Artur Barciś bardzo ciężko zniósł zakażenie koronawirusem. Według słów samego aktora, w pewnym momencie znalazł się on na granicy życia i śmierci. Przed zakażeniem Barciś nie uskarżał się zbytnio na stan zdrowia. Jak mówi, dba o regularne badania, a ponadto w jego rodzinie zdarzały się przypadki długowieczności. Babcia aktora dożyła 96 lat, a jego mama nie tak dawno skończyła 90 lat.
Artur Barciś opowiedział o walce z koronawirusem. Wspomniał też o ratowaniu syna
Kiedy zachorował na Covid, w jego domu nie było nikogo oprócz niego samego. Telefonicznie wspierała go kochająca małżonka Beata, którą aktor nazywa pieszczotliwie Bebą.
- Nagle Covid spowodował, że znalazłem się na granicy, i nie wiedziałem, w którą stronę popchnie mnie los. (...) Leżałem w barłogu, potwornie się pociłem, ale nie miałem siły, żeby zmienić pościel. Nie spałem pięć dób. Na szczęście dzięki komórce Beba cały czas była przy mnie - opowiada w rozmowie z „Vivą”
Barciś wyznał też, że już kiedyś, w przeszłości znalazł się pod ścianą i stanął w obliczu zagrożenia życia bliskiej mu osoby. Chodziło o syna aktora – Franciszka. Pewnego dnia, gdy miał on zaledwie dwa lata, upadł w piaskownicy i dostał drgawek. Zszokowani rodzice zawieźli chłopca na pogotowie maluchem.
- Tam dowiedzieliśmy się, że go nie przyjmą, bo nie mają pediatry. W końcu powiedziano nam, że trzeba zrobić punkcję, ponieważ może to być zapalenie opon mózgowych. Powiedziano, że musimy liczyć się z jego śmiercią. Na szczęście skończyło się na zapaleniu gardła - mówi Barciś.
Źródło: VIVA/Pudelek
mm