Maluchy szturmują przychodnie
Rozpoczynająca się jesień to czas, kiedy zwykle dopadają nas typowe dla tego okresu przeziębienia i infekcje. Lekarze rodzinni już notują wzrost liczby pacjentów, którzy zgłaszają się z katarami, temperaturą, bolącymi gardłami itd. I jak mówią, tymi pacjentami są przede wszystkim dzieci.
- Od pierwszych dni września mamy mnóstwo dzieci w wieku przedszkolnym i młodszych. To wręcz lawina. Maluchy kaszlą, mają gorączkę, katar - typowe objawy infekcyjne - mówi Joanna Zabielska-Cieciuch, lekarz rodzinna z przychodni POZ przy ul. Gajowej w Białymstoku. - Starsi też zaczynają chorować, ale zwykle po prostu zostają w domach i rodzice rzadko przychodzą z nimi do lekarzy. Mają trochę doświadczenia i wolą poczekać.
Przeczytaj też:
W odczuciu lekarzy rodzinnych wielu rodziców przychodzi do przychodni niepotrzebnie. Niektórzy przychodzą, bo muszą, inni - asekuracyjnie, z obawy o zdrowie dziecka.
- Część rodziców musi przyjść po zwolnienie, bo zostają z dziećmi w domu, a przecież żadne przedszkole nie przyjmie malucha z katarem czy kaszlem. Część rodziców po jednym kichnięciu czy kaszlnięciu od razu biegnie do lekarza. My potem w trakcie badania nic nie jesteśmy w stanie wyłapać osłuchowo. Potrzeba bowiem doby lub dwóch, aby coś się rozwinęło, aby zaczerwieniło się gardło i pojawiły się wyraźne symptomy choroby. Jeszcze inne dzieci mają refluks lub alergię i rodzice proszą nas wtedy o zaświadczenie, że to nie jest COVID-19.
Jak mówi lekarz rodzinna z przychodni przy ul. Gajowej, zdarzają się też mamy, które wpadają w panikę, gdy dziecko zaczyna kaszleć, dostaje kataru i zaczyna płakać. Rodzice są przerażeni, zwłaszcza ci, którzy mają swoje pierwsze dziecko.
- Rozumiemy ich, więc staramy się ich uspokajać i edukować - zapewnia Zabielska-Cieciuch. - Ważne, aby wiedzieli, kiedy tak naprawdę jest potrzebna konsultacja lekarska, a kiedy można poczekać.
Przeczytaj też:
Leki przeciwgorączkowe nie dla dzieci
Jak powinien się zachować rodzic, gdy zauważy u dziecka pierwsze objawy infekcji? Lekarz rodzinna tłumaczy:
- Przede wszystkim nie powinien kupować kilku różnych syropów, nie powinien podawać ibuprofenów, nurofenów paracetamoli, które blokują możliwość naturalnej obrony organizmu. To, że małe dzieci często chorują, to prawo przyrody. One poprzez kolejne infekcje nabywają odporności. Proces produkowania przeciwciał trwa minimum kilkanaście dni. I dlatego infekcje u małych dzieci nie kończą się po 2-3 dniach. Trwają do 2-3 tygodni. Leki podajemy dopiero w określonych sytuacjach. A czasami niektórzy rodzice podają dziecku leki przeciwgorączkowe co 4 godziny, by móc wysłać je do przedszkola. Trudno to skomentować.
Często rodzice pytają lekarzy, od jakiej temperatury trzeba podać dziecku leki przeciwgorączkowe.
- Nie podajemy sami tych leków. Nie walczymy z gorączką - podkreśla Zabielska-Cieciuch. - Może to zrobić lekarz po ogólnej ocenie stanu organizmu dziecka.
Przeczytaj też:
Jak mówi lekarz rodzinna, warto skorzystać z domowych sposobów radzenia sobie z infekcjami, które znane były jeszcze naszym babkom: stawianie baniek, picie herbaty z lipy, z miodem, soki malinowe, sosnowe, syropy z cebuli. Poza tym odpoczynek, nacieranie pleców, nawadnianie organizmu i dieta lekkostrawna, która dostarcza węglowodanów.
- Trzeba pamiętać, aby dziecko dobrze odżywiało się podczas choroby. Ważne, aby dostarczać węglowodany proste - soki, owoce, lekkie potrawy. Podczas gorączki bowiem organizm zużywa glukozę. I jeśli dziecko nie je i nie pije, to dodatkowo organizm zakwasza się i mogą pojawić się wymioty.
Lekarz rodzinna podkreśla, że jeśli gorączka jest bardzo wysoka i nie ustępuje w ciągu 2-3 dni, jeśli objawy są burzliwe i stan dziecka jest niepokojący, to konieczna jest konsultacja lekarska.
Przeczytaj też:
Infekcja, grypa czy COVID-19?
Joanna Zabielska-Cieciuch przyznaje, że rozróżnienie infekcji od grypy czy COVID-19 często jest niemożliwe bez precyzyjnych badań.
- Zdarzało się, że na grypę chorowały osoby, które praktycznie nie miały żadnych wyraźnych objawów - zaznacza Zabielska-Cieciuch.
Dlatego lekarze zlecają testy przeciwko COVID-19. Jak na razie, w przychodni przy ul. Gajowej od końca sierpnia nie zanotowano żadnego pozytywnego przypadku zakażenia koronawirusem.
- Jednak nie wszyscy godzą się na testy - przyznaje Zabielska-Cieciuch. - Miałam dwie pacjentki, które odmówiły. Inni jednak są wdzięczni, zwłaszcza, gdy test wychodzi negatywnie. Czują się wtedy spokojniejsi.
Przeczytaj też:
Od początku września ruszyły też pierwsze szczepienia przeciwko grypie. To wtedy w aptekach pojawiły się pierwsze dostawy preparatów.
- Przez pierwszy tydzień mieliśmy duży boom na recepty na szczepionki przeciwko grypie. Zgłaszali się seniorzy 75+, którzy mogą je nabyć za darmo, młodsi seniorzy, którzy mają 50-procentową refundację, więc zainteresowanie było ogromne. Ale po tygodniu wyraźnie ono spadło.
Przychodnia przymierza się też do szczepienia trzecią dawką szczepionki przeciwko COVID-19.
- Myślimy, jak to zorganizować w obliczu takiego ruchu w przychodni. Myślę jednak, że uda nam się wygospodarować 2-3 godziny w ciągu jakiegoś wybranego dnia - zapewnia Joanna Zabielska-Cieciuch.
Przeczytaj też: