Spis treści
Diagnoza, która wywróciła życie do góry nogami
Ponad dziesięć lat temu, w 2014 roku, Adrianna Biedrzyńska usłyszała coś, czego nikt nie chce usłyszeć: guz mózgu. To, co początkowo wydawało się zwykłymi migrenami, okazało się nowotworem. Aktorka przez lata maskowała objawy silnymi lekami przeciwbólowymi. Jak mówiła w rozmowie z „Głosem Pacjenta Onkologicznego”:
– Objawy choroby odczuwałam od wielu lat w postaci silnych bólów głowy, stąd wszyscy lekarze uważali, że po prostu mam migrenę. Faszerowałam się lekami, żeby normalnie funkcjonować. Niestety żaden z lekarzy nie wpadł na pomysł, żeby skierować mnie na rezonans magnetyczny czy tomografię, żeby sprawdzić, czy to nie jest coś innego niż migrena – mówiła aktorka.
Dopiero gdy ból stał się nie do zniesienia i doszło do utraty przytomności, Biedrzyńska trafiła do szpitala w Bydgoszczy. Tam usłyszała diagnozę – glejak mózgu.
„Nie przyjęłam tej diagnozy”
Rokowania były bardzo złe. Lekarze nie dawali aktorce dużych szans – od trzech tygodni do trzech miesięcy życia.
– Nie przyjęłam tej diagnozy, nie uwierzyłam w nią – wspominała w rozmowie z „Głosem Pacjenta Onkologicznego” gwiazda serialu „Barwy szczęścia”.
Biedrzyńska trafiła do neurochirurga, prof. Mirosława Ząbka. Lekarz po zapoznaniu się z wynikami badań pacjentki nie mógł zobaczyć jego obrazu, przez co nie mógł postawić ostatecznego rozpoznania – guz był w tak silnym stanie zapalnym.
– Aby zmniejszyć stan zapalny poddano mnie trzymiesięcznemu leczeniu sterydami, które jak wiadomo zatrzymują wodę w organizmie – opowiadała artystka. – Przytyłam 25 kg, co mocno odczuł mój kręgosłup i tak już nadwyrężony latami pracy w zawodzie aktorki, który wiąże się z ciągłymi podróżami, byciem w drodze i... bieganiem po scenie na szpilkach. Taka jest specyfika tej pracy. Był to dla mnie trudny okres, ale przetrwałam go dzięki nadziei, jaką dał mi Pan profesor, wsparciu Sebastiana i mojemu pozytywnemu nastawieniu.
Zdrowie

Sterydy pozwoliły ograniczyć stan zapalny na tyle, że guz stał się widoczny i możliwy do dalszej diagnostyki oraz leczenia.
Precyzja zamiast skalpela. Tak operowano aktorkę
Leczenie przeprowadzono przy użyciu Gamma Knife – nowoczesnej technologii, która pozwala na niezwykle precyzyjne usunięcie zmian nowotworowych bez konieczności otwierania czaszki. Prof. Ząbek wytłumaczył pacjentce, na czym dokładnie polega operacja z użyciem noża Gamma Knife.
– Jest ona dość specyficzna. Najtrudniejszym momentem jest założenie ramy stereotaktycznej, która wyznacza pole operacji i uniemożliwia wykonanie najmniejszego ruchu. Jest ona przytwierdzana do głowy pacjenta 4 grubymi śrubami o średnicy mojego małego palca. Zważywszy na to, że pacjent podczas zabiegu jest cały czas świadomy, mimo znieczulenia, jest to dość dziwne uczucie – tłumaczyła Adrianna Biedrzyńska. – Co prawda przez całe 1,5 godziny, kiedy trwała operacja miałam na uszach słuchawki i słuchałam Stinga, więc byłam wyłączona z tego, co się wokół mnie działo. Co najważniejsze mój guz bardzo dobrze zareagował na pierwszą dawkę promieni, od razu zmniejszając się o ponad 70 proc.
Jak dodała, zabiegiem bardziej od niej denerwowali się jej najbliżsi – córka, mama i partner Sebastian. Operacja zakończyła się sukcesem – guz zareagował już na pierwszą dawkę promieni, zmniejszając się o ponad 70 procent.
Profilaktyka, zdrowie psychiczne i reagowanie na sygnały ciała
Biedrzyńska wróciła do domu jeszcze tego samego dnia po zabiegu i… pomogła mamie zrobić kolację. Choć fizycznie obecna, przez trzy tygodnie nie czuła praktycznie nic.
– Przed operacją tak silne znieczulono mi głowę, że jeszcze przez 3 tygodnie po zabiegu w ogóle nie czułam, że ją mam. Można byłoby mi ją odrąbać siekierą i nic bym nie poczuła –wspominała.
Pełen powrót do zdrowia zajął jej około roku. Aktorka jeszcze przez jakiś czas brała sterydy na stan zapalny. Musiała też zrzucić nadprogramowe kilogramy. Regularnie poddaje się badaniom kontrolnym. Mimo że od operacji minęło już ponad dziesięć lat, Biedrzyńska nie zapomina o tym, przez co przeszła. Wciąż podkreśla, jak ważne są profilaktyka, zdrowie psychiczne i reagowanie na sygnały ciała.
– Jeśli czekałabym z moim guzem jeszcze kilka miesięcy, to nie wiem, czy byśmy rozmawiały dzisiaj. Nie należy też obawiać się samego leczenia, operacji, bo choć opowieść o wkręcaniu czterech śrub w głowę brzmi jak horror, to jest to zabieg bezbolesny, bezpieczny i co najważniejsze skuteczny – mówiła.
Aktorka uważa, że choroba nie była dziełem przypadku. Winą obarcza stres i depresję.
„Mamy tylko jedno życie”. Druga data urodzin Adrianny Biedrzyńskiej
Adrianna Biedrzyńska w 2021 r. przy okazji Światowego Dnia Guza Mózgu, który jest obchodzony 8 czerwca, wyznała, dlaczego zachorowała na glejaka.
– Jestem przykładem osoby, która na własne życzenie, stresem i depresją wygenerowała ten straszny gen. (...) Wszystko zaczyna się od naszego stanu psychicznego.
Zaapelowała też do swoich fanów, by dbali o siebie i innych:
– Nie lekceważmy objawów depresji, załamań, zapaści psychicznych. Wyciągajmy pomocną dłoń tym, którzy tego potrzebują. (...) Patrzmy uważniej na wszystkich wokół nas, bądźmy dla siebie łagodni i wyrozumiali. Dajmy spokój z agresją, hejtem, ocenianiem okrutnym, odrzucaniem. Mamy tylko jedno życie – pisała na swoim Instagramie.
Dla Adrianny Biedrzyńskiej 21 lipca 2014 roku to symboliczna, druga data urodzenia. Od tego czasu aktorka nie przestaje przypominać, że nadzieja, nowoczesna medycyna i empatia mogą zdziałać więcej, niż nam się wydaje.
Źródła:
Adrianna Biedrzyńska: Od początku zaufałam profesorowi absolutnie Głos Pacjenta Onkologicznego
Gamma Knife Radiological Society of North America