Zadziwiająco dużo dzieci z infekcją: ostry męczący kaszel, wysoka gorączka do 5 dni. Test w kierunku Covid i grypy - ujemne. 70 proc. pacjentów w zasadzie to samo. Jak u was? Też to obserwujecie?
Takie pytanie do kolegów i koleżanek po fachu zadał na Twitterze Łukasz Federowicz, lekarz pediatra z Grodziska Mazowieckiego. Szybko okazało się, że inni medycy podzielają obserwacje Federowicza. Zapytaliśmy lek. Joannę Zabielską-Cieciuch z przychodni POZ przy ul. Gajowej w Białymstoku o to, czy spotyka się z podobnymi przypadkami.
Od kilku dni pojawiają się informacje o rosnącej liczbie infekcji wśród dzieci. Czy zauważa to Pani w swojej przychodni?
Tak, od około dwóch tygodni obserwujemy wzrost infekcji wśród dzieci. W ubiegłym roku w trakcie sezonu jesienno-zimowego mieliśmy mniej infekcji z racji ograniczenia kontaktów. Szkoły były pozamykane, mieliśmy też okresy zamykania przedszkoli. A pamiętajmy, że dzieci są rezerwuarem tysięcy zarazków. Dobrze widać to na przykładzie dzieci, które idą do przedszkola. W domu nie chorowały, a po pobycie w przedszkolu od razu coś łapią , a od nich zakażają się rodzice. I teraz, kiedy dzieci wróciły do szkół, kontaktują się ze sobą, pojawiają się infekcje.
Infekcje w czerwcu?
Wbrew pozorom maj i czerwiec to dwa miesiące, kiedy mamy bardzo dużo infekcji. Wszyscy kojarzymy sobie, że infekcje grypopodobne to domena jesieni i zimy, kiedy jest chłodno, pada deszcz, przebywamy w zamkniętych pomieszczeniach. Ale to jest złudne. Prowadziłam statystyki i okazało się, że miesiącem, kiedy przyjmowaliśmy najwięcej pacjentów z infekcjami był maj.
To wydaje się zaskakujące. Jakie są tego przyczyny?
Otóż, nasze organizmy są słabsze po zimie, kiedy siedzieliśmy w domach, mieliśmy mniejszy dostęp do witaminy D3 oraz pożywienia bogatego w składniki odżywcze – czyli do świeżych warzyw i owoców. Ponadto w maju mamy okresy wahania temperatur, kiedy nagle robi się gorąco bądź zimno. Różnice temperatur sprzyjają infekcjom – zarówno tym, które nabywamy od innych, jak i przyczyniają się do aktywacji zarazków, które już siedzą w nas. Przykładem może być wirus opryszczki, który uaktywnia się w okresach obniżonej odporności organizmu. Dodam też, że to właśnie w czerwcu spotykałam się z najgorszymi przypadkami zapaleń płuc, o najcięższych przebiegach. Ponadto maj i czerwiec zawsze były miesiącami, kiedy mieliśmy sporo zachorowań na ospę wietrzną wśród dzieci.
Lekarze mówią, że choć dzieci mają objawy podobne do zakażenia koronawirusem, to jednak wyniki badań pokazują, że to nie Sars-CoV-2. To znaczy, że pandemia ustępuje?
To naturalne, że w okresie letnim, kiedy robi się cieplej, koronawirusy wyciszają się i są mniej aktywne. Koronawirus nie lubi wysokich temperatur i słońca. Podobnie było rok temu, mieliśmy mniej zakażeń w okresie letnim. Zobaczymy, co będzie jesienią. Musimy pamiętać, że jesteśmy elementem przyrody i oddziałuje na nas wiele czynników. Nawet tak wydawałoby się odległe wydarzenia jak wybuchy na słońcu i związane z tym fale elektromagnetyczne mają wpływ na nas.
Ta cykliczność w przyrodzie jest chyba pomocna w przewidywaniu chorób?
Tak, zawsze lekarze obserwowali pewne rytmy, np. styczeń i luty to grypa, maj to anginy, koniec sierpnia – kiedy dzieci kończyły wakacje i miały wracać do szkół - to biegunki. Jednak ta rytmiczność ulega zmianom. Teraz obserwujemy, że biegunki występuję praktycznie cały czas. Jest ich bardzo dużo. Nie ma dnia, aby choć jedna osoba nie zgłaszała się z tym problemem.
Skąd taki wzrost zachorowań na biegunki?
Przyczyniają się do tego wirusy – norawirusy, rotawirusy czy adenowirusy. Biegunki na tle wirusowym są bardzo częste w krajach o wysokim standardzie higieny. Muszę przyznać, że obecnie biegunki dominują nawet nad anginami czy zapaleniami oskrzeli. Dlatego bardzo dobrze, że wprowadzono szczepienia przeciwko rotawirusom wśród małych dzieci.
Dlaczego ta sezonowość chorób ulega zaburzeniom?
Dawniej mówiliśmy o sezonowości związanej z klimatem, ale teraz – kiedy ludzie są bardzo mobilni i podróżują po całym świecie – strefy klimatyczne przestają mieć znaczenie, bo przenosimy zarazki.
Lato to czas, kiedy jemy lody lub pijemy zimne napoje, aby się schłodzić. I zdarza się, że potem boli nas gardło, chorujemy na anginy. To częste scenariusze?
Tak, choroby gardła po spożyciu zimnych lodów lub napojów są częste, choć muszę przyznać, że klasyczne anginy zdarzają się coraz rzadziej. To wręcz „rarytas”, który dość łatwo się leczy. Pacjent dostaje antybiotyk i po pięciu dniach jest zdrowy. Natomiast nie radzimy sobie z wirusami, które znaczniej bardziej nas teraz atakują. Mamy też coraz większe problemy z biegunkami, o czym wspomniałam, czy przewlekłymi kaszlami. Maj i czerwiec to również czas alergii. Początkowo objawy alergii mogą nas zmylić, bo są podobne do symptomów infekcji, ale jeśli katar przeciąga się i nie ustępuje, to możemy podejrzewać uczulenie na pyłki.
Lekarze mówią, że lockdown przyczynił się do spadku zakażeń np. na zwykłe grypy sezonowe. Czy jest szansa, że wirusy mogą wyginąć z powodu braku nosicieli?
Nie, zarazki mogą przetrwać setki lat w postaci utajonej. Mają mechanizmy, które pozwalają im przeżyć. To po naszej stronie leży pałeczka odpowiedzialności, aby zadbać o odporność oraz – poprzez odpowiednie zachowanie – nie przyczyniać się do ich roznoszenia.
Jak możemy zadbać teraz o odporność?
Poprzez zdrowe odżywianie, aktywność fizyczną, życie w sprzyjającym środowisku, gdzie mamy dostęp do czystej wody i niezanieczyszczonego powietrza. Tutaj na Podlasiu, na szczęście, mamy sprzyjające warunki. Nie bez przyczyny Podlasianki żyją najdłużej! Mam też nadzieję, że pewne zachowania związane z higieną, które musieliśmy stosować w okresie pandemii, zostaną z nami na długo. Dezynfekcja rąk, czy choćby częstsze ich mycie, dbałość o zasłanianie ust podczas kichania – to naprawdę bardzo skuteczne sposoby na ograniczanie zachorowań nie tylko na koronawirusa czy grypy, ale też np. salmonellę, której praktycznie nie notowaliśmy w okresie lockdownu.