Mamy do czynienia z rosnącymi w siłę ruchami antycovidowymi, sprzymierzonymi z ruchami antyszczepionkowców lub jak kto woli płaskoziemców. Takie negowanie nauki i tego typu ruchy nie są czymś nowym.
Zacznijmy może od tego, że fakt zagrożenia dla zdrowia zdecydowana większość przyjmuje, ale interpretacja tego, jakie są przesłanki, by wprowadzać w życie różne zestawy regulacji, obostrzeń, którym się trzeba podporządkować - już nie. Niestety, wątpienie w ich sens wynika także z niespójności przekazu i sprzeczności motywów ich wprowadzania. Jak wytłumaczyć dziecku, że w drodze do szkoły musi nosić maseczkę, a już na lekcjach nie, zaś podczas przerw znowu powinno ją założyć? Tym bardziej, że jakiś czas temu ważni politycy w ogóle negowali potrzebę noszenia maseczek. Generalnie rosnąca popularność takich ruchów jest związana z kulturą nieufności. Szczególnie powszechną wśród nas, Polaków. Nie chodzi tylko o nieufność do określonej ekipy rządzącej. Każda ekipa doświadcza przecież takich postaw wobec swoich programów, koncepcji, formuły rządów. Niestety, mamy do czynienia także z polityką nieufności władzy wobec ekspertów, niezależnych naukowców, krytyków przyjętej polityki, co jest bardzo groźne. Niektórzy ludzie nie potrzebują faktów i danych, ale wystarczy odruch nieufności do przekazu instytucjonalnego lub medialne etykietowanie oponentów.
Wróćmy jednak do niespójności działań tej władzy. To premier tego rządu bezpodstawnie ogłaszał dla celów politycznych koniec pandemii latem, a prezydent tego obozu, aby zdobyć głosy antyszczepionkowców, mówił, że się nie szczepi przeciwko grypie... Ta nieufność do informacji o zagrożeniu mogła więc znacznie wzrosnąć.
To jest pytanie do analizy, czy tego typu wypowiedzi polityków są jedynie przyczyniającymi się, czy są sprawczymi dla takich postaw. Ja uważam, że są to wypowiedzi przyczyniające się, a nie wywołujące ruchy anty-. Chodzi o to, że politycy mają skłonność do formułowania przekazów, które popiera jakaś ważna dla nich - z różnych powodów - grupa czy kategoria społeczna. W tym wypadku chodziło o wybory prezydenckie i seniorów. Takie przekazy miały zwiększyć popularność polityków PiS w części społeczeństwa, która jest związana z antycovidowymi, atyszczepionkowymi nastawieniami.
Było o co walczyć, grupę antyszczepionkowców stanowi w Polsce ok. 400 tys. osób, co przy tak wyrównanej walce Dudy z Trzaskowskim miało znaczenie.
Politycy czerpią z tego korzyści. Problem oceny moralnej czy intelektualnej tego typu zachowań to już inna sprawa. Mechanizmy perswazji politycznej, propagandy służącej interesom politycznym pozwalają bowiem takim ruchom zaistnieć w przestrzeni publicznej.
Jest to obrzydliwe, bo bazuje na niewiedzy i jest perfidne!
To, że jak to pani mówi, jest obrzydliwe, to niestety jest to prawo polityki, która stosuje wiele brudnych technik, chwytów, sposobów dzielenia ludzi jako elektoratów. Rzeczywiście dominuje perfidna polityczna gra ze społeczeństwem. Ze względu na to, że nie ma rzetelnej eksperckiej debaty politycznej, która prowadzona byłaby w sposób uczciwy dla obywateli, politykom z różnych orientacji nie zależy na pełnym, obiektywnym oglądzie rzeczywistości, ponieważ wtedy gorzej nad covidową rzeczywistością panują.
Mam badania, z których wynika, że w ogóle 17 proc. Polaków nie wierzy istnienie koronawirusa, a wśród nich największą grupę stanowią ludzie młodzi. To są ci "młodzi bogowie", którzy mówią: "żyje się raz", "nikt mi nie będzie niczego narzucał", "mam prawo do wolności"...
Młodzież rezonuje wzorcami obserwowanymi u dorosłych. Jest niejako wychowana w kulturze nieufności. Ja też widziałem te wyniki i jako socjolog reaguję ze złością na postawienie pytania w formie: czy ktoś wierzy, czy nie wierzy w istnienie koronawirusa. Treść tego pytania z góry zakłada, że istotna jest wiara, która nie ma nic wspólnego z wiedzą, z medycyną, z faktami. Samo to pytanie świadczy o przeniesieniu się w myśleniu publicznym z kategorii faktów w kategorię wiary. Media też zaczynają tłoczyć nam informacje o szkodliwości fal 5G, szczepionek, oczywiście niektóre media czynią to celowo. Jednym słowem pojawia się "syndrom Kraśnika", którego radni negują osiągnięcia naukowe. Przecież mieliśmy do czynienia z festiwalem takich postaw. Np. przebywanie z osobami LGBT miałoby wpływać na zmianę orientacji seksualnej, zaś Rzecznik Praw Dziecka poważnie debatował o podawaniu przez środowiska LGBT pigułek zmieniających orientację seksualną. Wiedzy ekspercka, naukowa, instytucjonalne autorytety zostały zdegradowane. Nie mamy kryteriów pokazujących w jasny sposób prawidłowości funkcjonowania pewnych procesów czy zmian, bo neguje się rolę nauki w życiu społecznym. My nie dostaliśmy poważnej analizy sytuacji. Nie dostali jej w wystarczający sposób młodzi ludzie, na których skupia się presja szkoły z wymuszanymi rytuałami. My nie wiemy dziś, jak odbije się to na ich przyszłości. U nich, ponieważ nie dostali tej wystarczającej wiedzy, ujawniają się takie antycovidowe postawy w sposób znaczący.
Antycovidowy ruch rozlewa się po całym świecie. Ten koronawirus tak nas zaskoczył, że nie potrafiliśmy znaleźć szybko skutecznych metod perswazji. Tylko z drugiej strony, słyszałam, że te przekazy z Włoch to były... wyreżyserowane. Do antycovidowców dołączyli zwolennicy spiskowych teorii dziejów.
Tak, właśnie znacząco wzrosła popularność teorii spiskowych i to w pozornie poważnych kręgach. Choćby sam prezydent USA Donald Trump, który na początku pademii mówił, że to spisek Chin. Cóż, nigdy nie jesteśmy przygotowani na pojawienie się kryzysu, stąd taka a nie inna reakcja całego świata. Jednym krajom udało się lepiej przekonać do racji ekspertów, innym nie. Prezydent Białorusi mówił przecież o wódce, która jest najskuteczniejsza na koronawirusa. Jeśli jednak nie byliśmy przygotowani na ten kryzys, to wiedzieliśmy, że będzie druga fala pandemii i wtedy trzeba było odrabiać zaległości.
A my kupowaliśmy respiratory - widma od handlarza bronią i chwaliliśmy się, że w zwalczaniu pandemii jesteśmy mistrzami świata.
Właśnie: w sytuacjach zagrożenia w polityce społecznej jedni robią brudne interesy, a w analizie zachowań zbiorowych mówi się o zjawisku tzw. paniki moralnej. Nie ufamy instytucjom działającym oficjalnie. Ale jak możemy ufać, skoro na początku w Polsce zwolniono z pracy pielęgniarkę, która "ośmieliła się" powiedzieć, że brakuje środków ochronnych dla personelu, a gdzie indziej niszczy się samochód pielęgniarki, bo może zarażać sąsiadów. U nas usiłowano pandemię zwalczyć propagandowo, a nie za pomocą stworzenia odpowiedniego zarządzania kryzysem. Gdy instytucje publiczne znajdują się pod presją doraźnych politycznych interesów i jednocześnie mamy rozwiązania niesprzyjające przekazywaniu rzetelnej wiedzy o zjawisku, to rosnący lęk i panika moralna zwiększa u wielu osób reakcje emocjonalne, nieufności.
Stąd też wzrost teorii covidowo-spiskowych?
Tak, teoria spiskowa jest wygodnym sposobem oswajania się z paniką i przerzucania odpowiedzialności na innych. Zjawiska kryzysów pojawiają się gwałtownie. Dlatego kryzys jest niebezpiecznym czasem, bo władze polityczne, instytucje gospodarcze, religijne nie przewidują pojawienia się tzw. anomii społecznej, czyli stanu załamania norm w środowisku społecznym. Powoduje to utratę oparcia jednostek w zasadach, w które one wierzą, bo zasady ulegają chaotycznym zmianom. Mamy dziś do czynienia z gwałtownymi zmianami społecznymi, co powoduje utratę poczucia bezpieczeństwa, stabilności. I nie chodzi tu tylko o osoby słabo wykształcone. Także ludzie wykształceni nie ufają instytucjom nauki.
Te ruchy rodzą się z niewiedzy i strachu...
Lęk przejawia się poszukiwaniem łatwych recept i prostych wytłumaczeń albo zaprzeczeń. Jeśli nie radzę sobie z jakimiś zagrożeniami, to zaprzeczam, że one istnieją. W mediach społecznościowych tworzą się grupy wspólnotowe. Jeśli zaczynam czytać pojawiające się tam argumenty antycovidowe, to zaczynam w nie wierzyć. W psychologii społecznej jest opisane zjawisko przejmowania poglądów większości, nawet jeśli nie mają one nic wspólnego z faktami. Wielu upewnia się, że zwykle większość ma rację. Mówi się w socjologii o społecznym konstruowaniu faktów. Fakty są tworzone. Fakt poznawczy jest wytworem kulturowych wyobrażeń o zjawisku. Prawda jest konstruowana.
To koniec wieku, czy koniec świata...?
Koniec wieku to był już nie jeden raz w historii. Choćby na przełomie XIX i XX wieku postępował koniec mieszczańskiego świata, nacjonalistycznych państw i kultury cywilizacyjnego postępu rozbitej przez artystyczną i obyczajową bohemę. Takie postawy też teraz istnieją. Co tam jakieś wirusy. Bawmy się! Mamy niesamowitą różnorodność zachowań autodestrukcyjnych, z którymi metodyczna naukowa analiza niestety przegrywa, przegrywa z emocjami kolektywnymi i z przerzucaniem win na innych, na obcych. Jest to w pewnym sensie koniec jakiegoś, znanego nam do tej pory, świata autorytetu wiedzy. Pewne zjawiska trzeba będzie zdefiniować na nowo.