Bereszyński odbywał kwarantannę w swoim domu w Genui, w którym spędził ponad 30 dni. Towarzyszyła mu partnerka Maja Mocydlarz i dwuletni synek Leo. - Nie jestem odsperowany od bliskich. Oni są zdrowi, nie mają objawów i mam nadzieję, że tak zostanie - mówił 27-letni reprezentant Polski w "Misji Futbol".
Pierwszym piłkarzem Samdorii, u którego wykryto wirusa był Manolo Gabbiadini. Ostatecznie chorobę stwierdzono u ośmiu zawodników tego klubu. - Najgorszy był moment kiedy nie wiedziałem, że Manolo ma wirusa, a już czułem się kiepsko. Bardzo bolała mnie głowa, byłem nieswój. Wmawiałem sobie, że wszystko jest w porządku. Dopiero jak dowiedziałem się o Manolo, to nastąpił u mnie najgorszy moment, najgorsza noc - wyjaśniał popularny Bereś.
Zdaniem Bereszyńskiego COVID-19 rozwinął się na Półwysep Apenińskim, bo Włosi zlekceważyli chorobę i się nią nie przejęli. - Mentalność jest tutaj zupełnie inna. Włosi dopiero jak zobaczyli strach w oczach, to na nie przejrzeli. Przedtem bagatelizowali problem, dlatego też wystąpiła taka śmiertelność wśród starszych osób. Inne kraje mogą brać przykład z odpowiedzialności Polaków - zaznaczył Bereszyński.
Nadal nie wiadomo, czy piłkarski sezon we Włoszech zostanie wznowiony. Wcześniej podawano, że rozgrywki mogą ruszyć w pierwszy weekend maja.
We Włoszech zakażonych koronawirusem zostało ponad 135 tys. osób. Z czego 17 tys. zmarło.
Źródło: La Gazzetta dello Sport, Misja Futbol