Portale wakacyjne i biura podróży są wręcz oblężone przez turystów, którzy wrześniowy urlop zamierzają spędzić w którymś z ciepłych krajów. Czy osoba zaszczepiona dwiema dawkami szczepionki przeciw COVID-19 może bezpiecznie wybrać się w tym czasie np. do Grecji czy Turcji?
Moim zdaniem, może spokojnie spędzić wrześniowy urlop w obu tych krajach. Nic się nie zmieniło w zakresie bezpieczeństwa podróży zagranicznych, musimy tylko wiedzieć, jakie są ograniczenia i wymagania kraju docelowego, jakich formalności musimy dopełnić, by wejść na pokład samolotu i to jest nasz podstawowy obowiązek. W większości krajów honorowane są certyfikaty potwierdzające, że jesteśmy zaszczepieni lub że jesteśmy ozdrowieńcami. W tym ostatnim przypadku musimy jednak pamiętać, że w Unii Europejskiej ustalono, że ozdrowieńcem jest osoba, która miała wykonany test genetyczny, a nie każdy pacjent w Polsce był badany za pomocą takiego testu. Część polskich pacjentów miała tylko test antygenowy. Zdarzały się już przykre sytuacje, w których okazywało się, że osoba, która przechorowała COVID-19 nie przeszła takiego testu, w związku z czym nie ma certyfikatu ozdrowieńca. Warto o tym pamiętać i wykonać sobie taki test. Są natomiast kraje, które mimo szczepienia wymagają testu. Jeżeli więc wybieramy się do konkretnego kraju, musimy wejść na stronę internetową jego ministerstwa zdrowia i sprawdzić, czego konkretnie wymaga on od turystów. Trzeba też wiedzieć, że te wymagania się zmieniają. Polska jest obecnie oznaczona kolorem „zielonym”, co oznacza, że jest przez większość innych krajów uważana za kraj bezpieczny, więc z tego względu polscy turyści nie powinni mieć problemów, na które mogą napotkać turyści z krajów oznaczonych na mapach kolorem żółtym czy czerwonym. Ale to się może zmienić, więc sytuację trzeba śledzić na bieżąco.
A czy sama podróż samolotem pełnym turytów, trwająca dwie, trzy godziny nie zwiększa ryzyka zakażenia wariantem Delta uważanym za bardziej zakaźny?
Podróży samolotem obawiałbym się w najmniejszym stopniu dlatego, że samolot ma zamknięty obieg powietrza filtrowanego. Pamiętajmy, że samoloty latają nie od momentu pojawienia się pandemii i zawsze były jakieś infekcje, a ludzie mimo to nie zarażali się na pokładzie - dajmy na to - gruźlicą. Gorzej sytuacja wygląda w holu na lotnisku, kiedy czekamy na samolot. W poczekalniach, sali odpraw, itd. Tam ustawiają się kolejki, tam panuje ścisk, tworzy się tłum ludzi, którzy często nie mają maseczek. Uważam, że we wszystkich miejscach na terenie lotniska powinniśmy być w maskach medycznych, czyli profesjonalnych typu FFP 2, wówczas nie będzie problemu. Część osób nosi maski chirurgiczne, ale one nie filtrują powietrza, a tym samym nie chronią nas przed tym, co wdychamy.
Z relacji turystów, którzy już wrócili z zagranicznych wakacji wynika, że w hotelach w Grecji czy Turcji ściśle przestrzegane są wszelkie zasady covidowej profilaktyki…
To bardzo ciekawe, że na miejscu, gdy już jesteśmy w hotelu, dyscyplina jest dużo większa niż na lotniskach, gdzie jest tłoczno i chyba służby porządkowe nie są w stanie zapanować nad tłumem. Natomiast w hotelach w Grecji czy w Turcji cały personel jest zaszczepiony, bo tam szczepienie osób pracujących w usługach hotelowych i turystycznych jest obowiązkowe.
A czy szczepionka przeciw COVID-19, którą otrzymałam, chroni mnie przed zakażeniem wariantem Delta?
Przy wariancie Delta utrzymuje się wysoka, bo 90-95-proc. skuteczność szczepionki i to bez względu na to, czy jest to Astra, Moderna czy Pfizer, ale tylko w zakresie ochrony przed śmiercią i ciężkim przebiegiem choroby spowodowanej przez COVID-19. Natomiast w o połowę mniejszym stopniu szczepionki te chronią w przypadku wariantu Delta przed transmisją wirusa, czyli bezobjawowym nosicielstwem przez kilka dni, w trakcie których możemy zakażać nim inne osoby z naszego otoczenia.
Przeczytaj również:
Niemcy i Izraelczycy zaczęli już szczepić swoich obywateli trzecią dawką szczepionki przeciw COVID-19?
Poszczególne kraje różnie podchodzą do tego problemu. Amerykanie i Izraelczycy chcą szczepić trzecią dawką wszystkich, co osobiście uważam za przedwczesne. Natomiast w Europie mówi się o potrzebie podania trzeciej dawki osobom z grup ryzyka i to podejście bardziej mi odpowiada. Najnowsze badanie z Wielkiej Brytanii wykazało, że w grupach ryzyka nawet 40 proc. osób mogło nie odpowiedzieć na to szczepienie, czyli nie uodpornić się na tego wirusa. Te osoby powinny jak najszybciej otrzymać trzecią dawkę. Szczepionki zalegają w magazynach, potrzebna jest tylko decyzja władz.
Przypomnijmy; kto należy do grupy ryzyka?
Należą do niej głównie wszystkie osoby, które mają jakiekolwiek problemy z odpornością na dowolnym tle. Czyli osoby cierpiące na przewlekłe choroby płuc i serca, nerek, pacjenci, którzy są po przeszczepach, przyjmują leki immunosupresyjne, a także osoby w wieku 65 plus, w tym pensjonariusze domów opieki itp.
WHO stoi jednak na innym stanowisku?
WHO, czyli Światowa Organizacja Zdrowia apeluje o to, by kraje wysoko rozwinięte, bogate, które mają nadmiar szczepionek przekazywały je krajom biednym, a nie rozpoczynały podawanie trzeciej dawki. Przyczyny tego są jasne i zrozumiałe - obowiązkiem tej organizacji jest dbać o najbiedniejszych. Są przecież kraje, w których w ogóle się ludzi nie szczepi. Ja osobiście też uważam, że w obecnej sytuacji, gdy szczepionek nie brakuje na świecie, powinno się działać dwutorowo; z jednej strony wspomagać kraje, które są biedne i których nie stać na zakup szczepionek, z drugiej - zamiast utylizować szczepionki z powodu ich przeterminowania, w odpowiednim czasie podawać trzecią dawkę ludziom, którzy jej potrzebują.
Z naszej rozmowy wynika, że bezpieczniej na urlop wrześniowy wybrać się do Turcji niż na Podkarpacie, Lubelszczyznę czy na Podlasie, gdzie osób niezaszczepionych przeciw COVID-19 jest najwięcej...
To, niestety, prawda. W tych regionach nic się w tym względzie nie dzieje, program szczepień tam zamiera, brakuje osób, które zgłaszałyby się na pierwszą dawkę szczepionki. Wygląda na to, że rzeczywiście Polska się nam podzieliła na dwie części - lepiej i gorzej wyszczepioną. Obawiam się, że będzie to miało ogromne znaczenie podczas czwartej fali pandemii, która się do nas powoli zbliża. Spodziewać się trzeba, że we wschodnich województwach będzie więcej hospitalizacji i zgonów z powodu COVID-19.
Coraz częściej mówi się, że szczepić powinno się nie tylko od 12 lat wzwyż, ale również wszystkie młodsze dzieci od szóstego miesiąca życia…
W momencie, gdy osoby dorosłe przechorują COVID- 19, staną się ozdrowieńcami i zostanie to zapisane w ich pamięci immunologicznej - wirus, który do przeżycia potrzebuje ludzkiego organizmu, w naturalny sposób przeniesie się na grupę dziecięcą. To jedna z hipotez, która może się sprawdzić, o ile wirus nie zmutuje tak drastycznie jak grypa i nie zacznie co roku atakować te same osoby. Takich doniesień póki co nie mamy. Poprzednie warianty rzadko powodowały zachorowania u najmłodszych, natomiast Delta jest lepiej przystosowana do ataku na dzieci i powoduje u nich więcej objawów chorobowych. Tak jak na ospę wietrzną chorują głównie dzieci, choć może się ona zdarzyć również osobom dorosłym, tak COVID-19 może się w przyszłości stać chorobą dziecięcą.
Spodziewa się pan czwartej fali już we wrześniu?
Tempo wzrostu zachorowań jest jeszcze na tyle niskie, że nie wydaje mi się, by czwarta fala pojawiła się już we wrześniu. Myślę, że dotrze ona do nas dopiero w październiku i listopadzie, i będzie się rozwijać wolniej. Nie będzie już tak masowych zachorowań w dużych miastach, bo większość ich mieszkańców, wśród których są osoby zaszczepione i ozdrowieńcy, jest już uodporniona. Czy to się przełoży na mniej ofiar sumarycznie, tego nie jestem już tak pewny.