Ciężarna z koronawirusem
Kobieta w 34 tygodniu ciąży zgłosiła się na izbę przyjęć szpitala Parkland Memorial Hospital w Teksasie z objawami wskazującymi na przedwczesny poród. Pacjentka miała gorączkę oraz biegunkę, które sugerowały infekcję wirusową przewodu pokarmowego. Lekarze nie zaobserwowali typowych objawów ze strony układu oddechowego dla choroby koronawirusowej COVID-19, jak duszności i kaszel. Jednak po profilaktycznie wykonanym teście na obecność wirusa SARS-CoV-2, okazało się, że kobieta jest zakażona koronawirusem. Nie wiedziała, w jaki sposób do tego doszło.
Ciężarna pozostała na oddziele szpitala z powodu zdiagnozowania COVID-19. Po trzech dniach hospitalizacji doszło do przedwczesnego porodu. Kobieta urodziła zdrową dziewczynę ważącą aż 7 kilogramów. Przez pierwsze 24 godziny życia lekarze nie zaobserwowali u noworodka niepokojących objawów. Jak podaje pediatra dr Julide Sisman zajmująca się dziecikiem: „Ponieważ urodziła się przedwcześnie u matki z zakażeniem COVID-19, przyjęliśmy ją na oddział intensywnej terapii noworodków w specjalnym miejscu z dala od innych dzieci”.
Alarmująca okazała się druga doba życia dziewczynki. Pojawiła się gorączka, zaburzenia oddechowe w postaci zwiększonej częstości wdechów i wydechów, czemu towarzyszyło obniżenie poziomu wysycenia krwi tlenem. Dr Sisman wykonała u dziewczynki kilka testów, które miały wykryć obecność wirusów i bakterii. Jedynym, który dał pozytywne wyniki, zarówno po 24 jak i po 48 godzinach, był ten na obecność SARS-CoV-2.
Zaskakujące odkrycie
Lekarze nie spodziewali się, że noworodek może zostać zakażony koronawirusem przez swoją matkę. Jedno z wcześniejszych badań, które było przeprowadzone w Wuhan i wykazało, że mało prawdopodobne jest, żeby wirus z matki przeniósł się na dziecko. Wówczas naukowcy nie zaobserwowali kopii wirusa w płynie owodniowym, który otacza płód w łonie matki, nie było ich również we krwi pępowinowej, ani w kobiecym mleku. Dopiero kilka nowszych badań dostarczyło informacji, że w niektórych przypadkach może dojść na zakażenia noworodka przez chorą na COVID-19 matkę.
"W tamtym czasie wiedzieliśmy, że transmisja nie zachodzi w macicy" - zaznacza dr Sisman. Pytaniem, jakie więc zadawali sobie specjaliści, było: w jaki sposób doszło do zakażenia dziewczynki? Odpowiedzi dostarczył profesor patologii dr Dinesh Rakheja, który zdecydował się przebadać łożysko ciężarnej. To właśnie w tej tkance zidentyfikował białka wirusa.
Szczęśliwe zakończenie
Zarówno kobieta jak i noworodek nie wymagali specjalistycznego leczenia, z wyjątkiem podania tlenu i płynów. Ich objawy były łagodne, co prawdopodobnie przyczyniło się do szybkiego powrotu do zdrowia. Dziecko przebywało w szpitalu jeszcze przez trzy tygodnie po porodzie, po czym zostało wypisane do domu. Lekarka dr Sisman, odwiedziła rodzinę matki po pewnym czasie od wypisania i stwierdziła, że matka i dziewczynka mają się dobrze.
Ten przypadek potwierdza, że niestety nie ma wystarczającej wiedzy na temat możliwej transmisji wirusa SARS-CoV-2 z organizmu matki na płód. Jak podkreślają lekarze i autorzy publikacji, w której przytoczony przypadek został dokładnie opisany, potrzeba więcej szczegółowych analiz pojedynczych przypadków, jak i szerokich badań, które dostarczą wiarygodnych dowodów odnośnie możliwości przeniesienia wirusa z ciężarnej na noworodka.