Prof. dr hab. n. med. Karolina Sieroń: To nie jest koniec pandemii. A teraz czekają nas też kolejne zdrowotne wyzwania

Magdalena Nowacka-Goik
Karolina Sieroń
Karolina Sieroń Wojciech Matusik
Rozmowa z prof. dr hab. n. med. Karoliną Sieroń, szefową oddziału covidowego w szpitalu w Katowicach. Sama również uległa zarażeniu koronawirusem i walczyła o życie. Kobieta Roku Twojego STYLU 2020.

– Pani profesor, mam taką refleksję: wraz z wybuchem wojny na Ukrainie skończyła się wojna z koronawirusem. Nie widać, nie słychać. Za to coraz częściej słyszymy głosy mówiące wprost: to koniec pandemii. Czy tak jest faktycznie?
– To nie jest koniec pandemii. Owszem, temat zszedł na drugi plan, mniej mówi się o koronawirusie, liczba zakażeń jest niższa, to fakt. Natomiast to nie znaczy, że COVID zniknął. Myślę, że niestety, będziemy nadal z nim żyli, może na innych warunkach, ale jednak. W tym również z tym przywiezionym z zagranicy przez osoby, które uciekają z zagrożonego kraju. Oczywiście, to tragedia i wiele osób nie myśli w takim momencie o koronawirusie. Nie przestrzegają podstawowych zaleceń, które przecież nadal obowiązują, jak choćby noszenie masek w pomieszczeniach zamkniętych, czy innych zaleceń epidemicznych. Nie przestrzegają często z przyczyn niezależnych od siebie. I obawiam się, że wszyscy poniesiemy tego konsekwencje…

Nie przeocz

– Uchodźcy to jedna grupa, ale także i my, niesieni na spontanicznej fali pomocy, odpuściliśmy koronawirusowi. Nie nosimy masek, ściskamy się, przytulamy... W jaki sposób ograniczyć więc te konsekwencje, o których mówimy, że mogą się pojawić w przyszłości?
– Osoby, które nie są zaszczepione pełnym cyklem dawek, powinny to zrobić jak najszybciej. W tym momencie mamy blisko 60 procent wyszczepienia społeczeństwa, ale liczba szczepień w ostatnich tygodniach jest mało satysfakcjonująca. Niewystarczająca liczba osób decyduje się na trzecią czy drugą dawkę, nawet jeśli przyjęli pierwszą. A to podstawa. Po drugie, mimo że statystyki są optymistyczne, a obostrzenia systematycznie zmniejszane, należy pamiętać o tym, że nawet jeśli ktoś przechorował COVID, to nie znaczy, że nie zachoruje powtórnie lub nie będzie zarażać. Tak samo, jeśli jest zaszczepiony. Niestety, często spotykam się z takimi opiniami i lekceważeniem zagrożenia, jakim nadal jest koronawirus. Myślę, że zabezpieczenia w pomieszczeniach zamkniętych pod postacią masek, w miarę możliwości zachowanie dystansu społecznego, nadal jest wskazane. Dla naszego wspólnego dobra. Musimy się pilnować. Bezwzględnie, nawet w sytuacji, kiedy ktoś mówi „ściągnij maseczkę, jestem szczepiony”, lepiej być ostrożnym na wyrost niż zachorować. Ja tak robię.

– No właśnie, dystans. Przez ostatnie dwa lata wymyślaliśmy namiastki kontaktów fizycznych, nie podawaliśmy sobie dłoni, nie mówiąc już o uściskach i przytuleniach. Teraz znowu to robimy, także wobec osób obcych, które szukają w naszym kraju schronienia. Mogłoby się wydawać, że nie jesteśmy takim wylewnym w fizycznych gestach narodem, a tu co krok widać uściski... Z jednej strony naukowcy już dawno udowodnili, jak bardzo okazywanie wsparcia, również przez fizyczne gesty, jest potrzebne, z drugiej – cała kwestia dystansu bierze przy tej okazji w łeb. Przytulamy i zapominamy, że możemy przecież zarazić się sami lub kogoś.
– Zdecydowanie tak. Ten dystans zaginął przede wszystkim wśród nas. Musimy pamiętać o tym, że jeśli chcemy być pomocni, czy to naszym rodzinom, czy osobom uciekającym z Ukrainy, co oczywiście jest niezwykle cenne, musimy być w stanie pomagać. Czyli po prostu być zdrowi.

– Wiele osób otwiera drzwi swoich domów dla uchodźców. To piękne, wzruszające, solidarne. Czy jednak wykonując takie gesty, nie powinniśmy poruszyć kwestii ochrony przed zakażeniem? Zapytać, czy osoby chorowały, były szczepione, ewentualnie ułatwić i pomóc w zaszczepieniu na terenie Polski?
– Przede wszystkim, przyjmowane osoby mogą i powinny się przetestować. Zanim wprowadzimy je do domu i zaczniemy się nimi zajmować, po prostu należałoby to sprawdzić. W jednym domostwie ryzyko wzajemnego zarażenia mocno wzrasta.

– Mówimy o koronawirusie, ale nie możemy zapominać, że istnieją też inne choroby zakaźne, w tym też groźne. Przyjeżdża do nas z Ukrainy mnóstwo dzieci, wiele z nich nie zostało zaszczepionych zgodnie z kalendarzem szczepień wymaganym w Polsce. Ta profilaktyka nie jest w Ukrainie na najwyższym poziomie. Głośno było na przykład o tym, że bardzo wiele dzieci chorowało tam na odrę. A za chwilę te maluchy pójdą u nas do żłobków, przedszkoli, szkół.
– Tak. Z tego, co czytałam, to kwestia nie tylko przywołanej tu odry, ale również ospy i gruźlicy. Przy czym w naszym kraju przypadków gruźlicy wcale też nie jest mało. Nie mówi się o tym głośno, bo przez lata gruźlica była kojarzona z chorobą osób z zaniedbanych środowisk. Teraz niekoniecznie tak jest, bywa, że osoba mieszkająca w dobrych warunkach również może zachorować.

– Uchodźcy z Ukrainy opuszczali swój kraj w pośpiechu, nerwach. W takiej sytuacji często nie myślimy przyszłościowo, zabieramy to, co jest pod ręką. Nie mają kart zdrowia, książeczek szczepień. Część informacji można zapewne odtworzyć dzięki internetowi, ale nie w każdym przypadku. Gdzie mają się udać, gdzie leczyć?
– Mam nadzieję, że to wszystko zostanie jak najszybciej odgórnie uregulowane. Nie mówimy oczywiście o wypadkach nagłych, w których udzielamy pomocy, ale o sytuacjach, kiedy ktoś musi kontynuować przewlekłe leczenie czy – jak mówiłyśmy – o dzieciach, które powinny przyjąć profilaktyczne szczepienia. Wystawimy recepty, ale kto za nie będzie płacił? Jak ma wyglądać kwestia ubezpieczenia zdrowotnego? Pytań jest wiele. Pilne są potrzeby regulacji kwestii, w jaki sposób powinny być ubezpieczone i korzystać z pomocy. Ale to działania podejmowane na szczeblu rządowym i wojewódzkim.
Wydawało nam się, że COVID to najgorsze, czy praktycznie najgorsze, co może nas spotkać, a za chwilę okaże się, że teraz głównym problemem może być logistyka.

– Chorzy z innymi chorobami niż koronawirus często musieli odłożyć na wiele miesięcy badania, leczenie. Teraz liczą, że będą mogli w końcu podreperować zaniedbane zdrowie
– Pod warunkiem, że nie będzie za późno. O ile oddziały onkologiczne czy hematologiczne funkcjonowały, to trzeba pamiętać, że obciążenie diagnostyką spoczywa w dużej mierze na barkach oddziałów wewnętrznych. A one przez dwa laty były zapełnione pacjentami covidowymi. Powstała więc przez ten czas pewna luka między możliwością diagnostyki, a samym leczeniem. Pozostaje sobie życzyć jak najszybszej stabilizacji sytuacji.

Musisz to wiedzieć

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Zdrowie

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na stronazdrowia.pl Strona Zdrowia