Problem ten sygnalizowaliśmy już wcześniej, jednak w ciągu ostatnich kilku tygodni przybrał on na sile. Białostockie punkty szczepień zauważają, że część osób zapisuje się na szczepienia i nie pojawia się w punktach. Wielu z nich rejestruje się kilkakrotnie. Na pytania pracowników punktów, dlaczego nie przyszli, odpowiadają z lekceważeniem "Nie chce mi się".
Zobacz:
Lek. Justyna Adamczuk, która przyjmuje pacjentów w punkcie szczepień w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym w Białymstoku mówi, że od około dwóch-trzech tygodni obserwuje zjawisko blokowania terminów przez zorganizowane grupy:
- To zaczęło się wraz z uwolnieniem rejestracji na szczepienia młodszych roczników. W ciągu dnia mamy zapisanych ok. 200 osób i 20 z nich nie zgłasza się. Gdy żołnierze z WOT dzwonią i pytają, co się stało, słyszą odpowiedzi: "Nie chce mi się" lub "Nie ma mnie w Białymstoku". To nie może być przypadek, że 10 osób pod rząd odpowiada w ten sam sposób. I ostatnio powtarza się to codziennie.
Jak mówi Justyna Adamczuk, antyszczepionkowcy na grupach w mediach społecznościowych zachęcają się wzajemnie do tego, aby rejestrować się, blokować terminy i doprowadzić do tego, aby szczepionki marnowały się. Niektórzy rejestrują się nawet po kilkanaście razy.
- Oni wiedzą, że preparaty mają określony termin ważności po rozmrożeniu i liczą na to, że szczepionki zmarnują się. Robimy wtedy wszystko, aby tego uniknąć. Dzwonimy do pacjentów zapisanych na kolejne dni lub staramy się szukać niezaszczepionych na inne sposoby. To powoduje dużą dezorganizację.
To samo zjawisko obserwuje lek. Szymon Bielonko, koordynator punktu szczepień powszechnych przy ul. Broniewskiego.
- Nie jest to nagminne, ale do 10 proc. osób zarejestrowanych nie pojawia się na szczepieniach. I potem widzimy w systemie, że dana osoba rejestrowała się już któryś raz. Są tacy, którzy przekładają szczepienie na dwa dni w przód, potem znowu to się powtarza, i znowu. Przypuszczamy, że to osoby związane z ruchami antyszczepionkowymi.
Kiedy pisaliśmy o tym zjawisku pod koniec kwietnia, pracownicy punktów mówili, że bez problemu radzili sobie ze znalezieniem chętnych w miejsce nieobecnych. Teraz - kiedy szczepionki są szerzej dostępne i nie tak łatwo już jest znaleźć kogoś "z łapanki" - ryzyko zmarnowania dawek staje się coraz bardziej realne.
- Wczoraj musieliśmy zutylizować 3 dawki szczepionki, bo osoby zapisane nie pojawiły się w wyznaczonym terminie - przyznaje Szymon Bielonko. - Kiedy dzwoniliśmy do nich, to jedna osoba kilkakrotnie odrzucała nasze połączenia, druga tłumaczyła się tym, że zapomniała, a trzecia odpowiedziała, że ma to w nosie.