Tymek, który mieszka w Koziegłowach, zachorował wiosną 2017 r. w wieku 5 lat. Diagnoza postawiona przez lekarzy była niemal wyrokiem śmierci. U chłopca stwierdzono bardzo rzadki nowotwór układu współczulnego – neuroblastomę.
Miał 9-centymetrowy guz w klatce piersiowej, przerzuty do węzłów chłonnych, jamy brzusznej, nacieki na kościach. Rodzice i chłopiec rozpoczęli nierówną walkę z nowotworem. Wspierała ich w tym rodzina, przyjaciele, znajomi, sąsiedzi i wielu obcych ludzi.
Tymek nie poddawał się. Dzielnie znosił kolejne chemioterapie, usunięcie guza, przeszczep komórek macierzystych, radioterapię. Bardzo cierpiał. Bywały chwile, gdy stan chłopca bardzo się pogarszał, ale on nie dawał za wygraną.
Kolejnym wyzwaniem, któremu musiała sprostać rodzina, była immunoterapia przeciwciałami anty-GD2. Miała ona zapobiec wznowie nowotworu. Musiała być przeprowadzona najpóźniej po 120 dniach od momentu przeszczepu komórek macierzystych. Problem w tym, że NFZ jej nie refunduje. Jej koszty oszacowano na milion złotych. Rozpoczął się wyścig z czasem.
Już wcześniej, bo od lipca 2017 r. zbierano pieniądze na leczenie Tymka. Inicjatorką była sąsiadka rodziny Bajerów – Katarzyna Woźniak, która utworzyła grupę na Facebooku „Otwórzmy serca – licytacja na rzecz Tymka” i prowadziła aukcje. Później, gdy okazało się, że trzeba zebrać milion złotych, zbiórka pieniędzy ruszyła także na portalu siepomaga.pl. Organizowano też turnieje sportowe, festyny, pieniądze zbierali uczniowie z czerwonackich szkół, w pomoc Tymkowi bardzo zaangażowali się strażacy. Pieniądze udało się zebrać przed czasem.
Dzięki temu Tymek rozpoczął półroczną immunoterapię na Oddziale Onkologii i Hematologii Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie.
11 września trafił do Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie na badanie scyntygraficzne MIBG. Wyniki nie wykazały wznowy nowotworu.
W lutym 2020 r. pojawiło się podejrzenie, że Tymek ma wznowę, wyniki kolejnych badań były niejednoznaczne. W kwietniu przyszła jednak dobra informacja – chłopiec jest zdrowy.
Niestety w sierpniu wieści nie były już dobre. Okazało się, że guz zaczął rosnąć w tym samym miejscu co poprzednio, przerzuty stwierdzono w węzłach chłonnych szyjnych i w klatce piersiowej. Chłopiec przeszedł kilka cykli chemioterapii, stawał się coraz słabszy, miał kiepskie wyniki morfologii.
Święta Bożego Narodzenia 2020 r. Tymek spędził w szpitalu. Kolejna chemioterapia nie przyniosła efektu, ból rąk i nóg wrócił. Lekarze podejrzewali, że rozsiew nowotworu do kości. Badanie wykazało przerzuty m.in. do węzłów chłonnych oraz kości ramiennej, obojczykowej, piszczelowych, ud, czaszki oraz oczodołów oraz wskazało, że szpik również może być zajęty. Medycy postanowili zastosować dużo silniejszą chemię.
W styczniu po miesięcznym pobycie chłopiec wrócił do domu. Później przeszczepiono mu szpik kostny, który dostał od młodszego brata Ignasia. Niestety nic nie pomogło. Leczenie nie dało rezultatów. Pojawiły się nowe przerzuty, także w głowie.
Klinika z Hiszpanii podjęła się leczenia Tymka. Znów potrzebne były ogromne pieniądze - 1,5 mln zł.
Niestety, kiedy chłopiec przyjechał do Barcelony, powróciły powikłania po ostatniej chemioterapii w Polsce. Lekarze stwierdzili, że chłopiec jest za słaby na podanie immunoterapii, po którą przyleciał do Barcelony.
– Niestety przez ten cały czas, kiedy lekarze ogarniali powikłania neuroblastomaą wciąż się rozwijała. Tymek ma ponownie sporo przerzutów do kości, które mocno bolą. Jest na silnych lekach przeciwbólowych
– informowała rodzina Tymka pod koniec grudnia ubiegłego roku.
Niestety chłopiec przegrał walkę z chorobą. Zmarł we śnie nad ranem 14 stycznia.
Zobacz też: Szczepionka na starość coraz bliżej?