Każda osoba jest inną historią
4 marca 2022 roku minęło 2 lata od momentu, gdy w Polsce pojawił się tzw. pacjent zero. 66-letni Mieczysław Opałka był pierwszą osobą na terenie naszego kraju, u której wykryto obecność koronawirusa. Po przejściu COVID-19 Pan Mieczysław czuje się dobrze, choć przez długi czas borykał się z długofalowymi skutkami zakażenia. Niestety inni nie mieli tyle szczęścia.
Koronawirus na całym świecie stał się powodem śmierci blisko 6 milionów osób. W Polsce 11 stycznia 2022 r. przekroczyliśmy barierę 100 tysięcy zgonów. Niektórzy powiedzą, że to tylko statystyka. Jak jednak trafnie wskazuje lek. Jacek Jankowski, bohater filmu „COVID: świadectwa” –
Statystyka jest statystyką, ale w skali mikro każda osoba jest inną historią.
Jak pandemia zmieniła nasze życie? Świadectwa tych, których covid dotknął w największym stopniu
W związku z porażającą liczbą nadmiarowych zgonów postanowiliśmy poznać historie osób, którym koronawirus zabrał zdrowie, życie osobiste, bliskich. Spotkania z naszymi bohaterami na długo pozostaną w naszej pamięci. Postanowiliśmy się nimi z Wami podzielić.
To jest bardzo groźna choroba, bo zwyczajnie można na nią umrzeć. – mówi pani Anna, jedna z naszych rozmówczyń, której koronawirus odebrał zdrowie, a także ukochaną osobę.
W czasie gdy pani Anna wraz ze swoim partnerem zachorowali, nie było jeszcze szczepionek. Gdyby były – prawdopodobnie jej życie wyglądałoby teraz zupełnie inaczej.
Pan Janusz zaraził się w listopadzie 2020 roku. Spośród grupy znajomych pięć osób otrzymało pozytywny wynik testu na obecność koronawirusa. Cztery osoby przeszły chorobę stosunkowo łagodnie – tylko pan Janusz trafił do szpitala, spędzając 60 dni pod respiratorem. Dziś ma pełną świadomość, że znalazł się w grupie nielicznych, którym udaje się wrócić do domu.
Idąc do szpitala ważyłem 83 kilogramy. Wychodząc ze szpitala ważyłem 60 kilogramów. – wspomina pan Janusz, który po roku od powrotu do domu wciąż odczuwa skutki choroby. COVID-19 zabrał mu także 30 proc. pojemności płuc, których – jak mówi – już nigdy nie odzyska.
Pani Małgorzata otwarcie opowiada nam o tym, jak przed zachorowaniem zarzekała się, iż nigdy nie da się zaszczepić. Ciężki przebieg COVID-19 sprawił, że zmieniła swoje nastawienie do kwestii szczepień. Dziś jest po trzeciej dawce. Zaszczepiła również swoje dzieci.
Za drzwiami oddziału covidowego
17 grudnia 2021 roku weszliśmy na oddział covidowy bytomskiego szpitala, aby przekonać się na własnej skórze, jak wygląda codzienność najciężej chorych pacjentów oraz personelu medycznego.
Kombinezon, maska, gogle, trzy pary rękawiczek ochronnych, procedury związane z ubieraniem i rozbieraniem – to tylko nieliczne z niedogodności, z jakimi na co dzień borykają się medycy.
Lekarz wprowadzający nas na oddział podkreśla, że najgorzej jest wtedy, gdy pojawia się wezwanie do reanimacji. Szybkie i bezpieczne założenie stroju ochronnego, gdy za drzwiami waży się ludzkie życie, graniczy z cudem. Nam, osobom z zewnątrz, założenie kompletnego stroju zajmuje dobrych 20 minut.
Gdy ubieramy się do reanimacji, to robimy dokładnie to samo, co wy – tylko 10 razy szybciej. – mówi nam jeden z pracujących na oddziale bytomskiego szpitala lekarzy.
Wejściu na oddział covidowy towarzyszą emocje, które wcześniej mogliśmy sobie jedynie wyobrażać. To, co widzimy, powoduje, że słowa stają się zbędne.
Pacjenci przebywają w ekstremalnych warunkach. Wokół pikają maszyny, umierają ludzie. Nie ma możliwości spotkać się z rodziną, zobaczyć twarzy nawet personelu medycznego. U niektórych chorych stwierdza się nawet zespół stresu pourazowego. – opowiada prof. Karolina Sieroń, kierująca oddziałem covidowym w szpitalu MSWiA w Katowicach.
Jednym z najbardziej doskwierających problemów jest samotność. Ci, którzy odchodzą, nie mają nawet szansy na pożegnanie się z rodziną. Ich ostatnia droga odbywa się w urnie, metalowej trumnie lub plastikowym worku.
Ta osoba najczęściej po prostu jest zabrana od rodziny. Zabrana od bliskich tak, jakby po prostu jej nie było. – przywołuje swoje wspomnienia doktor Jacek Jankowski, były pracownik jednego ze śląskich szpitali tymczasowych specjalizujących się w walce z COVID-19.
Doktor Jankowski dodaje, że w szczytowym okresie pandemii tzw. „kontener pro morte” rzadko był pusty.
Gdy spada samolot, to wszyscy o tym mówią, że zginęło ileś osób. Teraz codziennie spada nam kilka samolotów i na nas się to też odbija. To nie jest tak, że lekarz wychodzi i zostawia wszystko za drzwiami. – opowiadała nam w grudniu 2021 prof. Sieroń.
Czy jutro to nie będę ja?
Wiosną 2021 roku szpitale pękały w szwach, brakowało tlenu, karetki stały po kilka godzin w oczekiwaniu na przyjęcie pacjentów. Obecnie sytuacja nie jest aż tak dramatyczna. Mówi się o początku końca pandemii. Nie możemy jednak mieć pewności, jakie piętno koronawirus odciśnie na naszym zdrowiu i życiu.
W swoich wspomnieniach z jednego z oddziałów tymczasowych specjalizujących się w walce z COVID-19 lek. Jankowski przywołuje chwile, gdy śmierć była codziennością. Pacjenci leżący w jednej hali, mimo wszechobecnych parawanów, mieli pełną świadomość tego, co działo się z osobą, której łóżko nagle stawało się puste. Zapewne nie chcieli być następni w kolejce.
Nie wolno nam o tym zapomnieć.
***
Niniejszy materiał dedykujemy pamięci wszystkich ofiar COVID-19.