Lider ludowców wyjawił, że w kuluarach sejmowych „słychać o tym wczoraj było, że 10 maja to termin niemożliwy nawet przy przegłosowaniu ustawy”. - Przy wygraniu głosowania przez PiS w Sejmie i wejście jej w życie 8 maja, bo to zbyt krótki okres czasu, żeby była możliwość nawet dostarczenia fizycznie tych pakietów wyborczych. Jest tak wiele niewiadomych, przecież ta ustawa nie weszła w życie, ona nie funkcjonuje, nie ma potwierdzenia odbioru – mówił Kosiniak-Kamysz.
Kosiniak-Kamysz: Potrzebne są głosy Gowina i Porozumienia
– Bez głosów Jarosława Gowina i Porozumienia nie zatrzymamy szaleństwa głosowania korespondencyjnego 10 maja. Jak będzie większa frakcja zdrowego rozsądku w parlamencie, a dzisiaj ona już jest niemała, ale nie ma większość - mówił lider PSL.
Kosiniak-Kamysz wyjaśnił, że do owej „frakcji zdrowego rozsądku w sprawie wyborów korespondencyjnych” zalicza Konfederację, Koalicję Polską, Koalicję Obywatelską i Lewicę oraz posłów Porozumienia, którzy „w części już zagłosowali, jak zagłosują za odrzuceniem głosowania korespondencyjnego, to pewnie będzie oznaczało to trwałe rozejście się, przynajmniej części tych polityków z obozem Zjednoczonej Prawicy”.
– Będziemy współpracować zawsze z tymi, którzy mają zdroworozsądkowe podejście i będą działać na rzecz dobra wspólnego, a nie będą kierować się interesem partyjnym ponad wszystko – stwierdził.