Anna Wietrzykowska: Poronienie jest jak wypadek samochodowy albo nowotwór. Sytuacja poza kontrolą

Katarzyna Kachel
Katarzyna Kachel
Nasze pokolenie ma szansę stworzyć narrację wspierającą dla sytuacji utraty ciąży po poronieniach i niepłodności. To są tematy, doświadczenia, które dotykają wielu z nas. Mówiąc o tym, normalizujemy te sytuacje, wprowadzamy do języka, uznajemy i oswajamy. Cywilizacyjnie i kulturowo oddaliliśmy się od śmierci, przestaliśmy z nią obcować, o niej mówić, ustawiać się z nią. Powrót jest trudny, tak samo jak trudne są tematy związane z odchodzeniem bliskich – mówi Anna Wietrzykowska, psycholog, psychoterapeuta, zajmujący się wsparciem w sytuacjach niepłodności, poronień, specjalista portalu poronilam.pl.

Jak rozmawiać o utracie nienarodzonego dziecka i żałobie, kiedy brakuje do tego nawet języka?

Takie rozmowy są trudne, ponieważ to rodzaj straty, który nie ma określeń w standardach społecznych. Kiedy rodzi się dziecko, witamy je niemalże plemiennie, odprawiamy ceremonie, organizujemy chrzciny, pępkowe, wysyłamy dalszym i bliższym znajomym zdjęcia, wprowadzamy je do rodziny. Dziecko funkcjonuje w społeczeństwie, jest w świecie uwidocznione. W poronieniu w relacji z dzieckiem najczęściej zdążyli być tylko rodzice; ta strata ma więc wymiar bardzo intymny i niestandardowy, odbiegający od tych, z którymi zwykle mamy do czynienia.

Można ją porównać do przypadku, kiedy zaginie nam ktoś bliski. Poronienie z punktu widzenia psychologicznego jest zdarzeniem wielowymiarowym, czyli takim, które może być przeżywane na różne sposoby. To rodzaj zawieszenia, syndrom pustego grobu, stan, w którym wiele osób doświadczających poronienia funkcjonuje bez aspektu fizycznego, bez możliwości pożegnania, jak to zwykle ma miejsce, gdy żegnamy bliską nam osobę.

Zawieszenie, odwlekanie sprawia zatem, że cały czas jesteśmy w trybie oczekiwania na coś, co nie przyjdzie. Da się tak żyć?

Da się, ale pozostaje pytanie, „jak” się żyje? Poronienie traktowane jest jak sytuacja kryzysu psychologicznego, który nagle zmusza nas do zaadaptowania się w nowej, niechcianej sytuacji. Dla jednych będzie miało wymiar traumy związanej z fizjologią, dla innych będzie stratą dziecka, śmiercią. Zależy to od indywidualnej interpretacji zdarzenia przez konkretną osobę, która nazywa to, co się stało, nadaje temu wymiar, a terapeuta podąża za jej odczuciem i narracją.

O ile trafi do terapeuty. Wiele kobiet nie pozwala sobie uznać poronienia, nie daje sobie zgody na odczuwanie straty i przeżycie żałoby. Dlaczego?

Przyczyną może być poczucie wyobcowania, osamotnienia kobiet, które się w tej sytuacji znalazły. Z jednej strony poronienie dotyka co czwartej, co piątej kobiety, ale ta co czwarta, co piąta zwykle czuje się w absolutnej mniejszości. Mamy zatem sytuację człowieka, który się właśnie rozpadł i jeszcze nie zdążył odbudować, zmuszonego do funkcjonowania w grupie ludzi, którzy tego rozpadu nawet nie dostrzegają. Stąd poczucie niezrozumienia, czasami presji szybkiego powrotu do ról, które pełniło się przed, do zadań, pracy, zabawy. Nierzadko bywa też, że kobieta zderza się z narracją otoczenia, umniejszającą poronienie; bo przecież nic się nie stało. Dla tego otoczenia ciąża na tym etapie jest czymś niewidzialnym, czymś co nie zaistniało. Czasem to dziecko zdążyło zaistnieć tylko w życiu jego rodziców.

To może lepiej nikomu nie mówić tak do czwartego miesiąca, by oszczędzić sobie presji, oczekiwań czy umniejszania?

To zależy. Decydując się na to, kobieta chce zwykle ochronić dziecko, siebie, swoją intymności. Ale kiedy dziecko odchodzi przed porodem, a o jego istnieniu wiedziała tylko ona i jej partner, może to stać się dla nich trudniejsze niż gdyby ktoś wiedział. Para jest bowiem oddalona od sieci wsparcia społecznego, która jest niezwykle ważna w takich kryzysach, bo asekuruje, chroni, odciąża.

Istnieje w takich przypadkach jakaś sieć?

Tworzy się, choćby przez naszą rozmowę. Mamy do czynienia z dość specyficzną sytuacją, bo tak naprawdę dopiero od 20-30 lat mamy możliwość obserwowania nowego życia niemalże od początku, od testu ciążowego. Dowiadujemy się o ciąży od momentu miesiączki, więc ta więź wytwarza się wcześniej. Jedno pokolenie nie zdążyło jeszcze przerobić całej tej trudnej relacji na temat odchodzenia nienarodzonych dzieci. Jeszcze nie do końca wiemy, jak się do tego nastawić. Osoby w bliskim towarzystwie czują się często sparaliżowane, mają duże poczucie bezradności, nie wiedzą, jak się zachować.

Kiedy mamy kogoś obok w żałobie albo w kryzysie psychologicznym, bardzo często czujemy niemoc, brak gotowych wzorców zachowań. Chcemy tej osobie po stracie coś szybko dać w zamian albo szybko ją pocieszyć. Ale pocieszenie nie zawsze jest pomocne, czasem odcina od przeżywanych uczuć. Najlepsze jest uważne towarzyszenie, podążanie, dostrajanie. Akceptacja i przyjmowanie drugiej osoby. Dalej trudne, ale terapeutycznie bardziej korzystne.

A kiedy podążać i towarzyszyć nie potrafi nawet partner, ojciec dziecka?

Poronienie to sytuacja, kiedy jedno wydarzenie dotyka dwie osoby. Każde z nich jest inną osobowością, każde ma inne zasoby, doświadczenie życiowe, temperament, i to jest zupełnie normatywne. I każda z nich zareaguje inaczej, czasami bardziej podobnie, czasami mniej. Kluczem jest udźwignąć te różnice, mieć w sobie akceptację, że możemy inaczej zareagować i to też jest okej. Nie zawsze bywa tak, że kobieta jest w skrajnej rozpaczy, a mężczyzna się trzyma, normalnie funkcjonuje, jakby nic się nie stało. A nawet jeśli tak to pozornie wygląda, to rodzi się pytanie: dlaczego on nie pozwala sobie na przeżywanie, emocje; czy daje przestrzeń partnerce, chce, by miała w nim oparcie, czy może chce ją chronić i nie obciążać swoimi emocjami? Mężczyznom też bywa trudno, też bywają zaskoczeni swoim stanem emocjonalnym po poronieniu i szukają pomocy. Nie mają, jak kobiety, doświadczenia fizjologicznego, poczucia w ciele, że jest się w ciąży – stąd ich przeżywanie nawet z tej racji jest inne. Występuje na poziomie poznawczym i emocjonalnym, a u kobiety dodatkowo oprócz tych dwóch na poziomie fizjologicznym jeszcze.

Kobiety często obwiniają się za poronienie?

Pracuję w tym temacie od prawie dziesięciu lat i mogę na palcach jednej ręki wyliczyć te, które się nie obwiniały. Większość zadaje sobie pytanie, co mogłam zrobić inaczej, może mniej dźwigać, albo nie pracować, albo leżeć. Niemal u każdego w kryzysie może pojawić się myśl, że mógł temu zapobiec. To przywraca bowiem poczucie bezpieczeństwa, kontroli nad sytuacją. Poronienie jest jak wypadek samochodowy albo nowotwór – sytuacje poza kontrolą. Stąd mechanizm domknięcia poznawczego, wysiłek naszego umysłu, by sobie wyjaśnić zależność przyczynowo- skutkową i znaleźć odpowiedź, dlaczego nas to spotkało. To normalny mechanizm w kryzysie psychologicznym i warto to podkreślić, by pacjenci po poronieniu poczuli, że próba odpowiedzenia na pytanie: ,,dlaczego?” jest próbą przywrócenia bezpieczeństwa i kontroli w sytuacji, która nie była ani bezpieczna, ani pod kontrolą.

Można sobie z taką stratą samemu poradzić?

Niektóre kobiety trafiają na terapię bardzo szybko, kilka tygodni, miesięcy po poronieniu, inne trafiają po latach z zaawansowanymi objawy PTSD (zespół stresu pourazowego), jeszcze inne nie trafiają w ogóle. Nie każda kobieta potrzebuje wsparcia psychologicznego, ale na pewno warto każdej je zaproponować na różnym etapie po tym zdarzeniu, aby miała możliwość wyboru. Wszystko zależy od tego, jakie dana osoba ma zasoby w kryzysie, wsparcie, świadomość. Każdy przypadek jest inny i każdego poronienie pozostawia w innym punkcie w życiu.

Wiele kobiet doświadcza syndromu pustego brzucha, żyje nadal z dzieckiem, które się nie narodziło. Zastanawia się, jak by wyglądało, co by lubiło. To jest dobre?

W literaturze fachowej nie ma takiego określenia jak syndrom pustego brzucha, jest ono nieformalne i funkcjonuje raczej na forach, grupach. Z punktu widzenia psychologicznego każde pojawienie się dziecka zmienia strukturę rodziny na zawsze. W terapii systemowej, rysując genogram, czyli graficzne przedstawienie sytuacji rodzinnych, symbolizuje się także obecność dzieci, które się nie narodziły. Poronienie, traktowane jako utrata dziecka, zostawia pary w innej strukturze. To nie jest już para partnerów, ale para partnerów-rodziców. I jeśli partnerzy czują, że dziecko było obecne, to wpływa na ich dalsze życie. Tak więc wizja, ile miałoby lat, jak by wyglądało, funkcjonowało, do kogo byłoby podobne, jest naturalną relacją.

Poznanie płci nienarodzonego dziecka coś zmienia?

Wydaje się zmieniać wiele, bo nadaje dziecku tożsamość. Ale to decyzja pary, czy chcą taką wiedzę mieć, bo nie da się tego odwiedzieć. Nie da się zapomnieć, wymazać. To wzięcie na siebie ciężaru tej informacji, albo ciężaru braku informacji.

Który ciężar jest bardziej drenujący?

To zależy. Te decyzje czasami zapadają we wczesnym momencie, w szpitalu, kiedy jest się we wczesnej fazie kryzysu, ma się utrudnione funkcjonowanie poznawcze, działa się chaotycznie i potem może pojawić trudna reakcja emocjonalna na własną decyzję. To trudne tematy, powinny zapadać przy wsparciu np. psychologa na oddziale, personelu, który w sposób empatyczny i ze znajomością specyfiki funkcjonowania w kryzysie będzie potrafił dostosowywać komunikaty do możliwości percepcji danej osoby w danej chwili. Z możliwością poinformowania o wszystkich możliwych konsekwencji każdej decyzji (także uwzględniających koszty psychologiczne).

Pochówek nienarodzonego dziecka dużo zmienia w procesie przeżywania żałoby?

Dla jednych kobiet będzie to doświadczenie, które generuje spokój, dla innych może mieć wymiar traumatyczny. Zmuszanie kobiety do pochówku może być bardzo złym i obciążającym przeżyciem. Zaleca się tutaj dużą elastyczność i dopasowanie do pacjenta, do jego uczuć, do tego, co dla niego fakt pochówku oznacza i czy tak potrzebuje w tym doświadczeniu podążyć. Zdarza się bowiem, że może uporządkować dalsze etapy żałoby poprzez nazwanie tego, co go spotkało i stworzenie przestrzeni dla żałoby na dalszych etapach jej trwania. Ale nie dla każdego, bo jeśli mamy w tle ASD (ostra reakcja na stres) towarzyszącej sytuacji poronienia, to tutaj w pierwszej kolejności mamy do zaopiekowania pacjenta w TU i TERAZ pod kątem urazu psychicznego.

Czyli?

Śmierci dziecka. Ale równie dobrze ta sama strata dla kogoś innego będzie kryzysem, stresem pourazowym, jakimiś innymi lękami. Dlatego tak istotny jest element diagnozy, ale też budowania relacji między pacjentem a terapeutą, bo to nastawienie może się z czasem zmieniać. Praca długofalowa polega na przyzwoleniu, że w każdym momencie osoba może zmienić swoją narrację związaną z tym, co się stało. Nie mamy w przypadku poronienia gotowych wzorców społecznych zachowań.

Dlatego czasami pada: jesteście młodzi, dzieci przed wami, nic się nie stało.

Kobiety po poronieniu często nie otrzymują wsparcia, a ich przeżywanie zostaje unieważnione, wymazane. A przecież są w momencie, kiedy zawalił się im świat. Do tego dochodzą duże emocje, poczucie wstydu i lęk. I poczucie nieadekwatności własnego przeżywania, swoich reakcji i myśli.

Jak brak żałoby czy brak pogodzenia się ze stratą wpływa na życie kobiet?

Zależy. Kobiety, które wymagały wsparcia, a go sobie nie dały, umacniają swoje sposoby funkcjonowania, ale te, które są dla nich nieadaptacyjne. Nie wracają do relacji społecznych, zaczynają unikać znajomych, trudno im wrócić do poprzedniego życia. Ale są kobiety, które funkcjonują w kryzysie psychologicznym, przepracowują go, korzystając z zasobów własnych, czy wsparcia partnera i bliskich.

Kobiety po poronieniu od razu starają się o kolejne dziecko?

Bywa różnie, zależy od wieku, stanu emocjonalnego, tego, czym dla niej było poronienie. Załóżmy, że kobieta, która poroniła w wieku 42 lat, a było to jej pierwsze dziecko, słyszy, że to ostatnia szansa, ostatni moment. Wówczas za decyzją stoją przesłanki medyczne, co wcale nie zmazuje jej przeżywania. Nadal jest kobietą po stracie, w emocjach, co czasami dodatkowo staje się trudne.

U młodszych pacjentek zauważamy, że dają sobie czas, by dojść do równowagi psychicznej. Często zdarza się także, ze pacjentka nie wchodzi w przeżywanie, dysocjuje się, odcina emocjonalnie i nie daje sobie przyzwolenia na przeżywanie poronienia. Przypomina to slalom. Innym razem ciąże pojawiają się po prostu, z racji bycia długi czas w procesie leczenia niepłodności i konsekwencji wdrożonego leczenia i wtedy pracujemy nad tym, aby uporządkować emocje do tej ciąży, która była i tej ciąży która jest.

Taki slalom jest dobry?

Czasami na ten moment to jedyne rozwiązanie. Kobieta po trzeciej, piątej stracie jest w tak silnych emocjach, że wejście w to przeżywanie rozsypie ją tak, że nie będzie mogła funkcjonować. I na poziomie bardziej lub mniej świadomym kobieta to czuje. Mechanizm dysocjacji w traumie nie jest czymś złym, ponieważ pozwala przetrwać najtrudniejsze zdarzenia z życia. Nie zintegrować traumatycznego zdarzenia w danym momencie, ponieważ było ,,za duże”. Nie przekształcić we wspomnienie, jak to się dzieje ze zwykłymi sytuacjami, ale na jakiś czas nie ,,wpuścić” do naszej pamięci, żebyśmy w tym momencie mogli w innych obszarach iść do przodu. Podobnie jak żołnierz na froncie, jeśli do niego strzelają, a on w jednej chwili traci przyjaciela z frontu, żeby przeżyć, musi w tym momencie nie czuć tego ogromu cierpienia związanego ze stratą, aby zabezpieczyć swoje życie i przetrwać. Pozwolić sobie na nieczucie, by żyć. Doświadczając najtrudniejszych wydarzeń z naszego życia, nasz układ nerwowy w zależności od indywidualnych predyspozycji, naszych sposobów radzenia sobie, wcześniejszych doświadczeń życiowych i zasobów, jakie mamy może zareagować różnie.

Na portalu poronilam.pl kobiety dzielą się opowieścią o nienarodzonych dzieciach. To ważne?

Jeśli czuje taką potrzebę, jak najbardziej. Bywa jednak, że opowiadanie kolejny raz może być retraumatyzacją. Dlatego zmuszanie do takiego dzielenie się w sytuacji, kiedy towarzyszy temu silne przeżywanie, może być niekorzystne. Warto też siebie obserwować i swoje reakcje. Jedne kobiety, czytając kolejne, podobne do własnej historie czują się mniej osamotnione w tym doświadczeniu. U innych nasilą się objawy wskazujące np. na PTSD. Kiedy jednak kobieta ma potrzebę podkreślenia ważności i obecności, nie chce, by dziecko było zapomniane, to może to być pomocne układanie w sobie narracji o jego byciu.

Jak ważne jest, by o tym rozmawiać, tak jak rozmawiamy dziś?

Ogromnie ważne, bo nasze pokolenie ma szansę stworzyć narrację wspierającą dla sytuacji utraty ciąży po poronieniach i niepłodności. To są tematy, doświadczenia, które dotykają wielu z nas. Mówiąc o tym, normalizujemy te sytuacje, wprowadzamy do języka, uznajemy i oswajamy. Cywilizacyjnie i kulturowo oddaliliśmy się od śmierci, przestaliśmy z nią obcować, o niej mówić, ustawiać się z nią. Powrót jest trudny, tak samo jak trudne są tematy związane z odchodzeniem bliskich. A słonia w pokoju widzą i czują wszyscy (z angielskiego: elephant in the room, czyli temat tabu w rozmowie), czas, by o nim także rozmawiać.

Anna  Wietrzykowska, psycholog, terapeuta niepłodności, specjalista w portalu poronilam.pl
Anna Wietrzykowska, psycholog, terapeuta niepłodności, specjalista w portalu poronilam.pl archiwum
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Co włożyć, a czego unikać w koszyku wielkanocnym?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Anna Wietrzykowska: Poronienie jest jak wypadek samochodowy albo nowotwór. Sytuacja poza kontrolą - Plus Dziennik Polski

Wróć na stronazdrowia.pl Strona Zdrowia