- Pod koniec podstawówki stres mnie zżerał - zaczyna. - Bałam się egzaminów do szkoły średniej. Chciałam dostać się do renomowanego liceum. Uczyłam się i uczyłam.
Robiła sobie przerwy od tej nauki. - Wchodziłam na Facebooka czy Instagram i oglądałam zdjęcia pięknych, znaczy szczupłych dziewczyn i kobiet. Wyglądały perfekcyjnie, a ja zawsze przecież chciałam być perfekcjonistką.
Początek
Postanowiła zacząć się odchudzać. - Miałam 14 lat, 158 centymetrów wzrostu i 53, góra 54 kilo - wspomina dziewczyna. - Nie fundowałam sobie kilkudniowych głodówek. Jadłam, ale właściwie same warzywa. Sama je sobie gotowałam. Oprócz przypraw, niczego innego nie dodawałam. Za każdym razem przeliczałam kalorie. Jadłam jedną trzecią tego, ile powinna osoba w moim wieku. Głodu nie czułam.
Mama, tata i starsza siostra w tym czasie mieli obiady tradycyjne. - Rodzice upominali mnie, zachęcali do normalnego jedzenia. Byłam uparta.
Agata przeglądała się w lustrze. Była zadowolona: wreszcie wyglądała tak, jak kobietki z internetu. - Miałam niedosyt - przyznaje. - Nie przestawałam się odchudzać. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że coś jest ze mną nie tak.
Szpital 1
O tym, że coś jest nie tak, zorientowała się przypadkiem. - Byłam w przychodni na rutynowym badaniu krwi. Zemdlałam trzy razy. Trafiłam do szpitala na endokrynologię. Trzy tygodnie tam spędziłam. W dniu przyjęcia na oddział ważyłam 41 kilo, a gdy mnie wypisywali, 39.
Waga wskazywała coraz mniej. - Wreszcie przestałam się sobie podobać. Odbicie w lustrze pokazywało chudą dziewczynę. Zdawałam sobie sprawę z tego, że przegięłam z odchudzaniem. Z drugiej strony bałam się, że jak zacznę normalnie jeść, to stanę się gruba.
Nie słuchała tego, co mówią rodzice. Z rówieśnikami miała kontakt głównie internetowy.
Szpital 2
- Trwała pandemia. Lekcje odbywały się zdalnie.Prawie nie wychodziłam z domu. Mnie to pasowało. Chodzenie po schodach mnie męczyło. Każdy inny ruch tak samo. Nawet wstawanie z łóżka. Sama się podnosiłam, ale z trudem. Z kąpaniem też było mi ciężko.
W krytycznym momencie ważyła 28 kilogramów. Miała 17 lat. Znowu powitał ją szpital, ale tym razem inny. - Niektórzy w mojej sytuacji lądują w szpitalach psychiatrycznych. Ja w takim nie byłam.
Czasami natomiast czuła, jakby specjaliści traktowali ją, jak pacjentkę, która w ogóle nie funkcjonuje w rzeczywistości. Słyszała dziwne teksty od lekarzy albo psychologów. Zazwyczaj wtedy, gdy przebywała z nimi sam na sam w gabinecie. - Psycholog radził, żebym piła alkohol i paliła papierosy, czyli robiła tak, jak moi rówieśnicy. Innym razem usłyszałam od psychiatry, że przez niejedzenie wysycha mi mózg i są to zmiany nieodwracalne.
A jak leżała w szpitalu, to personel podejrzewał, że chowa tabletki i jedzenie za paznokciami. - Absurd. Nie dałabym rady. Byłam karmiona przez sondę. Założono mi rurkę do żołądka przez nos. Jedzenie na talerzu też mi dostarczali. Podejrzewali mnie o wyrzucanie jedzenia. Nie wyrzucałam, chociaż mogłabym. Byłam jednak na takim etapie, że nie wyrzuciłabym. Nie oszukiwałam. Wiedziałam, dlaczego znalazłam się w szpitalu i co zrobić, żeby z niego wyjść.
Minęły trzy tygodnie. Wyszła. Od roku jest już dobrze. - Nadal mam 158 cm wzrostu, ale moja waga podskoczyła z niespełna 30 kg do około 50. Mówię około, bo nie ważę się regularnie. Nie, że się boję. Nie mam takiej potrzeby. Zwracam uwagę na to, co jem, ale nie tak, jak wcześniej. Jem normalnie. Słodycze też.
Sukces
Od początków anoreksji Agaty minęły 4 lata, a od roku jest dobrze. Sukces leczenia dziewczyna zawdzięcza w dużej mierze specjalistom, pod których opiekę trafiła.
- Wymienię nie tylko psychodietetyka, ale także psychiatrę, endokrynologa, trychologa. Na wszystko potrzebowałam ogromnej sumy pieniędzy, bo czekając na terminy u lekarzy w Polsce, mogłabym nie zdążyć się uratować. 50-minutowa wizyta u psychodietetyka kosztuje 160 złotych. Ta u psychiatry trwała 7 minut, a zapłaciłam 240. Lekarstwa chociaż mam tanie. Za tabletki na dwa miesiące daję 14 zł. Dwutygodniowy obóz dla osób cierpiących na zaburzenia odżywiania to wydatek jakichś 16 tys. zł.
Leczenie psychodietetyczne i dietetyczne nie podlega żadnej refundacji. 18-latka zbiera podpisy pod petycją „Dofinansowanie walki z zaburzeniami odżywiania”. - Mam nadzieję zebrać ich 100 tys. i przedstawić ministrowi zdrowia. Oby wprowadził dofinansowanie leków i terapii dla osób, cierpiących na anoreksję. Na razie zebrałam ponad 1600 podpisów.
Agata zagląda na Facebooka i Instagram. - Zdjęcia szczupłych dziewczyn są mi obojętne - przyznaje.