W czasie, gdy codziennie pada kolejny rekord zakażeń w Polsce, na mszy w małym miasteczku na Podlasiu 98 procent wiernych modli się bez maseczek, a ksiądz pytany, czy nie obawia się zagrożenia odpowiada: "wirus świrus, covid srovid". Dlaczego wielu Polaków tak naprawdę nie wierzy w koronawirusa?
Mam przeczucie, że jest to coś na kształt konfliktu cywilizacyjnego. Wirusa nie widać. Skoro ani my, ani nikt z naszych znajomych nie doświadczył takiego dramatu jak Włosi, to dlaczego mamy wierzyć, że on jest? Wiąże się to dodatkowo z niskim zaufaniem do władzy. Kościół, szczególnie w małych miejscowościach bywa jedyną poza szkołą instytucją kulturotwórczą. I niestety nie zawsze stoi po stronie nauki.
Od wieków po epokach głoszących siłę rozumu i nauki nastawał czas buntu wobec racjonalistycznego pojmowania świata. Może jesteśmy znów w momencie, kiedy "czucie i wiara silniej mówi do mnie, niż mędrca szkiełko i oko"?
To bardzo ciekawa koncepcja. Jesteśmy na etapie kontestacji istniejącego porządku. W polityce pojawiają się partie, które głosząc tezy mocno kontrowersyjne, mają coraz większe poparcie. Jest to związane ze zmianami społeczno-kulturowymi, również widocznymi w mediach, mających także na te zmiany wpływ. W wyniku procesów społecznych i medialnych, wskutek których bierny odbiorca komunikatu otrzymał równocześnie możliwość bycia aktywnym jego nadawcą, ludzie łatwiej zaczęli sobie uświadamiać, że ich poglądy (nawet absurdalne) mogą podzielać inni. Taka uniwersalizacja daje poczucie siły, likwiduje poczucie osamotnienia i utwierdza we własnych przekonaniach nie mających oparcia w nauce. To właśnie na Facebooku są strony negujące istnienie koronawirusa lub lekceważące zagrożenie z nim związane. Ot, po prostu taka sobie kolejna grypka, a u niektórych osób nawet bezobjawowa. Można tam przeczytać niezwykłe, często groteskowe wypowiedzi, które wiąże jednak pewna wspólna cecha. Osoby wątpiące w istnienie COVID-19, czy też ryzyko związane z zakażeniem, równie często deklarują także niechęć wobec szczepień, przekonanie o szkodliwości 5G oraz, że lekarze sprzedali się koncernom farmaceutycznym.
Dlaczego bardziej ufamy opinii urzędnika, kelnera czy aktora, niż ekspertom?
Być może dlatego, że ekspert przestał być kimś, kim jeszcze do niedawna był, czyli autorytetem. Co gorsza, na razie nic nie wskazuje, żeby coś miało się zmienić. Ten problem to tylko fragment szerszego kontekstu, jakim jest ogólny kryzys zaufania do instytucji, różnych organizacji i władzy. Ludzie dziś częściej ufają tym, którzy raczej podważają status quo, a nie go utrzymują. Jesteśmy wręcz świadkami desakralizacji autorytetów. Ekspert coś napisze, a ja mogę - nawet nie ujawniając nazwiska - przywalić mu w komentarzu.
Przekonanie, że oto moje zdanie na temat wirusa waży tyle samo co zdanie profesora medycyny, desakralizuje autorytet i pokazuje, że w mediach społecznościowych jesteśmy sobie równi. Dodajmy do tego specyfikę tych mediów, które posługując się algorytmem proponowania nam treści, z którymi się zgadzamy, zapędzają nas do zagród zwanych bańkami informacyjnymi. Kisimy się we własnym sosie, pogłębiając przepaść między nami, a tymi, którzy mają odmienne poglądy.
Jest to zjawisko bardzo niebezpieczne, bo tworzy w nas przekonanie o rzeczywistości, która wcale nie musi odzwierciedlać prawdy. Może na przykład powodować przecenianie wystąpienia zagrożeń ze strony różnych grup, czy sytuacji, albo odwrotnie – niedocenianie ich, jak ma to miejsce w przypadku koronawirusa.
Kim są niedowiarkowie?
Cechuje ich pewien określony sposób myślenia. Jedną z cech charakterystycznych osoby wierzącej w teorie spiskowe jest poczucie wyjątkowości, przekonanie, że widzi się więcej, niż widzą inni. Michael Barkun wyróżnia trzy cechy myślenia spiskowego: wiara, że nic nie dzieje się przez przypadek (wszystkie wydarzenia zostały świadomie zaplanowane), nic nie jest tym, na co wygląda (wszystko jest mistyfikacją, a spiskowcy próbują ukryć się pod płaszczykiem najprostszych wyjaśnień, np. pożar w katedrze Notre Dame nie może być wynikiem przypadkowego zaprószenia ognia) i wreszcie w związku z tym, że nic się nie dzieje przez przypadek, trzeba ciągle szukać ukrytych połączeń i tajnych związków. Poszukiwanie takich związków łatwo przychodzi, zwłaszcza wtedy, gdy sami eksperci wyrażają odmienne opinie na jakiś temat. Bywa, że także specjaliści wywołują chaos (na szczęście to pojedyncze przypadki), brnąc w ezoterykę, ignorując dowody naukowe i głosząc teorie, które wprawiają w zakłopotanie naukowców i władze uczelni, z którymi są związani. To również podważa zaufanie do naukowego konsensusu w kwestiach już rozstrzygniętych. Daleko nie szukając - Linus Pauling, wybitny uczony, podwójny noblista, zaliczony przez magazyn „New Scientist” do grona 20 naukowców wszechczasów, w pewnym momencie życia zaczął głosić kontrowersyjne poglądy na temat cudownego wpływu witaminy C na zdrowie, zwłaszcza w kontekście leczenia raka.
Dlaczego ludzie nauki od niej odchodzą?
Mogą to być powody finansowe, ambicjonalne - w branży naukowej ludzie też chcą zaistnieć, a konkurencja jest ogromna, więc czasem szukają alternatywnej drogi. Narażają się na ostracyzm środowiska, ale zyskują popularność. Guru antyszczepionkowców, Andrew Wakefield celowo manipulował danymi, by potwierdzić swe hipotezy, ale mimo wycofania artykułu z pisma "Lancet", jest on nadal przywoływany przez przeciwników szczepień.
Naukowcy także popełniają błędy.
Chciałbym zostać dobrze zrozumiany. Nie twierdzę, że nauka się nigdy nie myli, ale w mojej ocenie to jedyna droga do poznania prawdy, nie dostrzegam alternatywy. Bywa, że błędne przekonania zwolenników spiskowych teorii mają swoje źródło nie złych intencjach czy szkodliwych ideologiach, lecz w niewiedzy. Wszak nie wszyscy nasi koledzy ze szkoły byli orłami. Zatem konieczna jest próba zrozumienia wątpliwości oponentów i rzetelne wyjaśnienia ich wątpliwości. Dlatego tak bardzo ważna jest tu uczciwość badaczy i trzymanie się rzetelnej metodologii badań.
A może autorytety nie potrafią zrozumiale przekazać ludziom wiedzy?
Racja, kolejnym problemem jest naukowy język. Badacze często wypowiadają się w sposób hermetyczny, ale i ostrożny (to jest oczywiście konieczne), co utrudnia komunikację z osobami nieprzygotowanymi do dyskusji naukowej. Jednocześnie ludzie potrzebują jasnej odpowiedzi na pytania typu: czy noszenie maseczek jest szkodliwe, czy pożyteczne? Tu ogromną nadzieję pokładam w popularyzatorach nauki. Poza tym konkluzje z badań bywają dość niewygodne, bo zmuszają nas do myślenia i samoograniczeń, a tego bardzo nie lubimy. Trzeba byłoby np. zrezygnować z jednorazowych opakowań, oszczędzać wodę, szanować własne dzieci, albo nosić te niewygodne maseczki lub powstrzymać się przed udziałem w masowych imprezach w czasie pandemii.
Zauważył pan, że często negowaniu doniesień naukowych towarzyszy szukanie winnych?
Zabawne, że na początku pandemii dominowała spiskowa teoria, głosząca, że wirus którego główne epicentrum znajdowało się w Chinach, to tajna broń Donalda Trumpa wymierzona w chińską gospodarkę. Po dotarciu wirusa do USA i hekatombie, którą tam spowodował, narracja spiskowa uległa zmianie – wirus wymknął się Chińczykom z tajnego laboratorium, żeby uderzyć w Amerykanów. Zresztą obie te koncepcje są aktualne do dziś.
Skąd biorą się teorie spiskowe?
Jest kilka powodów. Spiskowym teoriom sprzyja radykalizm polityczny, i to po każdej ze stron. Jan Willem van Prooijen wraz z zespołem badawczym udowodnił, że liberałowie częściej są przekonani, że media i partie polityczne są na usługach kapitalistów i korporacji. Z kolei konserwatyści sądzą, że media i partie polityczne służą liberalnym elitom i naukowcom, którzy coś „dłubią” w swoich laboratoriach, a ich wnioski są mętne lub, o zgrozo, sprzeczne.
A to nieprawda?
Rzeczywiście tak jest.
Tym różni się nauka od sekty, że nie daje prostych odpowiedzi na trudne pytania. Zmuszeni jesteśmy niuansować nasze refleksje, zgodnie z przestrogą Alberta Einsteina, że wszystko należy upraszczać, lecz nie bardziej niż jest to konieczne. Liberałowie mogą twierdzić, że koronawirus ogranicza ich wolność i prawa obywatelskie, służy władzy do nakładania kagańca, zaś radykałowie uznają, że to spisek naukowców z siłami lewicowymi, które dążą do ograniczenia populacji albo zastraszania ludzi „wymyślonym wirusem”, żeby trzymać ich w ryzach.
Wierze w teorie spiskowe sprzyja także potrzeba unikatowości. Im dana teoria miała mniejsze poparcie społeczne, tym większym uznaniem cieszyła się w oczach osoby mającej skłonność do wiary w takie koncepcje. Jedne z bardziej egzotycznych teorii głosiły, że za koronawirusa odpowiada rodzina Rotschildów, która w ten sposób chce wprowadzić komunizm na świecie, albo że to Bill Gates ma plan wczepienia ludziom implantów, by przejąć władzę nad światem...
Wie pan, że słyszałam coś takiego z ust bardzo inteligentnych ludzi?
Inteligencja nie jest wystarczającym regulatorem, który mógłby pomóc przeciwstawić się tej swoistej infodemii. Bywa, że skłonność do analitycznego myślenia wręcz pogłębia problem. Ludzie zamiast weryfikować swoje poglądy, racjonalizują je. Tutaj dochodzimy też do kwestii wykształcenia. Generalnie osoby lepiej wyedukowane są bardziej skłonne do analitycznego i krytycznego myślenia, ale nie musi to być regułą. Jeśli jakiś temat jest wrażliwy społecznie, traktowany jako polityczny albo spostrzegany jako ideologiczny, inteligencja przestaje odgrywać znaczenie w twardej ocenie faktów, utrudnia racjonalny osąd, a wręcz staje się „pałką” do bicia przeciwnika o innych poglądach.
Dlaczego teorie te są dziś tak powszechne?
Wynika to z braku poczucia kontroli nad sytuacją. Polskie społeczeństwo cechuje niskie zaufanie do instytucji, ale także do innych ludzi. Wiara w globalne spiski związana jest z anomią i niepewnością, zwłaszcza w grupach słabszych społecznie, nieuprzywilejowanych. Ten problem jest oczywiście szerszy i wiąże się z rozwarstwieniem społecznym, którego najbardziej wyraźnym wskaźnikiem jest rozwarstwienie dochodowe. W Polsce Wskaźnik Nierówności Społecznej jest znacznie powyżej średniej europejskiej.
W jaki sposób ufać władzy, która z jednej strony robi całkowity lockdown spowodowany zagrożeniem epidemiologicznym, bezwzględnie egzekwuje prawo, używając nieadekwatnych, surowych, horrendalnych, niezgodnych z prawem kar, gdy za chwilę ta sama władza w sposób nonszalancki ogłasza, że zagrożenie minęło i zachęca osoby starsze, szczególnie narażone na ryzyko, do wzięcia udziału w wyborach? To w końcu jest ten wirus, czy go nie ma? A może nie był taki straszny, jak o tym mówili? Pytania pojawiają się naturalnie, stajemy się podejrzliwi i przesądni, więc szukamy odpowiedzi.
A dziś paradoksalnie łatwo je znaleźć w Internecie, postrzeganym jako pozornie wolne i niezależne medium. Teorie spiskowe dostarczają satysfakcjonujących wyjaśnień, są wewnętrznie spójne i pozwalają wyjaśnić to, co dzieje się na świecie w obliczu niepewności. Gdy oficjalne wyjaśnienia są niejasne i niespójne, te są zrozumiałe i przede wszystkim dostępne.
Nieufność jest tarczą, która pozwala nam zmierzyć się z niespotykaną od dawna katastrofą epidemiologiczną?
Charakterystyczną cechą człowieka jest skłonność do uprzedzeń negatywnych i wykrywanie intencjonalności. Negatywne zdarzenia częściej uznajemy za przejaw działania innych ludzi, niż przypadku. Stąd przekonanie o wyprodukowaniu wirusa w tajnym laboratorium, czego wprawdzie nie potwierdzają naukowcy, ale jak wiadomo oni też są przecież „na usługach”. Mamy też skłonność do przypisywania sprawstwa różnym zdarzeniom. Świat składa się z sojuszników i wrogów, zatem należy rozpoznać „swojego” i „obcego”. Ryzykownie byłoby szastać własnym zdrowiem, a niektóre błędy bywają bardziej kosztowne niż inne. Dobór naturalny sprzyjał przezornym, preferując osobniki, które popełniały błędy mniej kosztowne. Jeśli wirus jest wymysłem, albo nie jest tak groźny jak mówiono, to po co siedzieć w domu? Trzeba żyć i zarabiać. Ale co, jeśli jest zagrożeniem śmiertelnym? W tej kwestii statystyki nie pozostawiają wątpliwości. Chyba, że uznamy, że są przekłamane, bo „wiadomo kto je tam robi”.
Czy tylko zetknięcie się sceptyka z koronawirusem doprowadzi do zmiany poglądów?
Nawet doświadczenie choroby może być interpretowane na różne sposoby. Nie wiem, czy jest jedna recepta na przekonanie człowieka do określonego sposobu myślenia. Jednym ze znanych w psychologii błędów poznawczych jest efekt potwierdzenia (błąd konfirmacji). Preferujemy informacje, które potwierdzają to, co już wiemy na dany temat, niezależnie od faktów. Błąd konfirmacji, od którego nie są wolni także naukowcy, prowadzi do lekceważenia dowodów, by chronić własne zapatrywania - wierzenia religijne, poglądy polityczne oraz osobiste przekonania. Jeśli dwadzieścia badań mówi, że COVID -19 nie jest zwykłą grypą, lecz niebezpiecznym śmiercionośnym wirusem, ale jedno przedstawia konkluzje zgoła odmienne, osoba taka będzie uporczywie powoływać się na ten właśnie artykuł, gdyż on jest zgodny z jej poglądami.
Brzmi to groźnie w sytuacji, gdy poglądy negujące zagrożenie Covid-19 mogą wpływać na bezpieczeństwo zdrowotne tysięcy ludzi.
Zmiana poglądów to proces. Do tego potrzebny jest wzrost zaufania do władzy, aby to co mówi, było respektowane. Takiej władzy, która powie: macie prawo nie bać się wirusa, ale musicie rozważyć odczucia waszych bliskich, sąsiadów, innych obywateli i przestrzegać obowiązujące rygory, gdyż samoograniczanie się jest konieczne dla dobra nas wszystkich. Przy okazji będzie faktycznie troszczyć się o obywateli, a nie tylko mówić o tym, że się troszczy. Szczerze mówiąc jestem pesymistą, bo jak dotąd żadnej władzy w Polsce nie udało się zbudować takiego zaufania.
Jest więc sens dyskutować?
A jaki mamy wybór? Jestem zwolennikiem dyskusji na argumenty, a nie na emocje. Uważam jednak, że nie należy polemizować w Internecie. Z moich obserwacji wynika, że media społecznościowe zdecydowanie nie sprzyjają dialogowi. Jeden trzy razy pomyśli, zanim coś napisze, ale inni uznają ten wpis za wojnę ideologiczną. Wchodzimy w narrację polityczną, w dominujące w wielu przekonanie, że przez lata byli oszukiwani przez władzę. Czy zatem jest na to rada? Czy żeglujemy na wzburzonym oceanie dezinformacji jedynie w małej łódeczce własnego rozsądku i logiki? Profesor Dan Kahan uważa, że szansą odnalezienia się w obecnej rzeczywistości i nabycia odporności na uprzedzenia jest rozwijanie w sobie naukowej ciekawości. Dodajmy, że wykształcenie i inteligencja są czymś innym, niż naukowa ciekawość i nie muszą wiązać się z pasją odkrywania świata. W badaniach Kahana osoby, które cechowała naukowa ciekawość, sięgały po wiadomości, które mogły rzucić nowe światło na ich opinie, a nie po te, które potwierdzały ich światopogląd. Żeby jednak rozwinąć w dzieciach rozumowanie naukowe bez uprzedzeń i ideologicznych ograniczeń, konieczna jest całkowita zmiana myślenia o edukacji, głównie przez osoby decydujące o jej kształcie. Cóż, złośliwi mówią, że frak dobrze leży dopiero w czwartym pokoleniu, zatem poczekajmy.
Przekonamy naszą rozmową choć kilka osób?
Bardziej liczę się z tym, że już startują hejty na opłacanego przez koncerny farmaceutyczne i możnowładców psychologa, który comiesięczne środki na życie otrzymuje w szeklach od Sorosa.
Polecamy komentarz redaktora naczelnego: