Wiele osób z objawami zakażenia koronawirusem nie robi sobie testu i nie stosuje izolacji. Dlaczego?
Testy kojarzą im się z różnego rodzaju zagrożeniami, które są uświadomione i nieuświadomione. Ludzie przede wszystkim obawiają się, że pozytywny wynik testu może oznaczać ewentualne dalsze badania i leczenie. Poza tym, w grę wchodzi tu również lęk przed ostracyzmem społecznym.
Osoba zakażona może uważać, że jeśli inni dowiedzą się o jej pozytywnym teście, to zmienią wobec niej stosunek. Ludzie z otoczenia tej osoby będą np. czuły się zarażone.
To nierzadko wiąże się też z otrzymywaniem fałszywych przejawów współczucia. Większość osób uważa, że nawet jeśli ktoś powie „współczuję ci”, to w nieuświadomionym podtekście tej wypowiedzi są dwie inne: „chwała Bogu, że mnie to nie dotyczy” i „muszę się od ciebie oddalić, żebym sam nie miał kłopotów”. To są nieświadome procesy budujące postawy lękowe.
Ale zaznaczam, to nie jest wyraz głupoty, lecz wyraz potęgi wewnętrznych nastawień oraz często nieuświadamianych wewnętrznych dialogów, jakie ludzie prowadzą sami ze sobą. Trzeba tu też wyjaśnić, że większość osób, jeśli chodzi o koronawirusa, kieruje się lękiem. Strach dotyczy konkretnych, rzeczywistych zagrożeń. Ktoś mógłby odczuwać strach, gdyby np. dowiedział się, że w szpitalu użyto do zastrzyku zainfekowanej igły. To reakcja na konkretne zagrożenia. Lęk wiąże się z subiektywnym nastawieniem do zagrożenia, z konsekwencjami.
Ale może ludzie nie testują się, bo jest z tym za dużo zachodu? Trzeba przecież jechać na pobranie wymazu, czekać na wynik, wydzwaniać do sanepidu, trzeba się tłumaczyć pracodawcy...
Można zrobić całą listę takich powodów i one będą słuszne. Ale to są racjonalizacje, które należy rozumieć, jako mechanizmy obronne osobowości przed wyimaginowanym zagrożeniem oraz trudnościami, które mogą się pojawić. Te trudności mogą się wiązać z brakiem czasu czy nadmiernym wydatkowaniem energii. To naturalne reakcje w sytuacji zagrożenia.
Czyli ktoś czuje lęk, ale stara się go obniżyć jakąś wymówką?
Tak. Racjonalizacja ma obniżyć, rozcieńczyć lęk. A nawet nie dopuścić do odczuwania negatywnych emocji. Łatwiej jest powiedzieć, że testowanie jest czasochłonne.
Ludzie coraz częściej mówią o lęku przed szczepionką. Wydaje się, że on może być w tym momencie większy niż lęk przed zakażeniem. To możliwe?
Oswoiliśmy się już z koronawirusem, bo przecież zmagamy się z pandemią od kilku miesięcy. Spora liczba osób bagatelizuje koronawirusa, nadaje mniejsze znaczenie zagrożeniu niż na początku pandemii. Niektórzy idą jeszcze dalej i zaprzeczają istnieniu tego zagrożenia. Mówią, że pandemii nie ma. Takie opinie możemy najczęściej przeczytać w mediach społecznościowych. Ich propagowanie w Internecie to wielki biznes.
W tym kontekście ostatnia publikacja czasopisma medycznego „The Lancet” ujawniła, że społecznościowe ruchy przynoszą korzyści około 1 mld dolarów. Warto o tym też pamiętać, czytając wpisy negujące istnienie pandemii.
Mamy ciągle jeszcze niewielką wiedzę na temat szczepionek, dlatego nasza wyobraźnia jest bujna. I dlatego dziś bardziej obawiamy się szczepionek niż zakażenia.
Tak ważne są więc rzetelne komunikaty płynące od specjalistów. Usłyszałem ostatnio coś, co mnie uspokoiło. Ekspert powiedział, że w szczepionkach nie ma żywej substancji wirusa. Wielu z nas uważa, że szczepionka to podanie małej ilości wirusa, ludzie obawiają się tego, jak na tego wirusa zareagują. Tymczasem, szczepionka nie infekuje. Na mnie ten fakt zadziałał uspokajająco.
Z rządowych sondaży wynika, że chętnych do zaszczepienia się jest obecnie mniej niż 40 proc. Z kolei z sondażu UCE RESEARCH i SYNO Poland wynika, że 43 proc. badanych przyznało, iż zaszczepi się lub raczej się zaszczepi. Jeśli zaszczepienie byłoby wymagane, aby móc wyjechać za granicę, to chętnych jest więcej – 51 proc. Może więc się okazać, że duża część społeczeństwa, pomimo rządowych zachęt i motywacji, nie będzie chciała się zaszczepić.
To prawda, tak może być. Dużą rolę odgrywają tu czynniki osobowościowe związane z tzw. tolerancją na ryzyko. Różnimy się tym, że jedni są skłonni do ryzykowania, inni są ostrożni. Osoby, które mają mniejszą tolerancję na ryzyko, łatwiej uruchamiają lęk przed możliwymi konsekwencjami, czyli możliwymi kłopotami zdrowotnymi po szczepieniu.
Ja też nie mogę powiedzieć, żebym nie miał obaw. Na pewno uspokajająco mogą działać komentarze lekarzy, którzy powiedzą, że ryzyko związane ze szczepionką jest minimalne. Musimy sobie jednak uświadomić, że każda procedura medyczna może stwarzać jakieś ryzyko. Jeśli idziemy na jakikolwiek zabieg medyczny, musimy liczyć się z ryzykiem. Ale podejmujemy to ryzyko, bo korzyści mogą być większe.
Wydaje się też, że nadmierne uspokajanie i informowanie na temat szczepionek, może przynieść skutek odwrotny. U niektórych taka nadmierna zachęta do szczepienia może wywołać podejrzliwość.
Chodzi nie tylko o natłok takich uspokajających informacji, ale też o to, że część społeczeństwa nie ufa instytucjom państwowym, które będą autorami kampanii informacyjnych. Oczywiście, w dużym stopniu będzie to zależeć od tego, jak te kampanie będą wyglądać.
Natomiast kampanie mogą nie być tak ważne jak marketing szeptany. Dla ludzi ważne może być nie to, co mówi rząd o szczepionkach, ale to, co inni ludzie powiedzą – co powie sąsiadka albo klientki w salonie fryzjerskim. W kampanii informacyjnej na temat szczepień musi być to wzięte pod uwagę.
Liczą się też emocje, jakie szczepionka wywołuje. Podejmując decyzję o szczepieniu, trzeba brać pod uwagę czyste informacje oraz to, że za część naszych reakcji odpowiadają procesy, których nie kontrolujemy. To pewnego rodzaju odruchy umysłowe.
Przy podejmowaniu decyzji o zaszczepieniu się, potrzebna jest więc autorefleksja. To okazja do zmierzenia się samych ze sobą.
Co wobec tego ma zrobić ktoś, kto racjonalnie przyjmuje wiedzę na temat szczepionki, ale zwyczajnie się boi?
Wśród tych wszystkich obaw są dwie najważniejsze – czy po szczepionce nie zachoruję i czy po niej nie umrę. Wszystkie informacje, które te dwie obawy zmniejszą, będą motywować do tego, żeby się zaszczepić.
Co należy wiedzieć o wirusie SARS-CoV-2 i wywoływanej przez niego chorobie COVID-19? Sprawdź odpowiedzi na najczęściej zadawane pytania!
Co to jest koronawirus?
Koronawirus SARS-CoV-2 to jeden z siedmiu poznanych dotąd gatunków koronawirusów ludzkich, które wywołują zakażenia układu oddechowego. Oprócz nowego koronawirusa są to także wirusy przyczyniające się do łagodniejszych infekcji sezonowych, które są odpowiedzialne za 15-30 procent zachorowań uznawanych za grypę. Nowy koronawirus jest spokrewniony z wirusami SARS-CoV i MERS, które wywołały epidemie w XXI wieku, jednak ich nasilenie nie było tak duże, jak rozmiary obecnej pandemii.
Jak wygląda koronawirus?
Koronawirus to typ wirusa, który składa się z materiału genetycznego w postaci nici RNA zamkniętej w otoczce. Na jej powierzchni posiada charakterystyczne wypustki, które przypominają koronę. W wypustkach zawarte są białka, dzięki którym wirus wnika do komórek, a po zainfekowaniu namnaża się w ich wnętrzu i rozprzestrzenia w organizmie.
Jak przenosi się koronawirus?
Koronawirus SARS-CoV-2 przenosi się poprzez wydzieliny chorego, a więc poprzez kichanie, kasłanie, mówienie, a także oddychanie. Wydostając się tą drogą z organizmu jest obecny w powietrzu, również w postaci rozpylonego aerozolu, osiada też na powierzchniach (zwłaszcza podłogach) i przedmiotach. Jest ponadto obecny w moczu i stolcu zakażonego, i z tego powodu można zarazić się nim w toalecie. Źródłem infekcji jest nie tylko wdychanie drobin zawierających wirusa, ale też dotykanie skażonych powierzchni, a następnie ust, nosa lub oczu, jak również spożywanie zanieczyszczonych nim produktów spożywczych, również mrożonych.
Kiedy skończy się pandemia koronawirusa?
Pandemia koronawirusa, czyli epidemia o zasięgu światowym, począwszy od grudnia 2019 roku przybiera jedynie na sile. Istnieją co prawda teorie, że może wygasnąć sama, gdy zarazi się 45-60 procent społeczeństwa i nie będzie już kolejnych potencjalnych ofiar. Scenariusz osiągnięcia tzw. odporności stadnej (inaczej zbiorowej) nie jest jednak potwierdzony i wiąże się z dużym odsetkiem zgonów, dlatego jedyną nadzieją na zakończenie epidemii jest wynalezienie skutecznej i bezpiecznej szczepionki, a następnie wprowadzenie masowych szczepień. Może to się udać najwcześniej w 2021 roku.
Skąd się wziął koronawirus?
Nowy koronawirus pochodzi z Chin, a za jego źródło uważa się targ rybny w mieście Wuhan w prowincji Hubei. Tak, jak wiele koronawirusów, jest to wirus odzwierzęcy, jednak do tej pory nie potwierdzono z wszelką pewnością, od jakiego gatunku zwierząt pochodzi. Naukowcy wskazują na nietoperze z rodziny podkowcowatych, jednak w grupie podejrzanych przez jakiś czas znajdowały się także łuskowce. Na początku pandemii pojawiły się ponadto przypuszczenia, że do rozwoju epidemii przyczyniły się także bezdomne psy.
Czym różni się infekcja koronawirusem od grypy?
Choć średnio co piąta infekcja grypopodobna jest spowodowana zwykłymi koronawirusami ludzkimi, jego nowy gatunek w postaci SARS-CoV-2 jest dużo bardziej niebezpieczny i u części chorych atakuje również narządy poza układem oddechowym. Prawdziwa grypa jest wywoływana przez wirusy grypy, natomiast nowy koronawirus wywołuje COVID-19. Choć mogą powodować podobne objawy, COVID-19 jest bardziej zaraźliwy od grypy i u niektórych wiąże się poważnymi powikłania. Objawy zakażenia koronawirusem SARS-CoV-2 zwykle rozwijają się dłużej, bo 2-14 dni, a średnio 5 dni (dla grypy to 1-4 dni), a chorzy z COVID-19 dłużej zarażają też innych. Podczas gdy istnieją skuteczne leki i szczepionki przeciw grypie, na efektywne środki przeciw COVID-19 trzeba jeszcze poczekać.
Co to jest COVID-19?
COVID-19 to oficjalna nazwa choroby wywoływanej przez koronawirusa SARS-CoV-2. Jest to wysoce zakaźna infekcja, która może powodować śmiertelne powikłania. Wciąż nie ma w pełni skutecznego leku na COVID-19 ani też przeciwdziałającej mu szczepionki, która mogłaby być podawana profilaktycznie.
Jakie choroby wywołuje koronawirus?
Koronawirus SARS-CoV-2 wywołuje chorobę nazwaną COVID-19. Najczęściej jest to zakażenie dróg oddechowych mogące skutkować zapaleniem płuc, choć u części chorych koronawirus atakuje też (jednocześnie lub osobno) układ pokarmowy. W procesie rozwoju choroby koronawirus może powodować też zmiany w układzie nerwowym, krwiotwórczym, głównych narządach (m.in. serce, nerki, wątroba), naczyniach krwionośnych i skórze. Skutkiem powikłań zakażenia mogą być stany bezpośrednio zagrażające życiu, takie jak udar mózgu, zapalenie wielonarządowe czy zespół niewydolności oddechowej (ARDS).
Ile osób umiera z powodu koronawirusa, a ile zdrowieje?
Według statystyk 99 procent zakażonych koronawirusem przechodzi infekcję łagodnie, a tylko w 1 procent przypadków ma ona przebieg ciężki lub krytyczny. Tylko 3 procent wszystkich przypadków na świecie, które uznano za zamknięte, zakończyło się śmiercią pacjenta, natomiast odsetek zgonów w Polsce to 4 procent. Odsetek pacjentów wyleczonych lub zwolnionych ze szpitala w naszym kraju wynosi więc 96 procent.
Czy zakażenie koronawirusem może nie powodować objawów?
Jest to sytuacja stosunkowo częsta, bo według badań w momencie uzyskania dodatniego wyniku testu na koronawirusa objawów nie ma 20-40 proc. zakażonych. Choć u części osób objawy mogą pojawić się pod dłuższym czasie, liczonym nawet w tygodniach, u innych nie wystąpią wcale lub będą niespecyficzne, a przez to nie zostaną uznane za oznakę zakażenia (jak to bywa w przypadku zmęczenia czy bólów głowy). Objawów infekcji najczęściej nie mają dzieci, choć po pewnym czasie może ona i tak doprowadzić do ciężkich powikłań w postaci wielonarządowego zapalenia. Osoby bezobjawowe mogą zarażać innych, choć nie z takim nasileniem, co te kaszlące i kichające.
Jakie są objawy koronawirusa?
Objawy zakażenia koronawirusem próbowano klasyfikować na różne sposoby, a obecnie obowiązuje m.in. ich podział według nasilenia COVID-19:
- objawy grypopodobne bez gorączki: ból głowy, utrata węchu, bóle mięśni, kaszel, ból gardła, ból w klatce piersiowej, brak gorączki.
- objawy grypopodobne z gorączką: ból głowy, utrata węchu, kaszel, ból gardła, chrypa, gorączka, utrata apetytu.
- objawy żołądkowo-jelitowe: ból głowy, utrata węchu i apetytu, biegunka, ból gardła, ból w klatce piersiowej, brak kaszlu.
- objawy ciężkie 1. stopnia ze zmęczeniem: ból głowy, utrata węchu, kaszel, gorączka, chrypa, ból w klatce piersiowej, zmęczenie.
- objawy ciężkie 2. stopnia z dezorientacją: ból głowy, utrata węchu i apetytu, kaszel, gorączka, chrypa, ból gardła, ból w klatce piersiowej, zmęczenie, dezorientacja, bóle mięśni.
- objawy ciężkie 3. stopnia, brzuszne i oddechowe: ból głowy, utrata węchu i apetytu, kaszel, gorączka, chrypa, ból gardła, ból w klatce piersiowej, zmęczenie, dezorientacja, bóle mięśni, spłycony oddech, biegunka, ból brzucha.
Jak można wykryć koronawirusa?
Obecność koronawirusa w organizmie stwierdza się poprzez wykrycie jego genów (nici RNA) w wydzielinie pobranej z nosogardzieli, ewentualnie ze śliny. Badaniem, które umożliwia jego identyfikację, jest tzw. reakcja łańcuchowa polimerazy z odwrotną transkrypcją RNA (RT-PCR, inaczej badanie genetyczne lub molekularne), którą mogą przeprowadzać jedynie wyspecjalizowane laboratoria. Natomiast dopuszczone od listopada badanie diagnostyczne w postaci testów immunologicznych (serologicznych) nie wykrywa koronawirusa, tylko przeciwciała wytworzone przez organizm, by móc go zwalczyć. Tym samym dodatni wynik tego testu wskazuje na infekcję aktywną lub już przebytą.
Jak chronić się przed koronawirusem?
Jedynym sposobem ochrony przed zakażeniem koronawirusem jest unikanie kontaktów z jego potencjalnymi nosicielami. Oznacza to przede wszystkim izolację domową, a w miejscach publicznych – stosowanie środków profilaktycznych takich jak dystans społeczny (1,5-2 metry odstępu między ludźmi), noszenie maseczek ochronnych zakrywających usta i nos oraz skrupulatną higienę dłoni. Zalecane jest ponadto zachowanie higieny podczas spożywania i przygotowywania posiłków, a także odpowiednia obróbka termiczna produktów pochodzenia zwierzęcego.
Jak długo trwa infekcja koronawirusem?
Czas ten zależy od nasilenia infekcji. Większość osób z łagodnymi objawami zakażenia wraca do zdrowia w ciągu 30-60 dni. Natomiast w przypadku przeważającej części pacjentów w stanie ciężkim zdrowienie trwa powyżej 60-90 dni. W przypadku utrzymywania się symptomów infekcji przez wiele tygodni mówimy o tzw. długim COVID-19. U części pacjentów zmiany w organizmie wywołane przez COVID-19 mogą być trwałe. Mogą obejmować zmniejszenie powierzchni czynnej płuc, uszkodzenia mięśnia sercowego z arytmią, niewydolność nerek, zakrzepicę żył głębokich czy stany pozapalne jelit. Ozdrowieńcy, którzy mają za sobą krytyczny przebieg choroby, mogą wymagać długotrwałej rehabilitacji i opieki zdrowotnej.
Co robić przy podejrzeniu zakażenia koronawirusem?
Podejrzewając zakażenie koronawirusem należy wykonać test w jego kierunku, który ze skierowaniem lekarskim jest bezpłatny, a bez skierowania kosztuje 350-500 zł. Jeżeli objawy infekcji występują dłużej, np. przez tydzień, można wykonać test na przeciwciała (na podobnych warunkach). Aby uzyskać skierowanie, należy umówić się na teleporadę w przychodni POZ lub za pomocą formularza dostępnego na stronie Ministerstwa Zdrowia. Wyjątkiem są dzieci do 2. roku życia, które muszą być zbadanie przez lekarza. Po wystawieniu skierowania należy udać się do punktu pobrań; osoby zmotoryzowane mogą udać się też do mobilnego punktu pobrań. W sytuacji, gdy przy infekcji pojawi się duszność, ucisk w klatce piersiowej i problemy z oddychaniem, należy wezwać karetkę lub udać się prywatnym samochodem do szpitala zakaźnego.
Co to jest osocze ozdrowieńców?
Osocze ozdrowieńców to preparat pozyskiwany z krwi osób, które wyzdrowiały z COVID-19. Zawiera ono przeciwciała anty-SARS-CoV-2, które organizm wytwarza w celu zwalczenia koronawirusa. Podawanie ich chorym na drodze transfuzji stanowi metodę leczenia, która łagodzi objawy i skraca czas trwania choroby. Osocza wciąż brakuje, dlatego o jego oddawanie apelują nie tylko lekarze, ale też rząd.
Jak leczyć infekcję koronawirusem?
Ponieważ nie istnieje całkowicie skuteczny środek zwalczający koronawirusa, a te stosowane w ciężkich przypadkach są dostępne tylko w szpitalach, COVID-19 leczy się jedynie w sposób objawowy. Oznacza to, że środki stosowane w leczeniu domowym mogą jedynie łagodzić symptomy infekcji takie jak kaszel, ból gardła, katar, gorączka, ból mięśni czy zapalenie spojówek. W tej roli sprawdzają się preparaty ogólnie dostępne bez recepty w aptekach i drogeriach, które podaje się również przy zwykłych infekcjach oddechowych. W przypadku terapii w szpitalu skuteczne jest leczenie za pomocą osocza ozdrowieńców, musi jednak być rozpoczęte w maksymalnie ciągu kilku dni od początku infekcji i zawierać odpowiednio wysoki poziom przeciwciał anty-SARS-CoV-2.