Kilka dni temu ukazał się sondaż, z którego wynika, że prawie 20 proc. Polaków wraz z rozpoczętym rokiem szkolnym, boi się, że szkoły zostaną zamknięte z powodu pandemii koronawirusa. Czy zatem są plany, aby uczniowie przeszli na naukę zdalną?
Nic takiego nie ma w planach. Jeżeli mówimy o planach, czyli o tym, co się najprawdopodobniej wydarzy, to scenariuszem, który się realizuje i będzie realizował, jest rozpoczęcie roku szkolnego, jak i akademickiego. Oczywiście, nie tylko dlatego, że tak dzieci i młodzież muszą się uczyć w normalnych warunkach, ale dlatego też, że teraz wszystkie prognozy i wszystkie czynniki bieżącej sytuacji, pokazują, że po pierwsze – mamy do czynienia z coraz mniejszym zagrożeniem hospitalizacją, a po drugie wiemy – to już nie jest tylko prognoza – że mamy coraz większą skalę uodpornienia społecznego na koronawirusa. Nie ma tak naprawdę żadnych argumentów, które by mówiły, że restrykcje są potrzebne. Wszystko przemawia za zupełnie innym scenariuszem.
Jaki to scenariusz?
Najprawdopodobniej będzie tak, że nie wprowadzimy żadnych ograniczeń epidemicznych. Mamy nieco inną sytuację niż w poprzednich latach. Wówczas fala we wrześniu i w październiku się rozpędzała i swoje apogeum osiągała na koniec jesieni. W tym roku już teraz mamy do czynienia z falą, której kumulacja w zasadzie jest za nami i duża część społeczeństwa nie odnotowała nawet tego faktu. W tej chwili obserwujemy niższe poziomy zakażeń. Widzimy też, że na poziomie liczby hospitalizacji mamy już zupełne odwrócenie trendu, czyli niewielkie spadki.
Co to oznacza?
Jesteśmy bardziej odporni z tytułu szczepienia oraz z racji kontaktu z wirusem w czasie letniej fali. Ta odporność to z jednej strony mniej zachorowań, a z drugiej jeżeli nawet one się pojawiają to są mniej dolegliwe dla pacjentów. Nie ma więc potencjału, żeby teraz nastąpiło przyspieszenie epidemiczne, z zastrzeżeniem oczywiście, że nie pojawi się kolejna mutacja. W ramach mutacji, z jakimi mamy do czynienia, trzeba się spodziewać mniej więcej 20-tygodniowego okresu przerwy między kolejnymi falami. Co najważniejsze – kolejne fale są zdecydowanie mniej zagrażające życiu ale i zdrowiu społecznemu.
Ma Pan też na myśli szczepienia, mówiąc o tym, że fale zdecydowanie mniej zagrażają życiu?
Dopuściliśmy już szczepienia dla grup w wieku 60 plus oraz osób z obniżoną odpornością. Teraz, po decyzji EMA ruszymy ze szczepieniami 4 dawką całej populacji, poza dziećmi oczywiście. Szczepienia należy kontynuować w ramach zaleceń, z którymi się spotykamy ze strony lekarzy i ekspertów z zakresu wakcynologii. Szczepienia mają to do siebie – i widzimy to na poziomie badań naukowych – że uodparniają na okres dłuższy niż ten, który wiąże się z przejściem choroby. Poza tym bardziej niż przed zakażeniem, chronią przed ciężkim przebiegiem choroby. Przechorowanie natomiast nie uchroni nas przed kolejnym ciężkim Covidem. Szczepienia są po prostu łatwiejszą metodą i lepszą gwarancją tego, że nic poważnego nam się nie stanie. Nawet z tego punktu widzenia lepiej się zaszczepić. Ale każdy wybiera sam czy chce być lepiej chroniony, czy też nie.
Satysfakcjonuje Pana poziom szczepień przeciwko Covid-19 w Polsce?
W tym przypadku są dwa punkty widzenia. Pierwszy – jeśli się porównujemy z krajami Europy środkowej i wschodniej, to wcale tak źle nie wypadamy. Musimy wziąć pod uwagę pewne kulturowe zaszłości związane z np. z komunizmem oraz co jest następstwem komunizmu, inny stosunek do wskazań służb państwowych. Drugi – kiedy przypominam sobie początki akcji szczepień i jakie u nas w kraju było nastawienie, to pamiętam, że pierwszy wynik badań dotyczących skłonności do szczepień, z grudnia, kiedy rozpoczynaliśmy akcję, wynosił 37 proc. Potem procent ewoluował i przekroczył 70. Tak stało się w wyniku prowadzonych kampanii, ale też skuteczności akcji szczepień, która była podstawą decyzji o tym, że ktoś się szczepi. Na pani pytanie można więc odpowiedzieć nieco niejednoznacznie – jestem i zadowolony i niezadowolony. Jeśli porównujemy się z najlepszymi krajami, to ja bym chciał, aby wyniki były lepsze, ale jest to bardzo ściśle związane z pewną skłonnością do badań profilaktycznych. Widzimy, że poziom szczepień jest bardzo skorelowany ze skłonnością do profilaktyki. W krajach, gdzie programy np. przesiewowe, mammografii, czy cytologii, mają bardzo wysokie wskaźniki, tam też poziomy szczepień są bardzo wysokie. U nas, niestety – na tle Europy – w zakresie programów profilaktycznych, nie wypadamy najlepiej, paradoksalnie nawet gorzej niż sama akcja szczepień. To znaczy, że szczepieniami nadrabiamy to, co by wynikało z porównania różnic między programami profilaktycznymi.
Mamy przecież program badań „Profilaktyka 40 plus”, ale i akcję „Zdrowe Życie” pod patronatem pary prezydenckiej. Mimo tego Polacy nie są chętni do profilaktyki zdrowotnej?
Program „Profilaktyka 40 plus” był wprowadzany jako pewien bilans zdrowia po 2 latach pandemii, czyli dwóch latach mniejszego zainteresowania swoim zdrowiem w aspektach innych niż Covid-19. Miał zachęcić do powrotu przynajmniej do standardowej profilaktyki. Ponieważ nie byliśmy do końca zadowoleni z pierwszych wyników „Profilaktyki 40 plus” dokonujemy pewnych modyfikacji. Poza tym chcieliśmy, żeby zajmowanie się zdrowiem stało się sprawą narodową. Dlatego razem z Kancelarią Prezydenta, samym panem prezydentem i jego małżonką, ale też angażując inne agendy administracji, czyli Ministerstwo Aktywów Państwowych i spółek skarbu państwa, czyli PZU, przygotowaliśmy akcję, która ma stanowić bardzo poważny impuls do tego, żeby Polacy myśleli o swoim zdrowiu i mieli okazję wykonać najprostsze badania – niezależnie od wieku i niezależnie od miejscowości w której żyją. To jest bardzo ważne, bo w ramach akcji „Zdrowe Życie”, skierowaliśmy mobilne miasteczka zdrowia do mniejszych miejscowości i tam, gdzie jest poczucie braku dostępności do specjalistów, czy też do lekarza w ogóle. Myślę, że kompleksowe działanie, w którym mamy dedykowane programy profilaktyczne, ale też kampanie, będą skutkowały tym, że w aspekcie poprzedniego pytania, Polska niedługo będzie w dziedzinie profilaktyki zajmowała zdecydowanie lepsze miejsce.
Zamykając temat pandemii koronawirusa – żaden twardy lockdown nam nie grozi?
Jeżeli nie będzie odstępstwa od zakładanych scenariuszy i prognoz oraz od tego co obserwujemy podczas obecnej fali - na pewno nie. Pandemia miała zawsze to do siebie, że przychodziła falami od zachodu Europy do Wschodu. Biorąc więc pod uwagę to, co dzieje się w innych krajach, to nie widzimy teraz większego ryzyka.
Zmieńmy temat na refundację leku na SMA. Na wrześniowej liście leków refundowanych znajdzie się najdroższy lek na tę chorobę – Zolgensma. Warunkiem włączenia do programu lekowego jest m.in. wiek do szóstego miesiąca życia w momencie podania leku oraz brak jakiegokolwiek wcześniejszego leczenia z powodu SMA. Ale Polskie Stronnictwo Ludowe, które od dawna organizowało konferencje prasowe dotyczące SMA, krytykuje Pana za to rozwiązanie. Jak Pan myśli, dlaczego? Prezes Władysław Kosiniak-Kamysz jest przecież lekarzem…
Nie obawiam się powiedzieć, że PSL cynicznie wykorzystuje chore dzieci w polityce. Prezes Kosiniak-Kamysz zainteresował się tym tematem kilka tygodni temu, bo zauważył możliwość wykorzystania tematu w bieżącej polityce. My zajmujemy się tematem SMA od lat i od lat poprawiamy jakość życia pacjentów, w tym szczególnie dzieci. To, co robi prezes PSL to taki cyniczny styl uprawiania polityki, gdzie wprzęga się w politykę osoby chore, daje im pewną nadzieję, czasem wręcz ułudę i gra się emocjami, a na koniec niestety o wszystkim zapomina i zmienia temat narracji politycznej. To jest najbardziej prymitywna polityka, jaka istnieje. Zdecydowanie PSL, a szczególnie prezes Kosiniak-Kosiniak, który o dziwo jest lekarzem, taką właśnie politykę uprawia. To oznacza, że brak skrupułów szafa PSL w tym zakresie osiąga poziom Himalajów hipokryzji. To, co my zrobiliśmy do tej pory w zakresie SMA wprowadziło nas do pierwszej czwórki państw na świecie gwarantujących najlepszy poziom opieki dla pacjentów z rdzeniowym zanikiem mięśni. Pierwszy lek, który był już lekiem nowej generacji - Nusinersen wszedł do pełnej refundacji w 2019 r. Kolejny krok to wprowadzenie programu badań przesiewowych pod kątem SMA dla wszystkich nowonarodzonych dzieci. Każde dziecko, które się urodzi w Polsce, ma robiony panel badań genetycznych, w którym uwzględniamy, czy jest dotknięte SMA. To daje możliwość wychwycenia tego schorzenia zaraz po urodzeniu, co jest kluczem do skutecznego leczenia. I na tym polu badań przesiewowych i ich skali jesteśmy w światowej czołówce. Teraz w wyniku długich negocjacji, które trwały ponad rok, z producentem najdroższego leku na świecie, czyli Zolgensmy, doszliśmy do porozumienia w sprawie ceny leku, a co za tym idzie mogliśmy go włączyć do pełnej refundacji. Zrobiliśmy to wraz kolejnym lekiem Evrysdi dla tych pacjentów, którzy nie mogą przyjmować Nusinersenu. Zgodnie z wnioskiem producenta i przedstawionymi przez niego badaniami klinicznymi – co było kluczowe dla programu lekowego, lek ten jest wysoce skuteczny i bezpieczny w grupie wiekowej od narodzin do 6 miesiąca życia. Dwa główne badania rejestracyjne tego leku dotyczyły właśnie tej grupy wiekowej. Trudno było też podjąć decyzję o przenaczeniu leku dla małych pacjentów, którzy mają już terapię Nusinersenem. Nie mamy żadnych badań o możliwej interakcji tych leków. Co podkreślają lekarze specjaliści, a nie lekarze którzy są politykami, każdy z dopuszczonych w Polsce leków jest równie skuteczny, a najważniejsze by terapia rozpoczęła się jak najwcześniej, co jest naszym głównym celem. Wczesna terapia stopuje chorobę i pozwala dziecku normalnie się rozwijać. Podsumowując – zachowanie prezesa PSL jest bardzo cyniczne, ponieważ jest on lekarzem i ma świadomość, z czym ma do czynienia. Telewizja, która opisuje jego popisy medialne, jest jedyną telewizją, która się tym tematem zajmuje od strony polityki i na dodatek nie pokazuje żadnych ekspertów w dziedzinie leczenia SMA. A to ich stanowisko było podstawą sformułowania takich, a nie innych zaleceń do stosowania tego leku.
Przypomina Pan sobie, czy kiedy rządziła koalicja PO-PSL, to był refundowany jakikolwiek lek na SMA albo prowadzone były badania przesiewowe noworodków?
Wtedy jeszcze nie było leku na SMA, ale za tamtego rządu, w którym był pan Kosiniak-Kamysz do refundacji była dopuszczana znikoma ilość terapii w chorobach rzadkich, jaką jest też SMA. Tamten rząd nie interesowały choroby rzadkie i mali pacjenci, co najlepiej oddają statystyki. Dziś ich interesują bo mogą na nich uprawiać swoją cyniczną politykę.
Obiło mi się o uszy, że firma, które produkuje ten lek, Polsce chciała go sprzedawać drożej, niż np. Niemcom. To prawda?
Chciała go sprzedawać drożej niż innym państwom Unii Europejskiej, co było dla nas niezrozumiałe. To był argument, przez który negocjacje trwały tak długo. Na bieżąco informowaliśmy o tym opinię publiczną i rodziców dzieci chorych na rdzeniowy zanik mięśni zrzeszonych w Fundacji SMA. Prowadziliśmy negocjacje – z jednej strony – z założeniem, że chcemy czym prędzej dać pacjentom terapię, która jest na najwyższym światowym poziomie, ale z drugiej strony – nie możemy być zakładnikami generowania emocji społecznych i stawiania pod ścianą. Musimy też pamiętać, że są inne choroby rzadkie i inni pacjenci czekający na terapię. Na szczęście, to wszystko znalazło szczęśliwy finał i mamy ten lek. Jest próba zbijania pewnego kapitału politycznego i to bardzo cynicznego na tej sytuacji, ale my będziemy starali się – przedstawiając fakty i merytoryczne przesłanki, wynikające z dyskusji ekspertów – pokazać, że to my stworzyliśmy najnowocześniejszy na świecie kompleksowy program dotyczący SMA. Zawiera on zarówno badania genetyczne przesiewowe oraz trzy terapie. Lekarze i eksperci z innych krajów gratulują, że udało nam się stworzyć tak kompleksowy program, że wszystkie dzieci są zaopiekowane, mamy wprowadzony najnowszy lek i wszystkie dzieci są badane w kierunku SMA.
Kończąc naszą rozmowę chciałabym Pana zapytać o projekt ustawy budżetowej, który niedawno przyjął rząd. W 2023 roku – zgodnie z założeniami budżetu – Polska osiągnie wydatki na zdrowie na poziomie 6,3 proc. PKB. O ile jest to wzrost w stosunku do 2022 roku?
Najważniejsze z debaty budżetowej jest to, że mimo napięć i trudnej sytuacji, bo wszyscy wiemy, jak wygląda sytuacja finansowa na świecie i z jakimś kryzysem gospodarczym się zmagamy, to rząd Zjednoczonej Prawicy jest absolutnie konsekwentny. Zdrowie nadal jest priorytetem. Nie ma żadnej zmiany podejścia. Nie ma oszczędzania na zdrowiu, nawet w dobie kryzysu.
W co konkretnie będą inwestowane te pieniądze?
W kadry, nowe leki i refundacje, ale też ciągłe poprawianie wycen, bo to jest bolączka procedur medycznych, za które płaci NFZ. Kiedy Zjednoczona Prawica obejmowała rządy, na zdrowie było wydawane 70 mld zł, a my już w tej chwili przekraczamy 150 mld zł. To nie jest więc narracja medialna, to nie jest pusta deklaracja, to jest realny wysiłek finansowy państwa, który jest przeznaczony na zdrowie Polaków.