Jak pandemia koronawirusa wpłynęła na diagnostykę nowotworów? Zdaniem onkologów potrzeba dwóch lat, by wrócić do stabilizacji

Katarzyna Kapusta-Gruchlik
Katarzyna Kapusta-Gruchlik
Ile czasu zajmie wyprostowanie onkologii? - Potrzebujemy na to dwa, trzy lata. Umrą niestety ci, którzy nie powinni umrzeć, czyli pacjenci, którzy nie zostali zdiagnozowani na czas. Takich pacjentów mamy kilku w ciągu dnia. Jesteśmy na krawędzi - mówi dr hab. med. Iwona Gisterek, onkolog radioterapeuta i laryngolog Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego im. prof. K.Gibińskiego SUM w Katowicach oraz kierownik Katedry Onkologii i Radioterapii SUM w Katowicach, w rozmowie z Katarzyną Kapustą - Gruchlik, dziennikarką DZ.

Mamy wzrost zachorowań na nowotwory w ostatnim czasie, czy liczba pacjentów się nie zmieniła?
Wzrost zachorowań na nowotwory jest stały. Tutaj nie ma absolutnie żadnych zwyżek w ostatnim roku, które nie byłyby proporcjonalne do lat poprzednich, szacujemy od 8 do 10 tysięcy zachorowań więcej, w każdym roku. Takie są prognozy, takie są realia. Natomiast w 2020 roku, mieliśmy zdecydowanie mniej pacjentów onkologicznych. Mniej rozpoznań, a co za tym idzie, mniej pacjentów leczonych.

Wpływ miała na to pandemia koronawirusa?
Wpłynęło na to kilka elementów. Pierwszy, to pacjenci przerażeni covidem, zamknięci w domach, nie zgłaszali się na badania profilaktyczne, nie byli czujni onkologicznie. COVID – 19 był zagrożeniem największym, który zagrażał życiu. Wiedząc, że choroba nowotworowa, nie przebiega bardzo szybko, bardzo dynamicznie, pacjenci odkładali wizyty u lekarzy, pomimo dolegliwości. Drugi powód, to niestety brak bezpośredniego kontaktu pomiędzy pacjentami, a lekarzami POZ. Teleporady nie były i nie są wystarczające, by lekarz mógł u pacjenta podejrzewać chorobę nowotworową i wdrożyć konieczną diagnostykę. Dopiero badając pacjenta, lekarz może podjąć właściwe kroki, które pozwolą na zdiagnozowanie choroby nowotworowej. Ból gardła może być objawem kilkunastu chorób. Najprościej podać antybiotyk. Jednak antybiotyk nie leczy nowotworu. Trzeci powód to diagnostyka. Większość ośrodków wykonujących badania obrazowe, a także oddziały internistyczne, laryngologiczne, nefrologiczne, pulmonologiczne i długo by jeszcze wymieniać – była nastawiona na leczenie pacjentów covidowych. Terminy przyjęć tak zwanych pacjentów planowych do przeprowadzenia diagnostyki, były odraczane. Diagnostyka trwała miesiącami, a nowotwór rozwijał się. To są trzy najistotniejsze powody wzrostu liczby zgonów, również z powodów nowotworowych.

Państwo obserwujecie już ten wzrost?
Tak, aczkolwiek żadnych danych nie mamy. Wiemy, że w 2020 roku liczba zgonów znacznie wzrosła, w stosunku do ubiegłych lat, jednak nie ma danych, dotyczących, jaki odsetek tych zgonów, stanowiły choroby nowotworowe. Trzeba będzie poczekać dwa lata na dane z Krajowego Rejestru Nowotworów. GUS już pokazał, że ilość zgonów zdecydowanie wzrosła. To jest aspekt, z którym my onkolodzy musimy się zmierzyć.

Pandemia również mocno odbiła się na personelu szpitali
Zarówno my lekarze, personel pielęgniarski, personel pomocniczy – chorowaliśmy. Byliśmy zakażeni, byliśmy w kwarantannie, co utrudniało pracę i ją destabilizowało. Tak zwane ognisko w oddziale powodowało, że na 10 dni trzeba było zamknąć oddział. W tym przypadku mówimy o opóźnieniach w przyjmowaniu pacjentów o tydzień, a nie pół roku. Widzimy, że pacjenci, którzy zwlekali, nie byli przyjmowani, diagnozowani – to opóźnienie rzędu pół roku, albo i więcej.

Jak to rzutuje na rokowania pacjentów, którzy nie zgłosili się wcześniej?
Prawdopodobieństwo wyleczenia, jest znacznie mniejsze. W każdym nowotworze, jeżeli diagnozujemy wczesny stopień zaawansowania, szansa na wyleczenie jest znacznie większa, aniżeli u pacjentów w wyższym stopniu zaawansowania czy w stadium rozsiewu, a takich chorych mamy teraz bardzo dużo. W takich przypadkach, szansa na wyleczenie jest bliska zeru. Nasze działania wówczas dążą wyłącznie do poprawy jakości funkcjonowania i ewentualnie przedłużenia życia.

Czy obserwuje pani wzrost, której konkretnej choroby nowotworowej?
Nie ma absolutnie żadnych danych, że któryś z nowotworów zwiększył swoją częstotliwość wystąpienia. Natomiast obserwuje się wiele problemów z interpretacją badań radiologicznych i widzimy to przede wszystkim na konsyliach. Wielu pacjentów, którzy mają zmiany w płucach są post covidowi i diagnostyka czy są to przerzuty do płuc, czy są to zmiany pozapalne po covidowe często jest trudna i wymaga bardziej wnikliwych badań. Podam przykład, który mieliśmy ostatnio na oddziale. Pacjentka z nowotworem trzonu macicy – czyli nowotwór, który może dać przerzuty do płuc, ale dosyć późno. Pacjentka w niewielkim stopniu zaawansowania, ma zmiany w płucach. Przy wykonaniu zdjęcia rentgenowskiego, nie ma jednoznaczności. Tomografia, również nie jednoznaczna. Trzeba więc wysłać ją na PET (inaczej pozytonowa tomografia emisyjna), a to wydłuża diagnostykę. Bez tego badania nie wiemy czy leczymy pacjentkę na mało zaawansowany nowotwór trzonu macicy, który bardzo dobrze rokuje, czy leczymy pacjentkę z przerzutami do płuc, a więc zupełnie inny sposób terapii źle rokującego nowotworu.

Co powinniśmy zrobić w pierwszej kolejności, gdy niepokoją nas jakieś objawy?
Ścieżka jest jedna. Lekarz rodzinny, który powinien przyjąć pacjenta osobiście, zbadać, wysłać na podstawowe badania i ewentualnie skierować do poradni specjalistycznej albo do oddziału specjalistycznego. Niestety my onkolodzy, a jest nas bardzo mało, nie możemy się zajmować diagnostyką. Nie starczyłoby nas na leczenie tych pacjentów. Naszym podstawowym obowiązkiem i zadaniem jest leczenie chorób onkologicznych. Potem kontrolowanie pacjentów onkologicznych, których są w Polsce miliony.

Nie przeocz

Jakie objawy powinny nas zaniepokoić?
Pacjent, który obserwuje siebie i swój organizm, regularnie korzystać z badań profilaktycznych, a jeżeli ma niepokojący objaw, powinien natychmiast się zgłosić do lekarza. Takim niepokojącym objawem są: przewlekły ból gardła, bóle głowy, guzy, znamiona na skórze, kaszel, bóle brzucha, zaburzenia oddawania stolca, krwawienie z odbytu czy krwisty stolec, krwawienie podczas oddawania moczu, czy krwawienie z dróg rodnych. Tych objawów jest naprawdę bardzo dużo. Lekarze rodzinni, powinni być czujni pod względem onkologicznym. I takie objawy, jeśli pacjent zgłasza, muszą różnicować pomiędzy dziesiątkami chorób nieonkologicznych, a chorobami onkologicznymi.

Proszę powiedzieć jak wyglądała sytuacja ubiegłoroczna, w okresie wzmożonych zachorować na COVID-19. Pacjenci bali się przychodzić do szpitala?
Pacjenci odwoływali wizyty, bo szpital jawił im się jako ognisko COVIDu. Odwoływali swoje leczenie onkologiczne, bo bali się zarażenia w szpitalu. To było zauważalne w pierwszych trzech miesiącach pandemii. W okresie wakacyjnym, kiedy te obostrzenia zostały poluzowane, pojawili się zdiagnozowani pacjenci. Niestety, było ich bardzo mało.

Czy to znaczy, że teraz tych pacjentów zdiagnozowanych jest więcej?
Tak. Teraz mamy wzrost pacjentów, którzy zgłaszają się do leczenia. Aczkolwiek, ta diagnostyka trwa bardzo długo, ponieważ są długie kolejki do badań obrazowych.

Ile czasu zajmie wyprostowanie onkologii?
Potrzebujemy na to dwa, trzy lata. Umrą niestety ci, którzy nie powinni umrzeć, czyli pacjenci, którzy nie zostali zdiagnozowani na czas. Takich pacjentów mamy kilku w ciągu dnia. Jesteśmy na krawędzi. Ponadto nasza praca stała się zdecydowanie bardziej stresorodna. Dlaczego? Bo pacjenci mają pretensje, że nie zostali zdiagnozowani wcześniej, bo byli diagnozowani bardzo długo. Podstawowe ich prawo do świadczeń zdrowotnych zostało zbagatelizowane i pominięte. Oczywiście, w pierwszym etapie się bali. Rzeczywiście pierwsze cztery miesiące pandemii, nie mogłam namówić pacjentów na wizytę, woleli teleporadę. Po pół roku to się zmieniło.

Ile kosztuje średnio kosztuje leczenie pacjenta we wczesnym etapie choroby, a ile, gdy choroba jest już bardzo zaawansowana?

Załóżmy, że chodzi o pacjentkę z rakiem piersi. Jeżeli guzek wielkości poniżej 1 centymetra, został wykryty podczas mammografii i jest to rak HER2 dodatni, nie ma potrzeby podawania herceptyny przez rok. Pozostaje leczenie oszczędzające czyli chirurgia, plus radioterapia, to łącznie daje około 25 tysięcy. Natomiast jeśli mamy wyższy stopień zaawansowania choroby, podamy neoadjuwantową chemioterapię z herceptyną, następnie badania oceniające efekt leczenia, bardziej rozległa operacja, później radioterapia, adjuwantowa chemioterapia i immunoterapia, to wszystko daje nam kwotę leczenia powyżej miliona.

Dlatego profilaktyka jest najtańsza.
Oczywiście. Mammografia, USG piersi, tak samo jak USG narządu rodnego czy cytologia, to proste szybkie i tanie badania. Rozpoznajemy szybko, a więc leczymy za jedną dwudziestą kosztów. Wyleczymy pacjenta i wykonujemy tylko jedno badanie mammograficzne za 70 złotych raz w roku a pacjentka wraca do aktywności zawodowej.

Musisz to wiedzieć

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na stronazdrowia.pl Strona Zdrowia