Dr Paweł Rajewski o sytuacji w szpitalach. Dlaczego brakuje lekarzy specjalistów?

Roman Laudański
Ddr. n. med. Paweł Rajewski, konsultant wojewódzki ds. chorób zakaźnych, rektor Wyższej Szkoły Nauk o Zdrowiu.
Ddr. n. med. Paweł Rajewski, konsultant wojewódzki ds. chorób zakaźnych, rektor Wyższej Szkoły Nauk o Zdrowiu. Arkadiusz Wojtasiewicz
Rozmowa z dr. n. med. Pawłem Rajewskim, konsultantem wojewódzkim ds. chorób zakaźnych, rektorem Wyższej Szkoły Nauk o Zdrowiu.

– W polskich szpitalach może zabraknąć lekarzy specjalistów.
– Są działy medycyny, w których młodzi lekarze niechętnie chcą się specjalizować. Jest to związane z tym, że nie każdy chce być uzależniony od szpitala. Młodzi lekarze wybierają specjalizacje, które po uzyskaniu tytułu specjalisty dają pracę poza szpitalem – np. w poradni specjalistycznej, prywatnym centrum medycznym lub w prywatnym gabinecie. Dość słabo płacona jest medycyna szpitalna w porównaniu do tej, która jest na rynku komercyjnym, prywatnym, w poradniach specjalistycznych czy nawet w poradniach podstawowej opieki zdrowotnej, bo proszę zauważyć, że w ostatnim czasie także specjaliści różnych dziedzin rezygnują z pracy specjalistycznej w szpitalach i zatrudniają się także w poradniach podstawowej opieki zdrowotnej, ponieważ tam stawka za godzinę jest dużo większa.

Często, szczególnie młode pokolenie, nie chce być uzależnione od swojego pracodawcy. Wolą płynny czas pracy, wybierają np. wolne piątki lub poniedziałkową pracę rozpoczynają w późniejszych w godzinach. Młode pokolenie bardziej ceni sobie higienę zdrowia psychicznego niż szpitalną gonitwę.

Niestety, coraz częściej lekarze odchodzą od medycyny klinicznej, szpitalnej i idą w medycynę „poradnianą”.

– Kiedyś szpitalny etat był szczytem marzeń?
– No tak, kiedyś praca w szpitalu, w klinice, na uczelni medycznej była nobilitacją. Dziś już nie jest. Zaryzykuję twierdzenie, że młodzi w większości patrzą na pracę przez pryzmat pieniądza, a nie ideałów. Idą troszeczkę na łatwiznę. To będzie się pogłębiać. Poza tym część lekarzy decyduje się na wyjazd z Polski. Higiena pracy, zarobki w krajach Europy zachodniej, w Stanach Zjednoczonych, czy w Skandynawii są dużo większe. Tam jest wygodniej. Lekarze nie muszą pracować na kilku etatach jednocześnie: nie muszą chodzić do szpitala, dyżurować i chodzić do poradni. Bardzo często lekarze nie wybierają pracy w szpitalach ze względu na dyżury. Przebywanie 24 godziny lub ponad 30 godzin w pracy bez przerwy młodych nie interesuje. Chcą żyć, a nie spędzać życie w pracy. Nie ukrywajmy, że tak duże obciążenie pracą, jak praca w szpitalu, na dyżurach odbija się również nie tylko na zdrowiu psychicznym, ale najczęściej na rodzinach lekarzy. Dlatego młode pokolenie nie chce wiązać się ze szpitalami.

– Stąd kłopoty z obsadzeniem rezydentury?
– Oczywiście, są tzw. specjalizacje deficytowe – chirurgia ogólna, od lat ciężka i trudna interna, ale pojęcie internisty w Polsce spowodowało, że stał się on synonimem lekarza ogólnego, a wcale tak nie jest. W innych krajach internista jest lekarzem obejmującym pacjenta holistycznie. Często powstają centra, poradnie internistyczne, gdzie różni specjaliści kierują pacjenta do internisty, który potrafi połączyć, podsumować te wszystkie specjalizacje i z korzyścią dla pacjenta wyciągnąć odpowiednie wnioski. U nas interna równa się lekarz ogólny, dlatego nie jest to wybierana specjalizacja. Jak również chirurgia ogólna oraz – od lat – choroby zakaźne. Ostatnio również onkologia, z uwagi na obciążenie psychiczne onkologów. Przecież nie jest to specjalizacja pełna spektakularnych sukcesów. Deficytowa jest również psychiatria dziecięca. Młodzi wybierają takie specjalizacje, po których od razu mogą zarabiać, jak laryngologia, okulistyka czy dermatologia.

– Problem dotyczy nawet lekarzy rodzinnych, których średnia wieku wynosi już 58 lat…
– W ogóle w systemie mamy dużą lukę pokoleniową, nie ma zastępowalności pokoleń. To jest jeszcze bardziej widoczne wśród pielęgniarek, ale lekarzy również.

– Pandemia dołożyła do tego swoje „trzy grosze”?

– Przez pandemię lekarze przewartościowali różne sprawy, m.in. to, że nie samą pracą człowiek żyje. Lekarze z mojego pokolenia i starsi, to zazwyczaj pracoholicy. Pandemia nauczyła nas pokory. Wiele koleżanek i kolegów doszło do wniosku, że po pandemii będzie mniej pracować. Jak również wiele osób wypaliło się, odeszło ze szpitali do lecznictwa otwartego, ambulatoryjnego.

– Ministerstwo Zdrowia reaguje na tę sytuację?
– Jest lista specjalizacji deficytowych, decydując się na nie rezydent otrzymuje wyższą pensję. Niektóre szpitale, chcąc zachęcić do robienia specjalizacji, zatrudniają młodych lekarzy na etat czy kontrakt z wyższa stawką. Rząd wspominał również o kredytach dla młodych lekarzy. Jest również pomysł powstania wydziałów lekarskich na tzw. uczelniach zawodowych lub niepublicznych. Jak również ułatwienia w podjęciu pracy dla lekarzy z Ukrainy i Białorusi. Nie jestem optymistą. Najbliższe lata będą ciężkie. Rozmawiając ze studentami ostatnich lat wydziałów lekarskich słyszę, że preferują oni specjalizacje łatwe, miłe i przyjemne umożliwiające uniezależnienie się od szpitalnictwa.

– Wychodzi na to, że szpitale to „samo zło”.

– To ciężka praca. Kiedy brakuje lekarzy, to pozostali mają bardzo dużo dyżurów, po których i tak trzeba zostać w pracy, bo nie ma kto pracować. Dochodzą różne choroby, szczególnie teraz, kiedy mamy pandemię, izolację i kwarantannę. Za chwilę będzie sezon urlopowy, kadra zostanie znowu okrojona. Nie jest to wcale intratna praca w porównaniu do szpitalnictwa otwartego, medycyny ambulatoryjnej czy poradni publicznych i niepublicznych.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Zdrowie

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Komentarze 1

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

G
Gość
Lekarze nie musieliby pracować po 30 godzin bez przerwy, a specjalistów byłoby więcej, gdyby w Polsce było więcej lekarzy. A byłoby więcej lekarzy, gdyby posłowie PIS Latos i Schrajber nie blokowali ustawy o utworzeniu w Bydgoszczy Uniwersytetu Medycznego. Tacy to z nich bydgoscy pseudopatrioci.
Wróć na stronazdrowia.pl Strona Zdrowia