Jak podało Ministerstwo Zdrowia, do 11 maja 2021 r. odnotowano 84 330 przypadków zakażenia koronawirusem SARS-CoV-2 u osób, które przyjęły chroniący przed nim preparat. To całkiem sporo, ale i tak niewiele w porównaniu do liczby osób w pełni zaszczepionych w naszym kraju, których na dzień 19 maja było aż 4,79 milionów.
Dlaczego po zaszczepieniu może i tak dojść do zakażenia? Z dwóch głównych powodów: żaden ze stosowanych produktów nie ma 100-procentowej skuteczności, a odporność na koronawirusa rośnie z czasem i osiąga maksimum dopiero po kilku tygodniach od podania dwóch dawek szczepionki – lub jednej w przypadku wyrobu Johnson & Johnson. W momencie szczepienia w organizmie może też już rozwijać się wcześniej nabyta infekcja, choć bezobjawowo.
Zachorowanie na COVID-19 przez zaszczepionych przybiera na ogół łagodniejszy przebieg niż u osób, które nie przyjęły tej ochrony – infekcja trwa zazwyczaj tylko kilka dni.
Przeczytaj również:
Z powodu możliwości zarażenia się osoby poddane szczepieniom powinny stosować takie same środki ochrony, jak wszyscy inni, nawet po osiągnięciu pełnej odporności. W przypadku preparatów typu mRNA Pfizera i Moderny sięga ona 95 procent, a dla AstraZeneca – 82,4 proc. Natomiast dla jednodawkowego produktu J&J uzyskano skuteczność wynoszącą 76,7 proc. po upływie 15 dni od podania.
Na podstawie największego dostępnego zbioru danych z Izraela ustalono jednak, że w porównaniu do szczepień produktem Pfizera równie skuteczne w zapobieganiu zakażeniu jest wcześniejsze przejście choroby w sposób naturalny. Zapewnia bowiem podobny poziom ochrony przed COVID-19 (94 proc.) co podanie szczepionki (92,8 proc.), a także przez hospitalizacją (94,1 proc. vs. 94,4 proc.) i powikłaniami infekcji (96,4 proc. vs. 94,4 proc. dla szczepionki).
Dowiedz się więcej na temat:
ZOBACZ: Czy przed szczepieniem trzeba przebadać się alergologicznie? „Problem dotyczy niewielkiej grupy pacjentów”. Ekspert: prof. Ewa Czarnobilska, małopolska konsultant w dziedzinie alergologii