołeczny? Czy kilka miesięcy bez ruchu wystarczyło, aby dzieci przybrały na wadze?
Niestety, to jest możliwe. Rutynowe aktywności pozwalają przeciętnemu dziecku co dzień spalić kilkaset kalorii. Myślę tu np. o pójściu do szkoły i powrocie z niej albo dojściu do przystanku. Znaczenie ma przemieszczanie się z klasy do klasy w szkole, zabawy na przerwie, ale też wyjście z rodzicami po zakupy. Do tego dochodzą lekcje wychowania fizycznego i zajęcia sportowe, które pozwalają spalić kolejne kilkaset kalorii. W czasie społecznej kwarantanny tych aktywności zabrakło i najczęściej nie pojawiły się w ich miejsce inne czynności, wymagające ruchu. To faktycznie mogło doprowadzić do obniżenia kondycji fizycznej, a także wzrostu masy ciała.
Żyjemy w czasach, gdy dzieci zwykle spędzają czas wolny przed komputerem lub siedzą z nosem w telefonie. W okresie kwarantanny ten czas przed ekranem prawdopodobnie się jeszcze wydłużył.
Podobno polskie dzieci tyją najszybciej w Europie.
Według kryteriów Światowej Organizacji Zdrowia, w 2018 r., nadmierna masa ciała występowała w Polsce u około 21 proc. młodzieży w wieku 11-15 lat, z problem otyłości borykało się około 5 proc. osób z tej grupy. Bardziej niepokojąco sytuacja wygląda u chłopców: 29,7 proc. miało nadwagę. Wśród dziewczyn ten problem dotyczył 14,3 proc. osób. Natomiast według kryteriów Międzynarodowego Oddziału Specjalnego ds. Otyłości, statystyki są nieco bardziej optymistyczne: nadwaga i otyłość występuje u około 17 proc. nastolatków, a sama tylko otyłość u 2 proc.
Od września ruszyła nauka w szkołach, ale w reżimie sanitarnym. Podobno nauczyciele rezygnują z zajęć ruchowych, podczas których dzieci stykają się ze sobą. Na lekcjach wychowania fizycznego stawia się głównie na ćwiczenia indywidualne, ale generalnie różnie to wygląda w szkołach. Czy w czasie obostrzeń sanitarnych można prowadzić efektywne zajęcia z wychowania fizycznego?
Tak, ale to wymaga od nauczycieli kreatywności – dzieci i tak mają zróżnicowane preferencje i sprawność fizyczną. Żeby je zachęcić do ruchu, trzeba proponować im różne formy zajęć. Dziś ponadto muszą to być formy pozwalające na zachowanie odpowiedniego dystansu między uczniami. Myślę, że da się to zrobić, ale oczywiście jest to pewne utrudnienie, zwłaszcza jeśli rekomenduje się, aby uczniowie nie używali tych samych przedmiotów, np. piłek, karimat.
Co ze szkołami, które nadal działają zdalnie? Słyszałam, że uczniowie otrzymują od nauczycieli mailem informacje, jakie ćwiczenia wykonywać w domu. Niektórzy rodzice to krytykują, mówią, że w-f przez internet to abstrakcja. Z drugiej strony, przecież wiele osób ćwiczy w domach, korzystając np. z filmików publikowanych w sieci. Może trzeba całkowicie zmienić myślenie o wychowaniu fizycznym?
Jestem przekonana, że ćwiczenia wykonywane przez dzieci w domach, w ramach szkolnego w-fu, są możliwe. Problemem może być ich mała atrakcyjność. Trzeba nad tym popracować i odpowiednio je dobrać. Nie krytykowałbym nauczycieli, którzy zachęcają do ruchu np. za pośrednictwem maili czy portali społecznościowych. Obecnie nie ma innego wyjścia. A zresztą taka rzeczywistość, jeśli prowadzonej jest kształcenie zdalne, dotyczy każdego przedmiotu. Z pewnością dzieciom może być trudno realizować polecenia wuefisty w warunkach domowych i często wymaga to pomocy rodziców. Z kolei rodzicom trudno jest wykonywać swoje codzienne obowiązki i poniekąd zastępować nauczycieli. Być może należy nieco zmienić podejście.
Może zadania ruchowe powinny mieć charakter zabawy? I może powinna je wykonywać cała rodzina? Przecież brak ruchu w czasie pandemii dotyczy też dorosłych.
Znam rodziny, które w tym niełatwym czasie stosują aktywność fizyczną. Uprawiają ruch czy wręcz, powiedziałbym, wygłupy do muzyki. Ale są też tacy, którzy wykonują ćwiczenia w sposób usystematyzowany, oglądając filmy instruktażowe. Uczestniczą w tym dzieci i dorośli. I to się świetnie sprawdza.
Przed pandemią dzieci uczestniczyły w zajęciach pozaszkolnych, np. uczyły się karate lub chodziły na taniec lub basen. Teraz wielu rodziców nie wysyła dzieci na takie zajęcia w obawie przed zakażeniem i pozbawia je dodatkowego ruchu.
Tak, ale te obawy rodziców są zrozumiałe. Natomiast dobrze by było aktywności, z których się zrezygnowało, zastąpić czymś innym. To może być coś bardzo prostego – spacery, zabawa z piłką czy skakanką, najprostsze ćwiczenia gimnastyczne. Wspaniale, gdyby rodzice również w tych zajęciach uczestniczyli, rodzina więcej czasu spędziłaby razem. Niestety, wielu rodziców pracuje tyle samo co przed pandemią i nie ma czasu na zabawy z dziećmi czy podsunięcie im jakichś ruchowych propozycji. Efekt jest taki, że dzieciaki siedzą przed komputerem, i to jeszcze dłużej niż przed pandemią. Wykonują prace zadane przez nauczycieli, a potem, jeśli nie mają innych propozycji spędzenia wolnego czasu… nadal siedzą przed komputerem.
Te dzieci są najbardziej narażone na pogorszenie kondycji fizycznej i otyłość. Być może rozwiązaniem są gry komputerowe, które wymagają aktywności fizycznej. Osobiście jestem ich wielką zwolenniczką. Skoro dzieci i tak siedzą przed komputerem lub konsolą, to niech połączą to z aktywnością fizyczną. Warto podsunąć im takie właśnie zabawy.
Czy nie jest czasem tak, że rodzice zniechęcają dzieci do aktywności ruchowej? Często słyszymy, jak mówią do nich: nie biegaj, nie skacz, siedź cicho… Może trzeba zmienić filozofię wychowania i kazać dzieciom biegać i skakać? Szczególnie teraz.
Faktycznie, ciągłe „siedzenie cicho” może w obecnej sytuacji nie wyjść dzieciom na zdrowie. Trzeba też zrozumieć rodziców, którzy muszą się skupić na pracy lub chcą odpocząć. Skaczące obok dziecko może być problemem. Tym bardziej jeśli rodzina ma małe mieszkanie. Jeszcze kilkanaście lat temu dzieciaki najczęściej bawiły się na świeżym powietrzu, grały w piłkę lub w gumę na podwórzach lub osiedlowych boiskach, bawiły się na trzepakach, w chowanego czy berka. Energię wyładowywały podczas zabaw z rówieśnikami. Dziś rzadziej zobaczymy je przed domem czy przed blokiem. Dzieci wolą komputery i telefony. A teraz dochodzi jeszcze problem pandemii. Co oczywiste, dorośli w obawie przed zakażeniem, rzadziej pozwalają dzieciom wychodzić z domu i bawić się z innymi. W tym wszystkim konieczny jest zdrowy rozsądek i równowaga. Dzieci potrzebują się wyszaleć, potrzebują świeżego powietrza, spaceru, ale trzeba też pamiętać o ich bezpieczeństwie. Brak tej równowagi i zamykanie dzieci w domach, też nie będzie dobre.
Obawiam się, że dziś dzieci spojrzałyby z politowaniem na dorosłego, który zaproponowałbym im grę w gumę lub berka. Co zrobić, jeśli dzieci nie lubią ruchu i nie lubią się wyszaleć?
Rzeczywiście, komputer to silna konkurencja. Bywa, że dzieci przyzwyczajone do dużej liczby bodźców, płynących z gier multimedialnych, mają problemy ze znalezieniem alternatywnych, równie ciekawych zajęć. Dla takich dzieci spacer czy wspomniany berek staje się czymś bardzo nudnym, czymś niemal z innego świata. Można jednak zastanowić się, co dziecko lubi. Może warto łączyć z aktywnością fizyczną lubiane przez dziecko czynności? Na przykład słuchać ulubionego audiobooka podczas ćwiczeń albo rozmawiać na ulubiony temat w czasie spaceru?
Dobrym rozwiązaniem, o czym mówiłam, są interaktywne gry, wymagające aktywności fizycznej przed komputerem. To próba łączenia świata aktywności cyfrowej ze światem aktywności analogowej.
Ile czasu powinno poświęcać dziecko na aktywność ruchową? I czym grozi w przyszłości brak tej aktywności?
Zaleca się, aby dzieci codziennie wykonywały około 60 minut ćwiczeń aerobowych o umiarkowanej lub znacznej intensywności. Do codziennego treningu, przynajmniej trzy razy w tygodniu, należy włączyć ćwiczenia wzmacniające. Dzięki aktywności fizycznej dzieci nie tylko mogą uniknąć nadwagi i związanych z nią w przyszłości chorób, takich jak cukrzyca, choroby sercowo-naczyniowe, nowotwory, ale również poprawić swój nastrój, koncentrację i inne funkcje poznawcze. Poza tym, sport uczy dyscypliny, wytrwałości i radzenia sobie z trudnościami.
Polacy, ale to dotyczy również innych nacji, w ostatnich latach częściej biegają, chodzą na fitness, siłownię, mają większą świadomość tego, że muszą żyć zdrowo. Bycie fit stało się modne. Mimo to, społeczeństwa tyją. Dlaczego moda na zdrowy styl życia nie przekłada, albo przekłada się w niewielkim stopniu, na zmniejszenie problemu otyłości?
Zdarza się, że kiedy ludzie więcej ćwiczą, to więcej jedzą i wtedy efekt redukcji masy ciała nie następuje. Spalone podczas godzinnego treningu kalorie, można zrównoważyć zjedzeniem niewielkiej liczby ciastek. Ważne jest więc równoległe pilnowanie odpowiedniej diety i aktywności fizycznej. Poza tym, obecnie dominuje siedzący tryb życia – ludzie pracują przed komputerami, jeżdżą samochodami. Wydaje się, że w latach poprzednich ludzie mieli jednak dużo więcej ruchu. A dziś, chcąc zrobić zakupy, właściwie nie musimy iść do sklepu. Wystarczy kilka kliknięć, żeby wejść do sklepu internetowego. Oczywiście nie możemy też powiedzieć, że moda na zdrowy styl życia w żaden sposób nie przekłada się na poziom masy ciała, bo nie wiemy, jak wyglądałaby sytuacja, gdyby tej mody nie było.
Podobno młodzież coraz częściej korzysta z usług medycyny estetycznej. Otyłe nastolatki chcą pozbyć się kilogramów przy pomocy skalpela. Poza tym, otyłość pogłębia problemy psychicznie. Jak bardzo?
Obecnie walczymy nie tylko z pandemią koronawirusa. Na świecie szaleje też epidemii nadwagi i otyłości, a także, wiążącą się z nią, epidemia niezadowolenia z własnego wyglądu. U osób z nadwagą to niezadowolenie pojawia się częściej, choć oczywiście występuje nie tylko u tych osób. Według badania HBSC (Health Behaviour in School-aged Children), opublikowanych w 2018 r., w grupie młodzieży z prawidłową masą ciała, ponad jedna trzecia, oceniła swoją masę ciała jako zbyt dużą, a jako zbyt małą – co siódmy nastolatek. Wśród ogółu zbadanych nastolatków, 64,6 proc. nie miało nadwagi. Tymczasem częstość odchudzania w tej tylko grupie była podobna, jak w całej badanej populacji – odchudzał się prawie co piąty (19,2 proc.) badany, a co czwarty (23,7 proc.) dostrzegał taką potrzebę. Częstość odchudzania w grupie bez nadwagi była dwukrotnie większa u dziewcząt (26,2 proc.) niż u chłopców (11,3 proc.), a różnice zależne od płci zwiększały się z wiekiem.
A co z jedzeniem? Czy pandemia coś w tym względzie zmieniła? Był czas, że lokale gastronomiczne były zamknięte, ale z drugiej strony – wydaje się, że bardziej pod ręką, niż gdy dzieci chodziły do szkół i gdy rodzice wychodzili do pracy, były lodówki. Czy w czasie pandemii jedliśmy więcej i bardziej niezdrowo?
Nie ma na ten temat badań, ale często słyszymy o tym, że kwarantanna sprzyjała podjadaniu i przejadaniu. Prawdopodobnie dlatego, że jedzenie było bardziej dostępne, stanowiło jedną z niewielu „rozrywek” w czasie, gdy wyjście z domu nie było możliwe. A do tego, wiele osób odczuwało nudę albo też napięcie związane z nową sytuacją. Niektórzy mogli niwelować te negatywne uczucia przez podjadanie.
Jeśli dziecko już jest otyłe, to co może zrobić rodzic?
Po pierwsze, powinien próbować wprowadzić w rodzinie zdrowe zasady: regularne posiłki, unikanie podjadania i trzymania przekąsek na widoku. Nie kupujmy na co dzień produktów wysokokalorycznych, choć oczywiście nie chodzi o całkowitą ich eliminację. Wykorzystujmy okazje, aby się ruszać. Podkreślę jedną bardzo ważną rzecz - chodzi o to, aby wszyscy domownicy zaczęli stosować takie zasady. Rodzice powinni promować zdrowe jedzenie i aktywność nie tylko poprzez wprowadzanie zasad i ograniczeń, ale przede wszystkim poprzez dawanie dobrego przykładu.
Pamiętajmy też, że z ograniczeniami trzeba uważać, bo zbyt duża liczba zakazów może przynieść odwrotne skutki i doprowadzić do tego, że dzieci będą jadły w ukryciu. Sprawdzają się więc rodzinne zdrowe posiłki i wspólna aktywność fizyczna. Oczywiście nie mówię, że to wszystko jest łatwe. Rodzice, którzy próbują wprowadzać zdrowe zasady w domu, często opowiadają mi, jak ich dziecko ciągle upomina się o dokładkę po obiedzie, szuka okazji do jedzenia przekąsek poza domem. Bywa też, że odmawia wykonywania ćwiczeń.
Kiedy tylko pada propozycja aktywności fizycznej, dziecko mówi, że ma dużo nauki albo że nagle boli je głowa. W takich sytuacjach dobrze jest sięgać po profesjonalną pomoc. Rodzicom, bez wsparcia, może być bardzo trudno zmienić skłonności dziecka do nadmiernego jedzenia, a także jego niechęć do aktywności fizycznej.