„Przybyła do nas ze wschodu”. Powrót gruźlicy to dług po COVID-19 i skutek wojny. Czy pacjenci nadal będą musieli spędzać 2 lata w szpitalu?

Monika Góralska
Wideo
od 7 lat
Gruźlica może wydawać nam się zapomnianą chorobą, a jednak obecnie wg danych WHO zabija ona częściej niż nadciśnienie. Po pandemii COVID-19 i wybuchu wojny w Ukrainie, dała o sobie znać wyjątkowo mocno. Nowoczesny program leczenia ciężkiej odmiany gruźlicy lekoopornej to krótsze leczenie w domu zamiast nawet dwóch lat w szpitalu i przyjmowanie tylko czterech zamiast całej garści tabletek. Czy pilotaż zostanie wprowadzony jako standard leczenia?

Spis treści

Starożytna choroba nadal groźna. Gruźlica powraca

Według ostatniego raportu Międzynarodowej Organizacji Zdrowia (WHO) z października 2024 roku, na całym świecie na gruźlicę zapada rocznie ponad 10 mln osób. Natomiast w 2023 roku na całym świecie choroba ta spowodowała 1,25 miliona zgonów, co czyni ją najczęstszą przyczyną śmierci spowodowanych pojedynczą chorobą zakaźną na świecie.

Gruźlicę wywołuje bakteria, która powoduje wystąpienie objawów takich jak silny, uporczywy kaszel, nocne, zlewne poty, gorączka, krwioplucie.
Gruźlicę wywołuje bakteria, która powoduje wystąpienie objawów takich jak silny, uporczywy kaszel, nocne, zlewne poty, gorączka, krwioplucie.
SDI Productions/gettyimages.com

Gruźlica znana już w starożytności przez stulecia uważana była za chorobę nieuleczalną, wysoce zaraźliwą i śmiertelnie groźną. Nazywana suchotami, skrofułami, tuberkulozą czy białą zarazą znana jest nam z historii czy literatury. Chorowało na nią wielu kompozytorów, poetów, pisarzy i aktorów, a wśród nich m.in. Fryderyk Chopin, Vivien Leigh czy Emily Brontë. Przez całe stulecia eksperymentowano z jej leczeniem: chorym upuszczano krew, podawano opium, stosowano odmę, zalecano okłady, zmianę klimatu i wielogodzinne leżakowanie.

Dopiero pod koniec XIX w. niemiecki lekarz i mikrobiolog Hermann Heinrich Robert Koch odkrył, że gruźlicę wywołuje prątek gruźlicy, czyli bakteria Mycobacterium tuberculosis. Dzięki temu w 1921 powstała szczepionka BCG przeciwko gruźlicy, która jest stosowana do dziś i podawana noworodkom w pierwszych dobach życia.

W Polsce od wprowadzenia w 1955 roku do kalendarza szczepień jako obowiązkowego szczepienia przeciwko gruźlicy choroba ta została opanowana, a liczba chorych znacznie spadła. Jednak sytuacja zmieniła się po pandemii COVID-19.

Powrót gruźlicy to dług po COVID-19 i skutek wojny?

W 2020 r., w czasie pandemii COVID-19 gruźlica zeszła na dalszy plan.

– Praktycznie wszystkie szpitalne oddziały pulmonologiczne zajmowały się jedynie pacjentami z koronawirusem. Opieka zdrowotna się rozsynchronizowała. Od tego czasu zaobserwowaliśmy dwie tendencje: najpierw spadek wykrywalności, a następnie jego wzrost. Była to bardzo niepokojąca sytuacja, którą można określić jako spłacanie covidowego długu. Ale pojawiły się również nowe zagrożenia, tym razem związane z toczącą się w Ukrainie wojną – analizuje dr Adam Nowiński, pulmonolog z Instytutu Gruźlicy i Chorób Płuc w Warszawie.

Wojna i jej skutki, takie jak m.in. obniżenie odporności u ludzi, ich złe warunki życiowe, niedożywienie, długotrwały stres, zmęczenie – zawsze sprzyja gruźlicy. Dlatego lekarze pulmonolodzy i zakaźnicy, spodziewając się napływu uchodźców z terenów wojennych, musieli się do tego przygotować. Tym bardziej że w związku z falą imigracji, istnieje ryzyko szerzenia się gruźlicy wielolekoopornej, która jest cięższą formą tej choroby.

„Do 2020 r. ilość przypadków w Polsce była bardzo mała, a leczenie trudne” – podkreśla pulmonolog i dodaje, że wielolekooporność, z którą w Polsce dziś mamy do czynienia, przywędrowała do nas z krajów położonych przy wschodniej granicy. Dlaczego właśnie stamtąd?

– W latach 70. i 80. ubiegłego wieku, kiedy istniało jeszcze ZSRR, gruźlica była tam źle leczona, a terapia słabo nadzorowana. W republikach radzieckich, w tym także w Ukrainie, brakowało leków, dlatego pacjenci przerywali kurację i w ten sposób stawała się ona nieefektywna. Skutek jest taki, że odsetek osób z gruźlicą wielolekooporną sięga tam 30-40 proc., gdy tymczasem w Polsce i Europie nigdy nie był wyższy niż 2 proc. – wyjaśnia dr Nowiński.

Pilotaż programu leczenia gruźlicy lekoopornej w Polsce szansą dla chorych

Chociaż region europejski odpowiada jedynie za 2,1 proc. globalnego obciążenia gruźlicą, pozostaje najbardziej dotknięty opornymi na leki postaciami choroby. W regionie występuje jedna piąta (21 proc.) wszystkich przypadków gruźlicy wielolekoopornej (MDR TB) na świecie oraz ponad jedna trzecia (37 proc.) przypadków gruźlicy pre ekstensywnie lekoopornej (pre XDR TB).

W Polsce w 2023 roku na gruźlicę chorowało 4436 osób, z czego 101 przypadków była to gruźlica wielolekooporna. Natomiast w 2024 r. liczba zachorowań spadła do 3965, ale nastąpił wzrost osób z gruźlicą wielolekooporną, było ich 114.

– Obserwujemy spadek w rejestrowaniu przypadków gruźlicy, ale choroba nadal zostaje z nami. Zdajemy sobie sprawę, że jest wzrost przypadków gruźlicy wielolekoopornej, w tym w krajach Unii Europejskiej. Gruźlica nie zna granic i nasza walka też musi być transgraniczna, musimy współpracować pomiędzy krajami, żeby z tym problemem sobie poradzić – powiedziała dr Nino Berdzuli, przedstawicielka WHO i dyrektor Biura Światowej Organizacji Zdrowia w Polsce.

W obliczu wojennej agresji Rosji na Ukrainę w 2022 r. polscy lekarze przygotowali Polskę na zdrowotne problemy i – we współpracy z WHO, Ministerstwem Zdrowia, Instytutem Gruźlicy i Chorób Płuc, Polskim Towarzystwem Chorób Płuc oraz organizacją Lekarze bez Granic – opracowali pilotażowy program leczenia gruźlicy wielolekoopornej w warunkach ambulatoryjnych.

– Przetestowaliśmy wówczas wiele rozwiązań, które wydają się być skuteczne dla wielu pacjentów, także dla zmagających się z gruźlicą lekowrażliwą. Lekarstwa zgromadzone w Centralnym Repozytorium Leków prowadzonym przez Rządową Agencję Rezerw Strategicznych czekają na pacjenta, nawet te drogie i najrzadsze. Dzięki temu lekarze nie muszą czekać na ich nieraz bardzo długi import – tłumaczy dr Nowiński.

Projekt leczenia gruźlicy wielolekoopornej w warunkach ambulatoryjnych dobiega końca, ponieważ potrwa on jeszcze tylko do września 2025 roku. To bardzo ważne, by kontynuować wszystkie wypracowane w trakcie sprawdzonego pilotażu narzędzia i mechanizmy – by nadal funkcjonowały w systemie jako standard w leczeniu gruźlicy.

– W chwili obecnej mamy wszystkie potrzebne narzędzia i innowacje. Na przykład mamy bardzo dobre metodyki diagnostyczne, mamy nowoczesne leki, które pozwalają leczyć lekooporną postać zamiast 24 miesięcy – 6 miesięcy i tym samym zostawiać ludzi w swoich rodzinach, nie zamykając ich w szpitalach na dłuższy czas. Czas najwyższy, żeby wyniki tego projektu pilotażowego rozpowszechniać na cały kraj, bo mamy dane o tym, że był bardzo skuteczny. Żeby ta informacja została już wdrożona w standardy opieki nad chorymi kluczowe jest zapewnienie dostępu dla wszystkich do tych nowych sposobów. Wczesne wykrywanie i szybka diagnostyka jest kluczowa, aby chronić nasze zdrowie publiczne – podkreśla dr Berdzuli.

Nowoczesny program to krótsze leczenie w domu zamiast nawet 2 lat w szpitalu

Najczęstsza terapia oparta jest na schemacie rekomendowanym przez Światową Organizację Zdrowia. Składa się z czterech leków przyjmowanych tylko doustnie: bedakiliny, pretomanidu, linezolidu i moksyfloksacyny, a w skrócie nazywany jest schematem BPaLM. Czas leczenia doustnego wynosi 6 miesięcy i odbywa się w większości poza szpitalem. Pacjenci nie zarażają innych. To istotne, gdyż jest nie tylko mniej kosztowne, ale i z tego względu, że choroba nie wyklucza chorych z normalnego życia rodzinnego, towarzyskiego i zawodowego.

– Terapia odbywa się w systemie tzw. wideo-nadzoru. Oznacza to, że jeśli pacjent dobrze znosi leczenie szpitalne i jest już niezakaźny, można go skierować do leczenia ambulatoryjnego – tłumaczy dr hab. n. med. Adam Nowiński, koordynator projektu leczenia gruźlicy wielolekoopornej w warunkach ambulatoryjnych.

Dodaje, że jest to leczenie z codziennym wsparciem pielęgniarki, która codziennie dzwoni do chorego, aby pytać o prawidłowość prowadzenia kuracji i o występowanie ewentualnych efektów niepożądanych.

– Leki natomiast pacjent przyjmuje w ten sposób, że najpierw je na dłoni pokazuje, a potem na wizji połyka. Mamy wówczas pewność, że chory je zażył, że leczenie odniesie skutek, a także, że nie będzie dochodziło u pacjenta do głębszych wtórnych odporności – wylicza dr Adam Nowiński.

Joanna Ładomirska, koordynatorka medyczna Lekarzy bez Granic w Polsce podkreśla jak wielkim przełomem w leczeniu pacjentów jest nowy program:

– W porównaniu do wcześniejszego podejścia, nowy schemat terapeutyczny – BPaLM – można nazwać prawdziwą rewolucją. Nowa kombinacja leków jest bardzo skuteczna. Przyjmowana jest całkowicie doustnie, wywołuje zdecydowanie mniej efektów ubocznych, a objęci skutecznym leczeniem pacjenci nie zarażają innych. Pacjenci mogą leczyć się w warunkach domowych, prowadzić dotychczasowe życie rodzinne, towarzyskie i zawodowe, co pozytywnie wpływa na ich samopoczucie, zdrowie i efekty terapii. Nie są też narażeni na szpitalne zakażenia.

Czy program zostanie z nami na stałe? Jest to zależne od wielu instytucji oraz wymaga opracowania odpowiednich rozwiązań systemowych.

– To wszystko prowadzi nas do pewnego rozwiązania systemowego, które nazywa się albo program polityki zdrowotnej albo narodowy czy ogólnopolski program eradykacji gruźlicy. W tym celu myślę, że będziemy robić wszystko, żeby taki program został ustanowiony i sfinansowany przez Państwo. Także to jest częściowo moja rola w tym kontekście wspomagania tych procesów, na ile mogę od strony GIS-u, ale też i od strony kontaktu właśnie z placówkami. Myślę, że tutaj mogę zadeklarować stuprocentowe poparcie – podsumował Główny inspektor sanitarny dr Paweł Grzesiowski.

Polecane oferty

* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na stronazdrowia.pl Strona Zdrowia