Powinniśmy się bać koronawirusa?
Powinniśmy się bać wszystkich wirusów, ponieważ one generalnie są groźne. Przede wszystkim powinniśmy się bać tych wirusów, na które nie ma szczepień. Ale powinniśmy też uważać na te, na które możemy się zaszczepić. W wielu przypadkach to od nas zależy, czy będziemy zdrowi, czy nie. W tej chwili na przykład trwa sezon grypowy. Mamy ogromną liczbę zachorowań, która z dnia na dzień wzrasta. Nie musielibyśmy chorować, gdybyśmy się zaszczepili.
CZYTAJ TEŻ:
Na koronawirusa nie ma szczepionki.
Nie ma szczepienia ani specjalnych, specyficznych leków. Leczy się go więc wyłącznie objawowo.
Na temat tego wirusa narosło sporo mitów i spiskowych teorii, że warto chyba powiedzieć, gdzie człowiek powinien szukać rzetelnych, sprawdzonych informacji? Zwłaszcza - a takie są słuszne skądinąd podejrzenia - że Komunistyczna Partia Chin rzetelnych informacji światu nie udziela.
W tej chwili jest już coraz więcej informacji i one są uwiarygadniane przez Światową Organizację Zdrowia, przez CDC, przez ECDC czyli te instytucje, które zajmują się kontrolą chorób. Spotkałem się z chińskim ambasadorem, który przedstawił dane dotyczące koronawirusa. Ambasador, dzieląc się swoją wiedzą stwierdził, że do końca lutego powinien nastąpić szczyt zachorowań, po którym oczywiście nastąpi istotny trend spadkowy. Za chwilę będziemy wiedzieli, czy naukowcy chińscy dobrze przewidują rozprzestrzenienie się tego wirusa. Na walkę z tym wirusem otworzył się cały świat; jest dostęp do wszystkich pism naukowych, jest światowa wymiana informacji, istotna działalność Światowej Organizacji Zdrowia, która o współpracę poprosiła wszystkie kraje. Ta współpraca ważna jest dla tych krajów, które mają mały potencjał w ochronie zdrowia. W Polsce jesteśmy przygotowani. Mamy szpitale, respiratory, znakomicie wykształconych lekarzy. Wszystko zależy oczywiście od skali zagrożenia.
Koronawirus. Gdzie odnotowano przypadki zarażenia wirusem z Wuhan? Interaktywna mapa zachorowań online
Wyprzedza Pan moje pytanie, bo ciekawa jestem, jak jesteśmy przygotowani na koronawirusa? Czy ten wirus zbliża się do Polski, czy wybuchnie u nas pandemia?
Wrócę jeszcze do pani poprzedniego pytania - skąd mamy czerpać wiedzę. Mamy ją czerpać od autorytetów; od tych osób, które są predystynowane do tego, żeby dzielić się wiedzą. To znaczy, że nic im się nie wydaje, tylko mają pewność; ich doświadczenie zawodowe i wiedza pozwalają na to, żeby dzielić się informacjami. Z koronawirusem poradzimy sobie wtedy, kiedy będziemy dysponować rzetelną wiedzą i najlepszymi informacjami. Teraz najlepszą bronią na ten wirus jest sprawdzona informacja. Gdzie ją można znaleźć? Proszę spojrzeć na stronę Głównego Inspektoratu Sanitarnego; każdego dnia zamieszczamy nowy komunikat. Informujemy o tym, co jest sprawdzalne w oparciu o wiedzę innych krajów, ale przede wszystkim Światowej Organizacji Zdrowia czy ECDC oraz Centrum Kontroli Chorób w Atlancie. Nie zajmujemy się rozpowszechnianiem niesprawdzonych informacji, które nie są oparte na rzetelnych danych.
Koronawirus nie jest śmiertelny dla ludzi, którzy nie mają obciążeń immunologicznych albo innych chorób
Moje pytanie jest konkretne: jak jesteśmy przygotowani na to, że ten wirus się w Polsce pojawi. Na przykład, jeśli ktoś zakażony wirusem przyleci do nas samolotem. Jakie są procedury na naszych lotniskach?
Są bardzo precyzyjne procedury informujące o tym, że istnieje zagrożenie. Rozdawane są karty lokalizacji pasażera, które są niezwykle ważnym dokumentem; jeżeli ktoś ma poczucie złego stanu zdrowia, informuje o tym tych, którzy powinni się nim zająć. Chcę podkreślić, że maseczki zakładają ci, którzy są chorzy. Rozpowszechnienie tej choroby jest związana z własną odpowiedzialnością: jeżeli byłem w Chinach, jeżeli miałem kontakt z osobami, które mogły mieć kontakt z wirusem, to wtedy mogę mieć poczucie zagrożenia.
Pan po spotkaniu z chińską delegacją miał poczucie zagrożenia?
Nie uważam też, żeby Polacy mieli poczucie zagrożenia z tego powodu, że żyje u nas spora diaspora chińska. Jesteśmy narodem otwartym, nikogo nie stygmatyzujemy. Chiński ambasador zapewnił mnie, że Chińczycy, którzy w tej chwili przyjeżdżają do Polski, dodatkowo sami się kontrolują, poddają się domowej kwarantannie. I jak widać - nie ma żadnej paniki; najważniejsze jest to, że stworzyliśmy atmosferę spokoju. Powtórzę po raz kolejny: koronawirus może zostać zwalczony za pomocą spokoju, rozsądku, a nie za pomocą tych, którzy mają swoje własne licencje i pomysły na jego zwalczanie.
Jakie są rokowania na wyzdrowienie? Czy koronawirus dziś oznacza wyłącznie śmierć?
Rokowania na wyzdrowienie są bardzo duże; większość pacjentów zdrowieje. Dobrym przykładem są ci pacjenci, którzy byli lub dalej są leczeni w Europie. Z dotychczasowych obserwacji wynika, że ta choroba nie jest śmiertelna dla ludzi, którzy nie mają obciążeń immunologicznych, albo związanych z wiekiem, czy z innymi współistniejącymi chorobami.
Ludzie zdrowieją, ale co z wirusem? Zostaje w organizmie?
Wciąż niewiele jeszcze wiemy na temat tego wirusa, ale pewnym jest, że nie zostaje; zachorowanie daje prawdopodobnie odporność. To nie jest HIV, który można roznosić przez cale życie.
Jak długo ten wirus żyje poza organizmem?
Dane są różne, ale wygląda na to, że żyje krótko - kilka godzin. W piątej godzinie poza płynem ustrojowym ten wirus ginie, więc zgodnie z dotychczasową wiedzą wszelkie przesyłki, jakie przychodzą AliExpressem, czy też kontenery przychodzące z Chin, są bezpieczne. Marynarze, którzy przypływają stamtąd, a ich podróż trwa niezwykle długo, skoro nie demonstrują żadnych objawów, nie powodują dla nas żadnego zagrożenia epidemicznego.
Skąd w ogóle wziął się koronawirus?
Najprawdopodobniej wziął się z targu zwierzęco-rybnego w miejscowości Wuhan. Były święta, Chińczycy obchodzą je hucznie, jedząc swoje, dziwne dla nas potrawy, jak danie z węża czy nietoperza. Koronawirusy są powszechnie znane, ten jest siódmym typem istniejącego wirusa. To po pierwsze wirusy powodujące dość nieskomplikowane przeziębienia i spora liczba osób naszej populacji miała już z nim kontakt podczas przeziębienia. Po drugie należą do nich wirusy SARS i MERS, których w Polsce na szczęście nie było. Obecny jest trzecim, prawie na pewno pochodzenia zwierzęcego, który zmutował w organizmie człowieka. Łatwo się rozprzestrzenił, ale świat dziś robi wiele, żeby zakończył żywot tam, gdzie powstał i gdzie zmutował, czyli w chińskiej prowincji Wuhan. Liczba zachorowań poza Chinami niestety rośnie. Oczywiście, to groźny wirus, ale jeśli chodzi o Polskę, to istotne zagrożenie widzę, jeśli chodzi o narastającą liczbę zachorowań na grypę, która w zeszłym roku spowodowała śmierć 160 Polaków.
Nie ma żadnego wzmożenia, jeśli chodzi o koronawirusa u nas? Nie są szturmowane przychodnie, szpitale?
Polacy zachowują się w sposób niezwykle racjonalny, większość nie miała kontaktu z osobami, które mogłyby być podejrzewane o jakiekolwiek zachorowanie. Blisko 2 tysiące osób zostało poddanych czynnemu nadzorowi epidemiologicznemu - to coś w rodzaju domowej izolacji, z prośbą, aby analizować stan swojego zdrowia, a także odbierali telefony czy wizyty Państwowej Inspekcji Sanitarnej w danym powiecie, który interesuje się, czy w ciągu dwóch tygodni po powrocie z Chin nic się z nikim nie dzieje.
Jak powinna wyglądać codzienna higiena?
Mycie rąk i ogólnie dbanie o higienę, unikanie dużych skupisk ludzi. Ale najważniejsze jest nauczyć się prawidłowo myć ręce; w każdym z komunikatów, jaki wydajemy, na koniec instruujemy, jak myć ręce. Warto pamiętać o tym, że 27 razy na godzinę dotykamy swojej twarzy.
Jeśli chodzi o Chiny, to wiadomo, że ten wirus ma konsekwencje ekonomiczne. Jakie konsekwencje ekonomiczne może spowodować w Polsce?
Cały świat się martwi o to, co się może wydarzyć w momencie, kiedy gospodarka chińska nie funkcjonuje, jak należy. Jednym z większych problemów, który zaobserwowała Światowa Organizacja Zdrowia to dostęp do substancji czynnych leków, które produkuje się w Chinach. Pytanie dotyczy tego, czy w związku z tym, że w Chinach nastąpiło chwilowe załamanie gospodarki, będziemy mieli problem z dostępem do różnych preparatów leczniczych. Ale też chodzi o dostęp do innych rzeczy, np. do części. Chiński ambasador poinformował mnie, że w Chinach zaczęto z powrotem uruchamiać zakłady produkcyjne i w najbliższym czasie osiągną moce produkcyjne, które były planowane jeszcze przed okresem epidemii.
Wykluczy Pan, czy potwierdzi tezę profesora Andrzeja Horbana, który uważa, że w ciągu roku możemy mieć do czynienia z umiarkowaną pandemią koronawirusa?
Istotne jest obserwowanie tego, co dzieje się w Europie, na przykład we Francji i w Niemczech, a ostatnio także we Włoszech. Na bieżąco analizujemy sytuację, która jest dynamiczna. Ale w tym swoją rolę do odegrania mają nie tylko lekarze, ale przede wszystkim ci, którzy zajmują się szeroko rozumianą inspekcją związaną ze zdrowiem publicznym, czyli właśnie inspekcją sanitarną. W Polsce ta inspekcja liczy 16 tysięcy osób. Oni mają między innymi zadbać o to, żeby precyzyjnie przeanalizować możliwość rozprzestrzenienia się tego wirusa. Na tym polega dochodzenie epidemiologiczne, wykonywane przez medycznych profesjonalistów. Jesteśmy przygotowani zarówno na pojedyncze przypadki zachorowań, jak i na sytuację kryzysową; na to, co mogłoby się wydarzyć. Jesteśmy na bieżąco, monitorujemy sytuację na całym świecie i analizowaliśmy to, co się może wydarzyć. Nasze procedury są niewidoczne, ale efektywne. Działamy w taki sposób, że ludzie nie muszą żyć w poczuciu zagrożenia. Nasze służby dyplomatyczne również działają sprawnie. Ewakuowaliśmy tych, którzy chcieli wrócić z samego centrum Wuhanu, poddaliśmy ich kwarantannie. Szybko wdrożyliśmy linie diagnostyczne i jesteśmy w stanie wdrożyć je też w innych miejscach. No i jesteśmy bezpiecznym krajem.
Co w tym bezpiecznym kraju przeciętny Kowalski wie na temat zdrowia publicznego, o którym Pan wspomniał?
Coraz więcej! Coraz częściej się szczepi, coraz mniej ma wątpliwości, jeśli chodzi o skuteczność szczepień. Wie, że należy myć ręce i jaką żywność wybierać. Ale też przeciętny Kowalski coraz więcej wie na temat inspekcji sanitarnej, która przede wszystkim zajmuje się edukacją.
Jak ta edukacja wygląda, jeśli ludzie masowo wierzą takim znachorom, jak na przykład Jerzy Zięba, który koronawirusa chce leczyć wodą utlenioną, a raka lewoskrętną witaminą C?
To ostatnie pytanie, na które chciałbym odpowiadać. Mam wrażenie, że liczba jego wyznawców w istotny sposób spada. To jest po prostu wstyd, jeśli ktoś czerpie z dość ubogiej krynicy wiedzy tego człowieka i jakieś informacje próbuje wdrażać w życie.
NAJŚWIEŻSZE INFORMACJE O WIRUSIE Z WUHAN:
- Czy zamawiając z AliExpress można zarazić się koronawirusem?
- Nad Wuhan unosi się tajemnicza mgła. To "smog śmierci"
- Koronawirus. Chiny mają już prototyp szczepionki!
- Monterzy wrócili z Chin do Trójmiasta. Nie zostali zbadani
- Naukowcy USA: Groźny wirus mógł "uciec" z laboratorium Chin!
- Wrocławska firma ofiarą chińskiego koronawirusa
Zięba nie jest jedyny.
Oczywiście. Na szczęście widać powrót do autorytetów. Kiedy ludzie przestali się szczepić - nagle pojawiła się odra i ludzie zrozumieli, że istnieją wokół nas patogeny i trzeba się zachowywać racjonalnie. Wiedzą, że przedziwne suplementy diety i licencja na wieczne życie to jeden humbuk i - przepraszam za kolokwializm - wciskanie ludziom kitu, czy żerowaniu na ludzkiej niewiedzy i emocjach. To hochsztaplerka i wyciąganie od ludzi pieniędzy. Ważne, że środowisko medyczne w całości i jednoznacznie wskazuje, jak tego typu pseudoterapie są groźne.
Co GIS robi w ramach edukacji i promowania zdrowego stylu życia...
... od razu wejdę pani w słowo: Państwowa Inspekcja Sanitarna zajmuje się każdym aspektem zdrowia publicznego. I jestem w stanie to udowodnić. Po pierwsze zajmujemy się dobrymi wyborami zdrowotnymi, a dotyczy to wody, żywności, środowiska. Wszystko, co jest wokół nas, w jakiś sposób związane jest z inspekcją sanitarną. Działamy po cichu. Dopiero jak się coś zdarzy, pada to słynne pytanie: „Co na to GIS”? Kochamy to pytanie (śmiech). Jeśli ktoś kupi coś niedobrego w sklepie, albo zauważy, że rzeką płyną nieczystości, to zwraca się właśnie do nas. Jesteśmy dostrzegani wtedy, kiedy jesteśmy potrzebni. Choć muszę powiedzieć, że jeśli chodzi o działalność GIS, to, mówiąc w cudzysłowie, mamy tłuste lata. W cudzysłowie, bo przecież walczymy z otyłością.
Na czym ta walka z otyłością polega?
Na programie „Talerz pełen zdrowia”, o którym informujemy za pomocą mediów społecznościowych; na promocji ruchu, promowaniu piramidy zdrowego żywienia. To też wielki projekt pod hasłem „Trzymaj Formę!”, dla kilku milionów dzieci i młodzieży. Ale też zajmujemy się innymi rzeczami nie mniej fascynującymi, jak na przykład chodzenie po lesie.
Ciekawe. W Polsce, podobnie jak w Japonii lekarze zamiast antybiotyków też będą wypisywać recepty na pójście do lasu?
Cieszę się, że wspomina pani o japońskich badaniach, które zresztą są publikowane w poważnych czasopismach. Mam nadzieję, że tak będzie. Poza tym las wymaga szacunku i próbujemy pokazywać to wspólnie z Lasami Państwowymi. Akurat chodząc po lesie możemy spokojnie odłożyć telefon komórkowy.
Jemy mało warzyw. Nie ruszamy się. Dla wielu Polaków jedyny sport to sztuka pilotażu przed telewizorem
Świetnie. A co z promowaniem rzucania palenia? Miałam wielki niedosyt, kiedy w 2010 roku w Polsce wprowadzono zakaz palenia w restauracjach, zakładach pracy i innych miejscach publicznych. Byłam wtedy w Wielkiej Brytanii i tam niemal na każdej stacji metra stali wolontariusze, którzy informowali, jak rzucić palenie i świadczyli w tym pełną pomoc. W Polsce palacze zostali wyrzuceni na zewnątrz i nikt im nie podał pomocnej ręki. A dziś chyba jest jeszcze gorzej, bo oprócz zwykłych papierosów są nowe specyfiki, jak e-papierosy, które są taką samą, jeśli nie gorszą trucizną.
Zrobiliśmy bardzo mądrą rzecz: implementowaliśmy unijną dyrektywę antytytoniową, potem nastąpiła jej nowelizacja. W sprawie pomocy dysponuję twardymi miernikami. A takim twardym miernikiem jest to, że w ostatnich latach znacząco spadła liczba osób palących. Jeszcze na początku lat 90. papierosy paliło 52 procent Polaków. Dziś mamy 21 procent palących. Właśnie dlatego, że po pierwsze pokazywaliśmy, iż palenie jest groźne, po drugie wyrzuciliśmy palaczy z przestrzeni publicznej. Po trzecie: prowadziliśmy bardzo aktywną politykę fiskalną. Papierosy są drogie i powinny być jeszcze droższe. Powinny być tak drogie, żeby nikomu nie przyszło do głowy, żeby po nie sięgnąć, ponieważ mamy ok. 70 tysięcy zgonów rocznie, spowodowanych chorobami odtytoniowymi. A nakłady na leczenie tych chorób to są już zupełnie przerażające środki, które wydaje Narodowy Fundusz Zdrowia. Proszę też pamiętać o tym, że inspekcja sanitarna nie zajmuje się medycyną naprawczą. Mamy wielki problem, jeśli chodzi o nowe możliwości, czyli e-papierosy właśnie. Są groźne dlatego, że nie są w tej chwili pomostem do rzucania palenia, tylko bardzo często inicjującym papierosem dla młodzieży i dla dzieci. I to jest makabryczna historia. Ale nikt nie prowadzi takiej edukacji w zakresie szkodliwości palenia e-papierosów, szczególnie w odniesieniu do dzieci i młodzieży, jak Główny Inspektorat Sanitarny i podległe nam służby.
Jak w Pana opinii wygląda dziś zdrowie Polaków? Jesteśmy zdrowsi niż na przykład 20 lat temu? Dłużej żyjemy? I co jest największym zagrożeniem dla naszego zdrowia?
Zagrożeń jest kilka, podobnie jak na całym świecie. Przede wszystkim prawdziwym zagrożeniem są nasze złe wybory zdrowotne - nie odżywiamy się zdrowo. Jemy zbyt mało warzyw i owoców. Nie ruszamy się. Dla wielu jedyny sport to sztuka pilotażu przed telewizorem. Kolejna sprawa - nie dbamy o swoje zdrowie. Nie chodzimy na badania profilaktyczne. Nie myślimy o tym, aby zmieniać nawyki. Niestety, mamy zbyt łatwy dostęp do alkoholu, szczególnie, jeśli chodzi o małe objętości.
O właśnie - małpki! Zostaną w sklepach?
GIS wspiera tu działania resortu zdrowia. Małpki będą droższe, a mam nadzieję, że będą na tyle droższe, by po nie już nie sięgać. Innym wielkim problemem, o którym zapominamy, jest to, że jesteśmy krajem starszych, samotnych pań. Mężczyźni w Polsce umierają wcześniej. Kłopotem jest samotność, trzeba więc doprowadzić do sytuacji, aby ludzie przestali być samotni, nie kryli się w swoich mieszkaniach, w których czeka na nich tylko małpka i kot. Niestety, to smutna konstatacja.
Nie ma nadziei, że będziemy żyć coraz dłużej?
Taki trend jest w całej Europie, że nie żyjemy już tak długo, jak byśmy chcieli. To także jest związane z tymi czynnikami, o jakich wspomniałem, czyli z samotnością. Nieszczęściem jest, że mężczyźni żyją tak krótko, bo nie dbają o siebie. To ogólnoświatowy trend: jesteśmy coraz bardziej bogaci, stać nas na coraz więcej, ale też coraz więcej rzeczy nie potrafimy sobie odmówić. „Stać mnie, więc sobie nie odmówię”.
Jaki jest pomysł na zapobieżenie samotności 70-letnich pań?
To kwestia aktywizacji seniorów. Wiele się już w Polsce dzieje, są Uniwersytety Trzeciego Wieku. Ludzie żyją nie tylko dla siebie. Musimy się wyrwać z tego szaleństwa, kiedy nie jemy śniadań, pracujemy po kilkanaście godzin na dobę, padamy zmęczeni, nie rozmawiamy z dziećmi.
A coś optymistycznego? Może nie jesteśmy zdrowsi, ale za to mądrzejsi?
Na pewno jesteśmy mądrzejsi. Dokonujemy coraz lepszych wyborów. Widać, jak wielu ludzi chodzi na spacery, jeździ na rowerze, jest aktywnych fizycznie. Poprawiły się nasze wybory dotyczące diety warzywnej. No i zmniejszyła się liczba palących. Można więc powiedzieć - jesteśmy bardzo mądrym narodem skazanym na sukces.
MASKI ANTYWIRUSOWE CHRONIĄCE DROGI ODDECHOWE
>> Sprawdź modele w sklepie <<