„Nie ma żadnych różnic między pacjentami, którzy przyjęli placebo a amantadynę” – to wypowiedź prof. Adama Barczyka ze Śląskiego Uniwersytetu Medycznego, który początkowo miał badać lek zgodnie z pierwotnym protokołem ustalonym dla innych, polskich i europejskich ośrodków. Zamiast tego przeprowadzono próbę na 150 osobach, które otrzymywały już w dodatku zarejestrowany lek przeciwwirusowy, remdesiwir.
„Amantadyna nie leczy zapalenia płuc w COVID-19, gdy jest dodana do remdesiwiru. To główny wniosek z tej pracy, który można wyciągnąć” – komentuje tę wypowiedź prof. dr hab. n. med. Konrad Rejdak, który kieruje pracami nad lekiem prowadzonymi na Uniwersytecie Medycznym w Lublinie.
Badania nad amantadyną nadal trwają
Wyniki badania ze Śląskiego Uniwersytetu Medycznego pokazują wyraźnie, że leczenie amantadyną chorych z zaawansowanym COVID-19 nie jest zasadne. Badanie to miało weryfikować schemat leczenia opracowany przed dr Włodzimierza Bodnara, który był w komitecie naukowym zespołu projektowego prof. Barczyka.
Nie ma jeszcze jednak wniosków z innych badań z udziałem chorych we wczesnej fazie infekcji, a tylko wtedy lek może pomóc. Stwierdzenie, że „nie ma żadnych dowodów naukowych, które potwierdzałyby skuteczność i bezpieczeństwo leczenia COVID-19 przy pomocy amantadyny”, które padło na konferencji prasowej wiceministra zdrowia 11 lutego 2022 roku, jest więc przedwczesne.
– W badaniu tym wzięli udział pacjenci przyjęci do szpitala z powodu COVID-19, u których stwierdzono już zapalenie płuc, i którzy byli już leczeni remdesiwirem, a lek amantadyna lub placebo był dodawany do terapii – wyjaśnia prof. Rejdak. – Pokazuje to brak skuteczności amantadyny w takim zastosowaniu. Przypomnijmy, że skuteczności nie wykazały też zarejestrowane leki, jak molnupirawir – w jego przypadku też przerwano badanie u chorych szpitalnych i zakończono program po stwierdzeniu nieskuteczności. Zastanawiająca była ponadto wysoka śmiertelność pacjentów otrzymujących remdesiwir plus amantadynę lub placebo sięgająca 10 procent, co pokazuje, jak ciężką chorobą może być COVID-19.
– My badamy zupełnie inną populację – są to chorzy, którzy nie wymagali hospitalizacji, bo byli na wczesnym etapie infekcji, lub też przebywali w szpitalu z powodu innych chorób, a przy okazji stwierdzono u nich wczesną infekcję – tłumaczy neurolog.
Czy to koniec polskich badań nad amantadyną, dostępnym już na rynku lekiem neurologicznym, który może chronić układ nerwowy przed koronawirusem?
– Badania nad amantadyną nadal trwają, ale nasz projekt dotyczy całkiem innej populacji – mówi prof. Rejdak. – Oceniamy objawy neurologiczne jako następstwo zakażenia koronawirusem. Pamiętajmy, że na dzień dzisiejszy nie mamy leków zarejestrowanych w tym wskazaniu. Jesteśmy w trakcie analizy pośredniej i oczywiście przedstawimy wstępne wyniki ambulatoryjne Agencji Badań Medycznych (która finansuje badania na zlecenie Ministerstwa Zdrowia – przyp. red) w celu podjęcia decyzji o kontynuacji badań. W chwili obecnej nie zaobserwowaliśmy przy tym istotnych działań niepożądanych, stosując wskazany schemat dawkowania. Dopóki jednak nie ma wyników badań, lek pozostaje środkiem eksperymentalnym.
Należy tutaj dodać, że wydanie niekorzystnego oświadczenia nt. amantadyny zbiegło się w czasie z prezentacją stanowiska polskich lekarzy nt. stosowania leków przeciwwirusowych w COVID-19. Jak podkreślają specjaliści, podaje się je w pierwszym stadium choroby, które nie wymaga leczenia szpitalnego. Zalecenie to znajdzie się w aktualizowanych wytycznych Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych.
Kontrowersje wokół amantadyny
Amantadyna to lek badany przeciw COVID-19, który podobnie jak kilka innych obiecujących antywirusowych środków został przedwcześnie rozreklamowany wśród społeczeństwa. W efekcie lek zaczęto wykupywać z aptek, choć jego przyjmowanie bezwzględnie wymagane jest u pacjentów neurologicznych z chorobą Parkinsona czy dyskinezą późną – to obecnie jedyni pacjenci uprawnieni do kupna leku.
Do medialnej burzy przyczynili się również sami naukowcy, m.in. jeden z zespołów duńskich, który opublikował nierecenzowaną wersję wyników badań nad lekiem. Tytuł publikacji rozpoczęto zdaniem „Amantadyna ma potencjał w leczeniu COVID-19”, proponując ją jako „nowy, tani, łatwo dostępny i skuteczny sposób leczenia COVID-19”.
Autorzy dokonali korekty swoich propozycji, jednak kontrowersje nie ustają, a lek zaczęto wykupywać z aptek i reglamentować. Badania nad amantadyną wciąż jednak trwają, a według ich harmonogramu wyniki miały być dostępne w kwietniu 2022 roku.
Bezpieczeństwo amantadyny w leczeniu COVID-19
Przedwczesne obietnice związane z działaniem amantadyny przyniosły wiele szkody, podobnie jak komentarze w prasie. Przedmiotem wcześniejszych zarzutów było bezpieczeństwo stosowania leku.
– Przedstawialiśmy dane w odpowiedzi na uwagi lekarzy zakaźników, że lek jest toksyczny i nie wolno go podawać, co jest bzdurą – tłumaczy prof. Konrad Rejdak. – Ukazał się news, że procedura leczenia jest bezpieczna, co jest prawdą, bo nie stwierdziliśmy u naszych pacjentów żadnych istotnych powikłań i rzeczywiście uznajemy, że na tym etapie nie stwierdzamy żadnych problemów z terapią. Poza tym lek jest zbadany i używany od lat. Realizujemy więc badanie, aby je sfinalizować zgodnie z protokołem, który nie uległ żadnym zmianom. Oceniamy ryzyko progresji choroby po świeżym zakażeniu i wpływ na zaburzenia neurologiczne, ale to pokażą wyniki końcowe.
Badania nad amantadyną w leczeniu zakażenia koronawirusem muszą przejść wszystkie niezbędne fazy, a prowadzone są też w innych ośrodkach w kraju, a także Europy, a nawet świata.
– Nasze badanie wpisuje się w najnowsze trendy, które analizują giganci światowi, czyli Roche, Merck czy Novartis – mówi profesor Konrad Rejdak. – Poszukiwany jest lek dla wczesnej interwencji po infekcji SARS-CoV-2, by uchronić chorego przed progresją COVID-19. Zdajemy sobie przy tym sprawę, że najlepszą metodą ochrony jest szczepienie, ale nie będzie ono dostępne we wszystkich krajach. Niestety, nie wszyscy chcą się szczepić, mimo że apelujemy, by to czynić. Nie wszyscy też mogą się szczepić, bo mają różne powody zdrowotne, dla których nie jest to możliwe. Nie wolno więc pozbawić ich szansy na leczenie.
ZOBACZ: Lek na COVID-19 zatwierdzony, na razie warunkowo