Zasiada pan w nowej Radzie ds. COVID-19, która ma doradzać premierowi w kwestiach dotyczących pandemii. To już nie jest rada medyczna – jak poprzednia, ale w jej skład wchodzą eksperci z różnych dziedzin, oczywiście również w dziedzinie ochrony zdrowia.
Specjalistów z dziedziny medycyny w nowej radzie zasiada 17. To mniej więcej tyle samo, ilu jest tu specjalistów z zakresu nauk społeczno-ekonomicznych i przedstawicieli instytucji, czyli m.in. Minister Zdrowia, prezes Urzędu Rejestracji Produktów Leczniczych, Wyrobów Medycznych, prezes Narodowego Funduszu Zdrowia czy dyrektor Instytutu Zdrowia Publicznego Państwowego Zakładu Higieny, Główny Inspektor Sanitarny, Główny Inspektor Farmaceutyczny. Jest wśród nas również dwóch socjologów, statystyk, specjalista prognoz ekonomicznych i psycholog.
Jakie zadanie stoi przed radą?
To organ doradczy, mamy niejako kontynuować działania poprzedniej rady. Z jednej strony zadaniem Rady jest optymalizacja walki z pandemią, ale z drugiej będziemy zastanawiać się również nad tym, jak poradzić sobie z jej skutkami, które nie tylko były istotne dla naszego społeczeństwa, dla zdrowia naszego społeczeństwa, ale także dla funkcjonowania systemu ochrony zdrowia w Polsce. To na pewno wpływ pandemii na pediatrię czy psychiatrię dziecięcą, ale też leczenie chorób kardiologicznych, neurologicznych, onkologicznych, przewlekłych i innych.
Pan jest specjalistą od medycyny ratunkowej, ale od jakiegoś czasu zajmuje się pan również COVID-em.
System ratownictwa w Polsce składa się z części przedszpitalnej i szpitalnej. Do nas trafia – choć na chwilę – większość pacjentów. Dlatego tak bardzo interesuję się sprawami pandemii. Na początku stosowaliśmy środki ochrony typu maseczki, kombinezony barierowe, przyłbice, później z nadzieją patrzyliśmy na szczepionki, teraz mamy już nawet leki przeciwko COVID-19. Z chwilą wprowadzenia szybkich testów antygenowych mamy możliwość strumieniowania chorych tak, by ci z dodatnimi wynikami trafiali od razu do szpitali zakaźnych lub na oddziały COVID-owe czy do szpitali jednoimiennych. Trzeba było opracować też dobry system transportu chorych. W pandemii pracy mieliśmy i mamy nadal mnóstwo, bo w ciągu roku do szpitalnych oddziałów ratunkowych trafia 4 do 6 mln osób, a do tego dochodzi kilkanaście milionów przyjmowanych do nocnej i świątecznej opieki medycznej. Jakby więc nie patrząc, to my, z medycyny ratunkowej i ratownictwa medycznego jesteśmy najbardziej narażeni na te pierwsze kontakty z chorymi z koronawirusem. Byliśmy – i nadal zresztą jesteśmy – bardzo przeciążeni pracą związaną z COVID-em. I nadal będziemy zabezpieczać chorych. Chodzi o to, by wypracować najlepsze metody, najlepsze plany – dostosowane do aktualnej wiedzy opartej na faktach i do aktualnych możliwości leczenia i zapobiegania COVID-19.
Rada jest już po pierwszym spotkaniu…
Na bieżąco musimy dokonywać analiz i oceny sytuacji zdrowotnej, ale również gospodarczej i społecznej w kraju, bo pandemia również na nie ma przecież wpływ. Ważną kwestią jest wpływ pandemii na dzieci i młodzież. Nowa rzeczywistość, czyli m.in. zdalne nauczanie, ograniczona możliwość wychodzenia z domu i podtrzymywania kontaktów z rówieśnikami, sprawiła, że wzrosła liczba problemów z zakresu zdrowia psychicznego a nawet samobójstw wśród dzieci i młodzieży. Kwestii do rozwiązania jest naprawdę mnóstwo. Dlatego postanowiliśmy, że będziemy spotykać się co dwa tygodnie, a między spotkaniami dodatkowo kontaktować się między sobą, żeby na spotkania rady mieć już przygotowane konkretne propozycje rozwiązań, konkretnych problemów.
Jakie problemy są teraz najpilniejsze?
Jeśli chodzi o te medyczne, to oczywiście nie możemy z powodu pandemii tracić z pola widzenia tych chorych, którzy cierpią z powodu innych schorzeń niż Covid-19, a ze względu na zmniejszoną liczbę łóżek niecovidowych mają ograniczony dostęp do leczenia specjalistycznego swoich schorzeń. W tej kwestii duże znaczenie mają też programy profilaktyczne i badania przesiewowe.
Wyciągamy wnioski z tego wszystkiego, co już się wydarzyło, chcemy uniknąć niedociągnięć w przyszłości, więc staramy się, by wszystkie propozycje zmian i rozwiązań były roztropne i wyważone, by bazowały na doświadczeniach. Chociaż pewne programy badań profilaktycznych były już uruchamiane dostrzegamy potrzebę dalszych działań na rzecz poprawy dostępności do badań i leczenia osób cierpiących na schorzenia np. kardiologiczne czy onkologiczne, dostrzegając wspomniane przeze mnie problemy dzieci i młodzieży.
Minister zdrowia ogłosił niedawno „początek końca pandemii”. Czy pana zdaniem faktycznie możemy już się z tego cieszyć?
Myślę, że słowa „początek końca” są tu kluczowe. Kiedyś pandemia przecież się skończy. My opieramy się na danych dotyczących liczby nowych zachorowań, zajętych łóżek, respiratorów, wyzdrowień i niestety oczywiście zgonów. Dane spływające z całego kraju różnią się w poszczególnych województwach, ale rzeczywiście obserwuje się trend spadkowy. To napawa nas umiarkowanym optymizmem.
Ma na to wpływ, że jednak zaszczepiła się spora liczba osób?
Tak, dane, którymi dysponujemy wskazują, że wśród osób zaszczepionych zachorowalność jest mniejsza, w razie zachorowania przebieg choroby jest lżejszy, są lepsze wyniki leczenia, spada liczba powikłań i zgonów.
Jednak nadal są osoby, które nie szczepią się – „bo nie”. Takie nastawienie ma również część personelu medycznego. A z drugiej strony wprowadza się obowiązek szczepienia wszystkich pracowników szpitali… Czy takie działania mają sens? I czy w ogóle są możliwe do zrealizowania?
Statystyki, doświadczenia krajów gdzie wyszczepialność jest większa niż w Polsce, jednoznacznie wskazują na sens takich działań i spodziewam się, że na kolejnych posiedzeniach Rady będziemy wracać do tych tematów. Nasze działania oparte są na zasadach EBM (evidence-based medicine – medycyna oparta na faktach). Fakty w tej kwestii są jednoznaczne i trudno z nimi dyskutować.