Koronawirus jest wciąż groźny, ostrzegają eksperci Światowej Organizacji Zdrowia. Tylko ostatniej doby zakażonych zostało śmiertelnym wirusem 183 tysiące ludzi na świecie! To rekord od czasu pandemii, która wybuchła w Chinach pod koniec ubiegłego roku.
Kiedy wiele krajów znosi restrykcje wprowadzone z powodu COVID-19, w wielu regionach koronawirus rozwija się. W tej chwili najbardziej zagrożone tereny to obie Ameryki, ale także Europa, w której też widać niepokojące objawy. Do tych ostatnich zaliczyć należy między innymi Hiszpanię i Portugalię. Ta pierwsza, która dopiero ogłosiła zwycięstwo nad COVID-19, zanotowała 300 nowych zakażeń. Podobnie jest w Portugalii.
Groźne zjawisko zanotowano również w Niemczech, gdzie „R” czyli tak zwany współczynnik reprodukcji koronawirusa, wzrósł do 2,88. Oznacza to tyle, że sto zakażonych wirusem zaraża średnio 288 osób. Tymczasem można mówić o wygaszaniu epidemii dopiero w momencie, kiedy ten wskaźnik spadnie poniżej jednego. I tak już u naszych sąsiadów przez jakiś czas było. W ostatnim czasie jednak każdej doby przybywa ponad 700 nowych zakażeń.
W tej sytuacji szef Światowej Organizacji Zdrowia, Tedros Adhanom Ghebreyesus ostrzega: Pandemia przyśpiesza i dodaje, że największy wzrost zakażeń odnotowano w niedzielę w Ameryce Północnej i Południowej, w sumie ponad 115 tysięcy przypadków. Nie można lekceważyć niebezpieczeństwa, dodaje szef WHO, bo – jego zdaniem - świat znalazł się w nowej sytuacji. Po zniesieniu dokuczliwych blokad i zachłyśnięciu się brakiem barier, dochodzi do fali kolejnych zakażeń. Stąd kolejne apele o mycie rąk, zachowanie dystansu społecznego oraz utrzymywanie innych środków ostrożności. W przeciwnym razie wrócimy do czasów z początków epidemii.
Najbardziej dramatyczna jest sytuacja w krajach Ameryki Południowej, między innymi w Brazylii czy Peru. Ten pierwszy kraj wciąż nie potrafi zdusić ognisk zakażeń. Wynika to między innymi z pomysłów prezydenta Bolsonaro, który jest przeciwny jakimkolwiek blokadom, bo to - jego zdaniem- zabiłoby gospodarkę kraju. Nie pomagają apele poszczególnych gubernatorów, którzy na własną rękę starają się ograniczyć rozprzestrzenianie się koronawirusa. Bez działań na szczeblu centralnym Brazylia nie poradzi sobie z zarazą.
Podobnie jest w Peru, gdzie gołym okiem widać braki personelu medycznego oraz testów na wirusa. Amerykańska stacja CNN przedstawiła dramatyczne losy kobiety i jej trzech córek, które uciekały ze stolicy kraju Limy, przed głodem i ryzykiem zakażenia się koronawirusem na prowincję. Maria Tambo przez tydzień pokonywała bezdroża, szła z dziećmi przez górzyste tereny i mokradła, by wydostać się z najbardziej zagrożonych rejonów. 40-letnia kobieta ze łzami w oczach opowiadała amerykańskim dziennikarzom o beznadziei w czasie epidemii, o głodzie, braku szans na znalezienie pracy, co pozwoliłoby jej utrzymać siebie i swoje pociechy. Po wielu perypetiach dotarła w końcu pieszo wraz z córkami do rodzinnej wioski w Ukajali, położonej setki kilometrów od Limy.
W Peru zanotowano ponad ćwierć miliona zakażonych koronawirusem, śmiertelnych ofiar jest ponad siedem tysięcy, choć zdaniem wielu, jest to liczba zaniżona. Najgorsze jest to, ze dramatycznie brakuje testów na obecność wirusa.
Jak podaje Światowa Organizacja Zdrowia na całym świecie jest niemal osiem milionów zakażeń koronawirusem, z czego niemal pół miliona ludzi zmarło.