Spis treści
Zbigniew Ziobro czeka na diagnozę
W pierwszej części wywiadu dla "Interii" Zbigniew Ziobro opowiedział nieco więcej na temat swojego obecnego stanu zdrowia, zaznaczając, że w jego przypadku "rozpoczęła się walka o życie".
"Nie jest tajemnicą, że rozpoznano u mnie rozległy nowotwór złośliwy przełyku z przerzutami do węzłów chłonnych i żołądka" - wyznał.
Były minister sprawiedliwości zdradził, że dotychczas stosował naświetlanie i chemię, a także przeszedł operację wycięcia 20 centymetrów przełyku, części żołądka oraz węzłów chłonnych.
"Lekarze zbudowali nowy przełyk i niewielki żołądek, który umieścili nie w jego anatomicznym miejscu, lecz na prawym płucu. Z jednej strony mamy do czynienia z niesamowitym postępem medycyny. Nie da się jednak ukryć, że oznacza to dość radykalne okaleczenie organizmu. To niestety powoduje poważne konsekwencje" - powiedział Ziobro.
Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź Portal i.pl codziennie. Obserwuj i.pl!
Zbigniew Ziobro zdradził, że wybrał lekarzy z Belgii do swojego leczenia, ponieważ chciał zdecydować się na nowoczesną metodę leczenia, która miała powodować mniej powikłań i dolegliwości, ale w trakcie zabiegu zaszły komplikacje i ostatecznie musiał przejść regularną operację. Obecnie natomiast ma kłopoty z normalnym spożywaniem posiłków.
"Muszę jeść małe, odpowiednio przygotowane posiłki, nawet do ośmiu razy dziennie. Zdarzało mi się, że wąski przełyk został zablokowany pożywieniem i dopiero w szpitalu, przy pomocy gastroskopu, był udrażniany, bo nie mogłem jeść ani pić" - opowiedział "Interii" Ziobro, dodając, że przez chorobę stracił już łącznie 20 kilogramów.
Ziobro czeka na diagnozę
Teraz polityka Suwerennej Polski czeka kolejny etap leczenia onkologicznego i rehabilitacja, a także walka z powikłaniami.
"Na jesień zaplanowano badania, które - mam nadzieję - potwierdzą skuteczność terapii nowotworowej. Nie da się jednak ukryć, że nigdy już nie przebiegnę maratonu. Ratowanie mojego życia wymagało niestety ciężkiego okaleczenia (...Zdarzały mi się zachłyśnięcia nocne, bo nie mam już mięśni, które oddzielają żołądek od przełyku. Dlatego nocą muszę się układać w odpowiedni sposób. Nie mogę już sypiać na prostym łóżku, jak niegdyś" - opowiadał.
Ziobro dodał, że obecnie czeka na najważniejsze badanie, które może wiele wyjaśnić.
"Czekam na zaplanowane na październik badanie PET. To może być rozstrzygająca diagnoza, czy się udało, czy są nawroty. Choć niektórzy mówią mi, że z nowotworu nigdy nie da się wyjść, bo to miliardy krążących w organizmie komórek. Ale ja się na tym nie znam" - powiedział.
Co z Funduszem Sprawiedliwości?
Wreszcie rozmowa dotyczyła również afery z Funduszem Sprawiedliwości. Zbigniew Ziobro uważa, że zarzuty, jakie są mu stawiane, "to oczywiście kłamstwo".
"Polegają na tym, że fundusz nie przekazywał pieniędzy na bezpośrednią pomoc ofiarom przestępstw. To oczywiście kłamstwo. Wystarczy spojrzeć na same kwoty. Za rządów Platformy na bezpośrednią pomoc ofiarom przestępstw przekazano 40 mln zł, a za naszych czasów to kwota ponad pół miliarda złotych. Platforma twierdzi, że my nie przekazywaliśmy pieniędzy na pomoc prawną czy psychologiczną dla ofiar przestępstw. A wszystko widać w liczbach: pół miliarda do 40 mln zł. Jak ktoś umie liczyć, niech liczy" - mówił.
Zaznaczył też, że "jeśli chodzi o przekazywanie pieniędzy choćby na szpitale: środki nie trafiały do prywatnej kieszeni, tylko na sprzęty, które obsługują wszystkich mieszkańców danego miasta, regionu, niezależnie od ich poglądów politycznych".
"Środki otrzymywały samorządy. Z badań wynika, że w kontekście partii beneficjentami byli najczęściej przedstawiciele PSL, a to przecież aktualny koalicjant partii Tuska. To ludowcy, jako włodarze, występowali z wnioskami o wsparcie finansowe. A potem robili sobie zdjęcia na tle sprzętu i pokazywali, że uzyskali dla swoich wyborców wsparcie z Funduszu Sprawiedliwości. I nie widzę powodu, żeby czynić im z tego powodu jakiekolwiek zarzuty" - kontynuował.
Wreszcie były minister sprawiedliwości stwierdził, że "niech hipokryci i cynicy z PO nie udają, że sami nie wykorzystywali wielkich kwot na inwestycje, by w czasie kampanii chwalić się tym przed wyborcami. A jeśli to nielegalne, jak dziś próbują twierdzić, to PKW powinna im odebrać środki".
Ziobro o liście od Kaczyńskiego
Wreszcie Zbigniew Ziobro odniósł się również do kwestii opublikowanego przez "Gazetę Wyborczą" rzekomego listu od Jarosława Kaczyńskiego, w którym lider Prawa i Sprawiedliwości miał informować o zakazie finansowania kampanii wyborczej w 2019 roku z Funduszu Sprawiedliwości.
"Jarosław Kaczyński ma zwyczaj kierować pisma, listy, zapytania w bardzo wielu sprawach. Na przestrzeni lat robił to regularnie. Zarówno na podstawie informacji medialnych, jak i innych doniesień, które do niego trafiały. Taka korespondencja, rozmowy w różnych sprawach, miały miejsce wielokrotnie. Czasami te dyskusje toczyły się między mną a prezesem. Zdarzało się, że pisma trafiały bezpośrednio do moich zastępców, zajmujących się danym obszarem i oni udzielali odpowiedzi" - objaśnił system komunikacji z prezesem PiS.
Dodał, że nie pamięta, czy taki list w ogóle do niego trafił.
"Ale, jak rozumiem, w jego treści Jarosław Kaczyński oparł się na informacjach medialnych. Zastrzegając, że jeżeli te informacje byłyby prawdziwe, to oczekuje określonych działań. I sądzę, że odpowiedź została udzielona, ze wskazaniem, że są to informacje nieprawdziwe. Że działanie funduszu nie różni się niczym od innych funduszy tego typu, które działają permanentnie, tak poza wyborami, jak i w okresie kampanii wyborczej" - uzupełnił Ziobro.
źródło: Interia