Gdy przed trzema laty wprowadzono nowelizację ustawy o prawie farmaceutycznym zwaną „Apteka dla Aptekarza” („AdA”), celem zmian była poprawa sytuacji w Polsce. Jako argumenty podawano tak ważne kwestie, jak konieczność ograniczenia nielegalnego wywozu leków z kraju, uniknięcie monopolizacji branży farmaceutycznej czy repolonizacja aptek.
Według nowych przepisów, które wprowadzono w połowie 2017 roku, nową aptekę mogła założyć tylko osoba będąca farmaceutą oraz spółka jawna lub partnerska farmaceutów. Taki punkt musi też przypadać na min. 3 tys. mieszkańców i znajdować się przynajmniej 0,5 km od już istniejącego.
Skutek zmian prawnych jest odwrotny od zamierzonego, bo co miesiąc otwierane jest o 50 mniej aptek niż wcześniej.
Przeczytaj o zmianach w uprawinieniach farmaceutów:
Jak z kolei podaje Komisja BCC ds. rynku aptecznego, liczba otwarć nowych aptek spadła z poziomu 100-110 do jedynie 15-20 miesięcznie. Jednocześnie zamykane jest ok. 70 placówek na miesiąc.
Obecnie liczba ogólnodostępnych aptek znajduje się na poziomie z 2012 roku, ponieważ ubyło 1181 placówek, w wyniku czego jest ich tylko 12 384 – to wyniki badań firmy analitycznej PEX PharmaSequence.
Nie został też zrealizowany żaden z założonych celów wprowadzenia „AdA”, bo nowe przepisy nie mają wpływu na nielegalny wywóz leków z kraju, a sieci aptecznych nie tworzą wcale zagraniczne koncerny, tylko małe i średnie polskie firmy. To sumie 353 podmioty gospodarcze, w których posiadaniu jest ponad 93 proc. ogólnej liczby aptek, natomiast z udziałem kapitału zagranicznego działa tylko 5 sieci.
Z powodu restrykcji prawnych i geograficzno-demograficznych polski rynek apteczny stał się jednym z najostrzejszych systemów zamkniętych w Europie, ponieważ ich właścicieli obowiązują również inne zaostrzenia, m.in. bezwzględny zakaz reklamy. Skutkuje to powstaniem sytuacji, w której nie można informować pacjentów o działalności aptek i farmaceutów, co w UE nie ma precedensu i bezpośrednio godzi w dobro mieszkańców kraju.
ZOBACZ: Co może zmienić się w aptekach?