Czy w sytuacji, gdy nadal połowa Polaków nie została zaszczepiona przeciw Covid-19 słuszne jest, zapowiadane przez ministra zdrowia, wprowadzenie opłat za szczepionki?
Intencja zapewne była taka, by zmobilizować niezaszczepionych. Traktuję to jako pomysł socjotechniczny - jeśli teraz nie skorzystam ze szczepienia za darmo, to za chwilę dobro to będzie trudniej dostępne. Realnie patrząc jednak nie wydaje się to ani zasadne, ani potrzebne, ani możliwe. Zresztą sama cena szczepionki nie jest barierą.
Ile kosztuje szczepionka?
Od 10 do kilkudziesięciu złotych. AstraZeneca kosztuje ok. 2 euro, droższe preparaty firmy Pfizer i Moderna kilkanaście euro lub dolarów. Do tego trzeba doliczyć koszt dwukrotnego podania i dystrybucji. Jak łatwo policzyć, że średnia cena za pełne zaszczepienie powinna zmieścić się w kwocie 200 złotych.
Groźba wprowadzenia takich opłat nie zadziała na nieprzekonanych?
W minimalnym stopniu. Na razie obserwujemy dwa motywatory do zaszczepienia się. Pierwszy to chęć ochrony siebie i swoich bliskich przed zakażeniem, a druga to benefit wynikający ze szczepień. Taki, że będę mógł swobodnie podróżować, bo mam paszport covidowy. I nie będę musiał przechodzić testu, tracąc czas i pieniądze. Powstaje w tym miejscu pytanie, jaką skuteczną i nie ingerującą w prawa i poczucie wolności człowieka zachętę jeszcze zaproponować, by zmotywowała ona osoby, pozostające w kraju.
Jak pan to sobie wyobraża?
Teoretycznie to już się zaczęło dziać. Fakt, iż do limitów uczestników imprez nie wlicza się osób zaszczepionych na pewno zachęciło wiele osób. Problem w tym, że tego typu zachęty będą działały konkretnie w populacji bardzo młodych ludzi, a nie wobec tych, na których najbardziej nam zależy. Czyli osób w wieku 50 plus, najbardziej narażonych na ciężki przebieg choroby i śmierć. Dla tej grupy motywacją do szczepień byłoby wprowadzenie dla niezaszczepionych podczas wizyt w przychodniach lub przyjęć do szpitali obowiązkowego, płatnego testu na obecność wirusa SARS-CoV-2. Byłoby to związane z zapewnieniem bezpieczeństwa pozostałych pacjentów. Jest to rozwiązanie efektywne i proste do wprowadzenia, ale oczywiście musiałoby to być wprowadzone drogą regulacji centralnej.
Już w tej chwili niektóre szpitale sprawdzają, czy osoby odwiedzające bliskich mają zaświadczenie o szczepieniu.
Co jest całkowicie zrozumiałe i uzasadnione. W powyższy sposób do problemu można byłoby podejść się szerzej, obejmując także pacjentów.Każdy sobie może wyobrazić, że w razie konieczności leczenia szpitalnego na początku zrobią mu obowiązkowy i płatny test. To już mocna zachęta, by wcześniej poddać się szczepieniu.
Pomorze jest ma tle kraju jednym z liderów pod względem liczby wykonanych szczepień z 53 proc. uprawnionych, zaszczepionych przynajmniej jedną dawką. Czy jednak nie dochodzimy już do ściany, za którą stoją ci, którzy są zdecydowanym przeciwnikami szczepień?
Rzeczywiście, obserwujemy bardzo duże zahamowanie, jeśli chodzi o nowych chętnych. Są na terenie województwa całe obszary mniejszych miejscowości, gdzie jest mocno niezadowalający poziom szczepień.
Czy będziemy przygotowani na nadejście bardziej zaraźliwego wariantu Delta?
W skali kraju można mówić o bardzo dużym ryzyku nadejścia kolejnej fali ciężkich zachorowań. Myślę, że odliczamy już nawet nie tygodnie do czasu, gdy zaobserwujemy nowy wzrost zakażeń. Wiemy, że wariant Delta już krąży, a Polacy się nią zarażają.
Mamy odpowiednie narzędzia do identyfikacji ognisk zakażeń?
Teoretycznie i praktycznie jest możliwość, by sekwencjonować część próbek. U nas także zajmują się tym wyzwaniem zespoły naukowców a badania epidemiologiczne nie są specjalnie kosztowne, zwłaszcza przy już osiągniętym poziomie informatyzacji ochrony zdrowia. Nie mamy jednak wciąż systemowego rozwiązania. Trzeba też jak najszybciej wrócić do śledzenia zakażeń, co może obniżyć współczynnik reprodukcji wirusa R nawet nawet o 1,5-2 punktów. Testowanie i izolowanie zakażonych oraz osób z kontaktem daje efekt w postaci zmniejszenia tempa roznoszenia się wirusa. Pozwoliłoby to relatywnie tanio doczekać odporności po szczepieniu.
Czy grozi nam podobne, jak przy trzeciej fali, obłożenie szpitali?
Na szczęście nie. Za chwilę będziemy mieli połowę zaszczepionej populacji, do tego dochodzi szacowana na 20-25 proc. odporność naturalna. Można ostrożnie przyjąć, że potencjał wysokości następnej fali będzie na poziomie między jedną czwartą a połową tej, która obserwowaliśmy ostatnio, jeśli chodzi o hospitalizację i zgony.
Ludzie będą umierać?
Będą, choć już nie tak licznie, jak w sezonie jesienno-zimowo-wiosennym.
Kto umrze?
Ludzie w różnym wieku, przy tym najbardziej narażone są osoby chore, z osłabioną odpornością. Wiemy też jednak, że u ludzi zdrowych, młodych, odpornych choroba ta może przebiegać w sposób nieprzewidywalny. Dlatego uważam, że powrót do śledzenia zakażeń pozwoli szybciej wdrażać skuteczne leczenie i zapobiegać indywidualnym tragediom.
Czy śmierć grozi też osobom zaszczepionym?
Dużo rzadziej niż niezaszczepionym.Ta ochrona nie jest stuprocentowa, ale zmniejszenie ryzyka 20-25 razy to naprawdę dużo. Pojawiły się już wyniki badań wskazujące, że wśród ofiar Delty osoby zaszczepione stanowiły naprawdę minimalny odsetek ofiar. Na dokładny obraz przyjdzie nam jeszcze poczekać, wciąż bowiem mówimy najczęściej nie o zweryfikowanych badaniach, zrealizowanych przez kilka niezależnych zespołów, tylko obserwacjach robionych ad-hoc. Przy czym niezależnie od tego wiemy, że osoby chore, z cukrzycą, niedoborami odporności, nieuregulowanym nadciśnieniem, POChP itd pozostają w grupie ryzyka. Coś, co dla nas może być lekkim przebiegiem choroby, dla nich stanowi duże zagrożenie.
Mimo szczepień będziemy przechodzić Deltę?
O ile zaszczepienie niezwykle skutecznie chroni przed ciężkim przebiegiem choroby i zgonem, to przed samym pojawieniem się objawów w nieco mniejszym stopniu. Wynika to z prostego faktu: uruchomienie mechanizmów pamięci immunologicznej zabiera chwilę czasu i zanim zaczniemy efektywnie zwalczać wirusa możemy na odczuć objawy grypopodobne. Jednak ryzyko, że jako zaszczepiony po kontakcie z wirusem poczuję się źle i będę musiał wziąć jeden lub trzy dni zwolnienia jest najprawdopodobniej i tak kilka razy mniejsze niż bez ochrony jaką daje zastrzyk. Ochrona przed koniecznością podawania tlenu i leczenia w szpitalu ciężkich powikłań pozostaje jednak na zdecydowanie wysokim poziomie.