Gdy usłyszał Pan, że w związku z epidemią koronawirusa większość Polaków będzie pracowała w domu i wychodziła głównie po zakupy, pomyślał Pan, że czeka nas wzrost spożycia alkoholu?
Powiem szczerze, że sądziłem, że powaga sytuacji nie będzie generowała takich zachowań. Ale po przeczytaniu informacji, że we Francji, czyli kraju w którym jak na wzór polski pije się raczej odpowiedzialnie, spożycie wina miesiąc do miesiąca wzrosło o 6 proc., a napojów spirytusowych o 12 proc., to jednak wygląda na to, że u nas będzie tak samo. A patrząc na nasze przyzwyczajenia może nawet o wiele gorzej.
Dlaczego?
Polacy od dawna piją w czterech ścianach i często spożywają alkohol w samotności. Do tego sam wzrost spożycia tzw. „małpek” pokazuje, że nasz stosunek do alkoholu jest bardzo swobodny i lekceważący go jako problem.
Co z tym zrobić?
Widząc co się dzieje władze w niektórych departamentach francuskich szybko zakazały sprzedaży alkoholu na czas epidemii. A u nas? Nie bardzo wierzę, by ktokolwiek rozpatrywał obecną sytuację w kontekście problemu ze spożyciem alkoholu w Polsce.
Może trzeba jakoś ostrzec Polaków? Na przykład w formie kampanii społecznej?
Tego spodziewałbym się w sposób zdecydowany. Jestem obecnie starszym doradcą w organizacji pozarządowej Movendi International zrzeszającej ponad 130 struktur z kilkudziesięciu państw. Opublikowaliśmy niedawno manifest dotyczący przemysłu alkoholowego w dobie koronawirusa. Jest tam kilka informacji, m.in. od naukowców z Włoch, co może spowodować alkohol na skutek bieżącego spożycia. Przede wszystkim wpływa na nasz przewód pokarmowy i tym samym obniża odporność. Do tego sama obecność alkoholu w organizmie powoduje, że łatwiej jest podejmować ryzykowne zachowania mogące sprzyjać zakażeniu w dobie ograniczeń. Fakt, że nikt w Polsce się tym nie zajmuje jest mocno bulwersujący.
Z jak poważnym problemem się mierzymy?
Anglicy zwrócili uwagę, że ponad 6 proc. miejsc w szpitalach zajmowanych jest w tej chwili przez ludzi, których zdrowie ucierpiało z powodu spożycia alkoholu. Lekarze apelują o to, by nie pić i nie zawracać im głowy czymś, co człowiek sam może powstrzymać. Te państwa, które w sposób odpowiedzialny prowadzą politykę społeczną mają na uwadze problemy związane z alkoholem. Na razie wymieniłem przykłady tylko z trzech państw – z Włoch, Francji i Anglii. A u nas cisza i spokój.
Producenci alkoholu, nie tylko w Polsce, mogą zyskać na sytuacji związanej z koronawirusem?
We wspomnianym wcześniej manifeście zwracamy uwagę na możliwą produkcję środków odkażających, gdzie jako producenci deklarują się wytwórcy napojów spirytusowych. To oczywiście szlachetne, ale oni będą to wykorzystywali jako reklamę swoich produktów, która w wielu krajach jest teraz zakazana. To są gracze, z którymi nie warto współpracować.
W ostatnich miesiącach lobby piwne i spirytusowe w Polsce nawzajem przerzucały się odpowiedzialnością za poziom spożycia alkoholu w naszym kraju. Może czas na ruch z ich strony i na przykład ograniczenie reklam?
Prawdziwą perełką w historii polskiego parlamentaryzmu jest raport profesora Krzysztofa Rybińskiego mówiący o roli lobbystów w tworzeniu prawa. Kiedy w czasach rządów SLD rozluźniana była ustawa o wychowaniu w trzeźwości właśnie o zalegalizowanie reklam, lobby piwne i spirytusowe szły ręka w rękę wiedząc, co się dzieje i co się wydarzy. W kraju, w którym pije się więcej piwa, będzie piło się więcej wódki. Badaliśmy to dosyć dokładnie i tak to funkcjonuje. A jeśli chodzi o przerzucanie się odpowiedzialnością – zazwyczaj najbardziej kłócą się ci, którzy mają w tym największy interes.