W styczniu apteki w Polsce sprzedały rekordowe blisko 2,5 mln sztuk testów na koronawirusa. Dla porównania, w grudniu testów sprzedano 980 tys., w listopadzie – 270 tys., a w październiku „zaledwie” 40 tys.
- To pokazuje prawdziwą skalę pandemii i rzeczywistą liczbę osób zakażonych - mówi Marek Tomków, wiceprezes Naczelnej Rady Aptekarskiej w Opolu.
Zwraca także uwagę, że prócz aptek, testy sprzedaje się także w pozaaptecznych sieciach drogerii oraz w sklepach, dlatego rzeczywista liczba sprzedanych testów jest nie do określenia.
Sklepy zachęcają do zakupów testów
I tak np. w popularnej sieci sklepów test na koronawirusa można kupić za niecałe 20 zł. Testy antygenowe, które wykrywają antygen SARS-CoV-2, leżą zwykle w bardzo widocznym miejscu, blisko kasjerki. Tak, że każdy klient na pewno je zobaczy, płacąc za zakupy.
W aptekach ceny są nieco większe, ale najdroższy test antygenowy, jaki udało nam się zdobyć w Opolu nie przekraczał ceny 40 zł.
- Zainteresowanie płatnymi testami jest bardzo duże. Klienci zazwyczaj kupują po kilka takich testów, niektórzy przychodzą do nas regularnie, co tydzień lub dwa. Czasem po takiej osobie widać, że najprawdopodobniej jest zakażona koronawirusem, dlatego zwracamy szczególną uwagę, aby wszyscy nasi klienci mieli założoną maseczkę, a w samej aptece nie było jednocześnie więcej niż trzy osoby – tłumaczy aptekarka z Opola.
Chcą darmowych testów, ale z ominięciem systemu
Ogłoszenie przez Ministerstwo Zdrowia darmowego testowania przeciw COVID-19 w aptekach wzbudziło ogromne zainteresowanie.
Wiele osób słysząc o darmowych testach przeciw COVID-19 w aptece spodziewało się otrzymania takiego testu do ręki i wykonania go samodzielnie w domowym zaciszu. Jednak zgodnie z rozporządzeniem testy będą wykonywane na miejscu, a wynik – wpisany do systemu.
- Niemal każdego dnia zdarza się sytuacja, w której ktoś przychodzi po test, ale po informacji, że musi za niego zapłacić, jest bardzo zaskoczony – wyjaśnia farmaceutka.
Pacjenci z dodatnim wynikiem stają się agresywni
Sklepowe testy covidowe także idą jak świeże bułki. Tajemnicą poliszynela jest, że akurat ten biznes kręci się m.in. dlatego, ponieważ niektórzy chcą uniknąć państwowych procedur: izolacji i kwarantanny.
- Bardzo wielu pacjentów decyduje się na testowanie na własną rękę, ponieważ wynik pozostawia dla własnej wiadomości. Mamy też sygnały z punktów wymazowych, że gdy pacjent słyszy, że dane zostaną wpisane do systemu, rezygnuje z badania. Zdarzają się nawet sytuacje, że po dodatnim wyniku testu i wpisaniu go do systemu, pacjenci stają się agresywni. Bo nagle okazało się, że plany na ferie muszą zostać zmienione. Na szczęście takie incydenty nie miały miejsca na Opolszczyźnie – wyjaśnia Marek Tomków, wiceprezes Naczelnej Rady Aptekarskiej.
Na koniec podkreśla, że bez względu na to czy test wykonamy w laboratorium czy na własną rękę, w przypadku dodatniego wyniku powinniśmy zacząć się izolować i nie wychodzić z domu.