Pozytywny stosunek do własnego ciała jest niezbędnym warunkiem szczęśliwego życia, ale nie może być rozwijany kosztem własnego zdrowia. Warto zdać sobie sprawę, że ciało jest przyjacielem, który pozwala nam być i walczy o nasze przetrwanie – nasza egzystencja realizuje się przecież w ciele. Warto więc starać się je zrozumieć i zaakceptować, biorąc przy tym odpowiedzialność za konsekwencje swoich wyborów. Mówi o tym Ela Lange z fundacji „Kobiety bez diety”, której jest współzałożycielką, a także psychoterapeutką, psychodietetyczką i autorką książki „Emocje na talerzu”.
Zobacz też: Fantomowy tłuszcz. Dlaczego zostaje po schudnięciu?
Czym jest ciałopozytywność?
Główną wartością, którą kieruje się ruch Body Positive, jest uczenie osób, które na przykład nie akceptują swoich ciał albo posiadają różnego rodzaju niedoskonałości, w tym osób z nadwagą i otyłością, by akceptować swoje wady, żeby uczyć się lubić swoje ciało. Bo każdemu ciału bez względu na wygląd należy się szacunek.
Ruch ten nie jest wcale niczym nowym, bo został zainicjowany w 1966 r. w Stanach Zjednoczonych w odpowiedzi na rosnącą liczbę kompleksów i dyskryminacji głównie przez osoby plus size, ale również z zaburzeniami odżywiania i te, których wygląd był poza kanonem piękna. Rozpowszechniły go natomiast pisarka Connie Sobczak i psychoterapeutka Elizabeth Scott. W Polsce ciałopozytywność od jakiegoś czasu również przybiera na sile.
To cię zainteresuje: Modelka plus size w półfinale Miss Universe 2023
Dlaczego trend Body Positive znowu jest popularny?
To wszystko jest wypromowane w opozycji do tego, co ma dziś do zaoferowania mainstream, który prezentuje raczej fantazję na temat idealnego wyglądu niż wizerunek prawdziwych ludzi. Jesteśmy dziś bombardowani przez media pięknym obrazkiem, który w naturze występuje naprawdę w minimalnym procencie. Głównie dotyczy to kobiet, bo ich ciała w dużej mierze stały się obiektem narcystycznej kultury, w której żyjemy.
Zobacz modele kostiumów kąpielowych, które optycznie wyszczuplą sylwetkę i będą modne latem 2023
W latach 90. modelka była chudsza od przeciętnej kobiety tylko o 9 procent, natomiast dzisiaj ta różnica wynosi już prawie 25 procent. Naturalnie nie jest w ogóle możliwe, by tak wyglądać, bo mamy różne ciała. Bardzo często kosztuje to kobiety kompleksy, niskie poczucie własnej wartości, frustrację, depresję. Pochłania też mnóstwo energii i pieniędzy.
Ciała kobiet są uprzedmiotawiane i sprowadzane do wyglądu, a pomija się aspekty dotyczące tego, po co nam to ciało i jakie są jego możliwości. To, z czym musimy dzisiaj walczyć, to błędne i wstrętne przekonanie, że kobiety zasługują na miłość tylko i wyłącznie pod warunkiem, że wyglądają. Przez to przekonanie zaczęły czuć się w obowiązku, by sprostać narzucanym wymaganiom.
Dlaczego tak często krytykujemy innych?
Mamy potrzebę identyfikacji, więc jeśli chcemy identyfikować się z osobami, które są piękne i odnoszą sukcesy, na takie osoby chcemy patrzeć. To jest dla nas oczywiście przyjemniejsze, ale często odrealnione. Kto komentuje i krytykuje? Wiadomo, że w dużej mierze osoby, które mają oprawców w swoich głowach, bardzo często nie akceptują siebie, mają potrzebę wyrzucenia frustracji. To jest często jedyny sposób, w który mogą zrobić to bez ponoszenia odpowiedzialności, bo głównie do tego się to sprowadza.
Nadal nie mamy w Polsce kultury mówienia o otyłości i o tym, że jest to choroba, którą należy leczyć. To naprawdę bardzo trudny i złożony problem. Nie ma jednak szeroko zakrojonych kampanii społecznych, które by zachęcały do zmiany myślenia o sobie osób stygmatyzowanych i dyskryminowanych z uwagi na wygląd. One potrzebują ruchów takich jak Body Positive chociażby do tego, żeby się odważać, wychodzić, rozmawiać. To jest społeczność, w której czują, że nie są już same – bo często myślą o sobie, że „tylko ja tak mam”, „tylko ja jestem taka beznadziejna”, „tylko ja nie mogę schudnąć.”
Nadwagę ma teraz w zasadzie co drugi Polak, bo już 55 procent społeczeństwa, a 1/4 jest otyła – i nie ma tu znaczenia grupa wiekowa ani status społeczny. Dotyczy to również dzieci, bo co czwarte z nich ma nieprawidłową masę ciała, w tym 1/3 trzylatków. Mówimy jednak o tym, jakby to był marginalny problem i dotyczył zaledwie kilku procent z nas.
Czy zamiast akceptować nadwagę i otyłość, osoby takie nie powinny raczej schudnąć?
To, czy powinny schudnąć, jest kwestią ich odpowiedzialności za to, co będzie, jeśli nic z tym nie zrobią. Mam jednak poczucie, że dziś słabo rozumiemy słowo akceptacja czy samoakceptacja. Nie oznacza ono wcale bezrefleksyjnego podejścia do siebie, swojego ciała i zdrowia. Czy jednak odbiorcy ruchu ciałopozytywność dobrze to pojmują? Myślę, że jego twórcy mieli na myśli coś innego.
Akceptacja nie oznacza, że rezygnujemy z brania odpowiedzialności, tylko uznanie faktu. Dopóki osoba, która ma otyłość, będzie to wypierała i nie będzie chciała spojrzeć w lustro – bo to często w moim gabinecie dopiero pierwszy krok do rozpoczęcia zmiany, dopóki nie będzie też miała świadomości, jakie są konsekwencje chociażby zdrowotne, dopóty nie będzie mogła nic z tym zrobić.
Czym jest więc zdrowa samoakceptacja?
Samoakceptacja oznacza uznanie, że jestem osobą otyłą – i teraz dopiero mogę, choć oczywiście nie muszę, coś z tym zrobić. Mogę zająć się tym w dobry dla mnie sposób, rozpoznać, z czego wynika mój problem. Przecież to nie jest tak, że ktoś staje się otyły z dnia na dzień. Ten proces trwa latami, czasem już nawet od samego dzieciństwa, bo osoby były np. przekarmiane lub doświadczały różnego rodzaju traum. Otyłość jest programowana już w życiu płodowym. Często też wiąże się depresją – to są siostry bliźniaczki, trudno stwierdzić, co jest wtórne, a co pierwotne. Jeśli chodzi o zaawansowaną otyłość, mówimy już o całej patofizjologii, którą często należy leczyć farmakologicznie.
Nie zawsze osoby dorosłe są więc odpowiedzialne za to, w jakim są miejscu. Mamy takie ciało, jakie pozwolono nam mieć. Mamy różne doświadczenia, co manifestuje w naszym ciele, napięciach, budowie, postawie. Mamy też pewne genetyczne obciążenia, na które w ogóle nie mamy wpływu.
U większości osób nadwaga czy otyłość wynika jednak z niewłaściwego stylu życia – i to jest do naprawienia. Jeśli jednak niektóre z nich nie mogą, albo też nie chcą schudnąć, muszą brać odpowiedzialność za wszystkie konsekwencje, które z tym się wiążą, a jest ich całkiem sporo.
Otyłość ma najdłuższą listę różnego rodzaju powikłań, których jest aż dwieście. Została sklasyfikowana jako choroba i nie leczy się jej dietą i ruchem – to jest niewystarczające. Tymczasem według badań aż 44 procent Polaków kompletnie nie wie, jakie są skutki ani przyczyny otyłości. Naprawdę nie rozumiemy specyfiki też tej choroby.
Zobacz też:
Czy ciałopozytywność ma swoje „ciemne” strony?
Pierwsza rzecz dotyczy tego, czy dobrze to rozumiemy. Jeśli mamy jakąś skrajność, bardzo często w opozycji powstaje druga skrajność. Ruch body positive zaczął głośno nawoływać do samoakceptacji, ale pokazując w dużej mierze ciała nieretuszowane, z fałdkami, cellulitem, rozstępami, bliznami, wysypkami, trądzikiem – z tym wszystkim, co tak zwany kanon piękna uważa za skazę na ludzkiej perfekcji. Możemy mieć więc wrażenie, że jesteśmy po drugiej stronie bieguna, a nadal jednak koncentrujemy się na wyglądzie. A w moim odczuciu ważne jest, aby pokazywać różnorodność. Ruch Body Positive przestał pokazywać ciała szczupłe i ładne, które w przyrodzie też występują. Mamy dziś taką sytuację, że ochrona jednej grupy społecznej zaczyna się odbywać kosztem drugiej. W stosunku do osób szczupłych i obiektywnie pięknych pojawia się dużo agresji. Nie jesteśmy przecież jednak obojętni na piękno, bo tak nas ukształtowała ewolucja. Nie możemy tego pomijać, bo znowu pojawia się sytuacja, w której dwa ruchy zaczynają ze sobą walczyć.
Dziś najbardziej brakuje nam złotego środka, mamy polaryzację w zasadzie we wszystkich obszarach naszego życia i ta biegunowość jest naprawdę bardzo niebezpieczna. Zawsze w każdej skrajności jest też dużo usztywnienia i ryzyko przemocy. A chodzi o to, żeby pokazywać, że w świecie jest różnie, że każde ciało ma swoją historię i zasługuje na szacunek bez względu na to, czy jest otyłe, czy ma nadwagę czy blizny.
Wciąż jednak to, co naturalne, na przykład siwe włosy, cellulit czy zmarszczki, które zaczynają być pokazywane przez gwiazdy i celebrytki, zaczyna budzić w ludziach wstręt i wywoływać komentarze w stylu „jak ona mogła pokazać siwe włosy?” A mogła, bo nikogo z nas nie ominie proces starzenia. Tak właśnie wygląda realność, ale my żyjemy dziś w dwóch rzeczywistościach.
Dlatego w fundacji „Kobiety bez diety”, której jestem współzałożycielką, zachęcamy jednak do tego, żeby nie zajmować się wyglądem. Chcemy czuć ciało, a nie patrzeć na nie. To jest najnowszy ruch, o którym też jest teraz dość głośno, i nazywa się ciałoneutralność, czyli Body Neutrality.
Na czym polega ciałoneutralność?
Ciałoneutralność zachęca do tego, żeby skupiać się na możliwościach ciała, na trosce i szacunku do niego oraz zajmować się nim w taki sposób, by jak najdłużej służyło nam w zdrowiu.
Nasze ciało realizuje mnóstwo różnych procesów wewnętrznych, które dzieją się poza naszą świadomością. Dyskretnie robi to, co do niego należy, żeby przetrwać. Zawsze działa wyłącznie na naszą rzecz. Nasze serca biją 24 godziny na dobę tylko dla nas, żebyśmy żyli. Każde ciało zasługuje w związku z tym na szacunek, ponieważ jest naszym domem.
Zachęcamy, żeby właśnie w taki sposób patrzeć na ciało – że dzięki niemu kosztujemy życia, mamy relacje, smakujemy, wąchamy, możemy chodzić, biegać, wyrażać emocje, być społecznie, wstawać rano, doświadczać przyjemności i zachwytów.
Dziś mamy jednak bardzo słaby kontakt z ciałem. Nie umiemy o nie dbać, bo go nie słuchamy. Zapominamy nawet o podstawowych potrzebach, czyli kiedy jesteśmy głodni, kiedy należy odpocząć? Czy te napięcia w ciele oznaczają, że potrzebujemy więcej ruchu? Migreny być może są sygnałem z ciała i pokazują nam, że jest za dużo nierozładowanego stresu. Że nie wysypiamy się, źle odżywiamy. Nie wiemy, kiedy przestać jeść i się przejadamy.
Sygnałów jest mnóstwo, a my nie znamy tego języka, odcinamy się. Patrzymy na nasze ciała z pozycji zewnętrznego obserwatora, jakby to był jakiś obiekt, który nie jest nasz. Mamy bardzo dużo wymagań i krytyki przy niewielkiej ilości wsparcia i minimalnych potrzebach, których bardzo często nie umiemy rozpoznać ani zaspokoić. Stąd mnóstwo chorób, wypaleń zawodowych, permanentnego zmęczenia, depresji i różnych innych problemów, które się pojawiają.
Przeczytaj też:
A co, jeśli ciało staje się źródłem dyskomfortu, od którego chcemy się odciąć?
Jeśli odcinamy się od sygnałów z ciała, które są trudne – bo tylko w taki sposób potrafi ono powiedzieć nam „twój system przekonań jest do zmiany” lub „twój sposób życia jest do zmiany”, za chwilę będzie ciężej to zmienić. Za chwilę ciało wyślę ostrzeżenie w postaci poważnej choroby albo będzie już za późno.
Otyłość i nadwaga to raczej objaw naszych wewnętrznych konfliktów, dlatego to nie fair wobec ciała, że za wszystko go obwiniamy. Często poświęcamy nieświadomie swoje ciało lub projektujemy na niego nasze agresywne i autodestrukcyjne impulsy.
Jednak osób, które zaczynają poważnie chorować, zmiana zaczyna być możliwa w zasadzie z dnia na dzień. Oczywiście nie zawsze, bo niektórzy nie zatrzymują się i nawet umierają, niczego nie zmieniając. Część osób przewartościowuje jednak swoje życie i nagle staje się możliwe np. rzucenie papierosów, choć tej pory było milion wymówek. Ale nie życzę nikomu, żeby motywacją do dokonania zmian był dopiero strach przed utratą zdrowia czy śmiercią.
Można zrobić to dużo wcześniej, ucząc się bycia w swoim ciele. Bycia chociażby poprzez sprawdzanie tego, jak ja w ogóle oddycham – bo my dzisiaj nie mamy czasu nawet oddychać. Całymi dniami siedzimy na bezdechu, w napięciu i usztywnieniu, które potem przeradza się w coś chronicznego i trudnego do odwrócenia.
Jak zacząć pozytywne zmiany?
Na pewno nie jest to dobry sposób, żeby zmieniać wszystko naraz i od razu. Metoda małych kroków sprawdza się tutaj najlepiej i zrobienie czegoś dobrego jest zawsze lepsze dla naszego ciała niż pozostanie w destrukcji.
Jeśli zaczniemy zastanawiać się nad granicami naszego ciała i skupiać się na rozwiązaniach, zobaczymy, że może jednak coś jest możliwe i nie trzeba od razu wywracać życia do góry nogami. Zamiast rzucać pracę w korporacji, mogę spróbować popatrzeć, jak wygląda mój dzień, tydzień, miesiąc. I czy może jest jednak chociaż odrobinę możliwa jakaś zmiana. Że nie będę zajadała trudnych emocji, tylko spróbuję rozładować je poprzez spacer. Że dam sobie odpocząć przez15 minut zamiast scrollować w telefonie, na co często nieświadomie tracimy godziny. Albo dać sobie niekoniecznie pół dnia, ale na przykład 10 minut ciszy w zamkniętym pokoju, bo jest się na granicy szaleństwa z powodu obowiązków domowych, dzieci, pracy i wszystkiego.
To już będzie jakiś początek naszej uważności, że może pozwolę sobie na 7 minut zjedzenia w spokoju chociaż jednego posiłku w ciągu dnia, że zrobię sobie śniadanie albo wezmę jedzenie do pracy. To są takie małe kroki, do których zachęcam, bo niemożliwością jest zmieniać swoje życie w stu procentach. To jest bardzo demotywujące i często kompletnie niemożliwe.
Jakie są granice ciałopozytywności?
Granicą jest unikanie odpowiedzialności za swoje zdrowie. Chodzi też o to, żeby szanować swoje ciało i żeby nie stało się ono ograniczeniem, jeśli chodzi o kontakty społeczne, rozwijanie kariery, ubieranie się, realizowanie pasji, życia seksualnego. To nie może być powód, do wycofania się z życia społecznego.
Samoakceptacja to nie jest odpuszczanie. To nie jest tak, że wszystko mi wolno, bo właśnie tu idziemy w skrajność. „Mogę wszystko jeść, bo się akceptuję” – to nie jest postawa dorosłego, tylko brak refleksji nad konsekwencjami. To dziecko mówi: „mamo, ja chcę zjeść teraz całą czekoladę, bo mam na to ochotę”. Ale mama jako dorosła mówi: „no nie, dam ci kawałek, bo jestem odpowiedzialna za twoje zdrowie. I nie zabronię ci przyjemności, ale ci ją wydzielę, ponieważ ja wiem, że to nie jest dla ciebie zdrowe.” Nie idźmy też jednak w drugą skrajność, czyli reżim, gdy wszystkiego sobie zabraniamy, to jest przemoc wobec siebie – i znowu najważniejszy staje się nasz wygląd.
Prawdziwa samoakceptacja uzdrawia, daje nam poczucie mocy, pomaga zwalczyć wstyd, poczucie winy, niezadowolenie związane z wyglądem. Nasze ciała służą nam do różnych działań i dzięki samoakceptacji będzie wzrastała nasza motywacja do tego, żeby o siebie dbać. I wtedy jest to niezależne od wyglądu. Z nikim nie jesteśmy w bliższej relacji niż z naszym ciałem. Dlatego te wszystkie ruchy są naprawdę bardzo potrzebne – musimy tylko wiedzieć, jak właściwie rozumieć ich założenia.