Mówi się na nie „trawomaty”. To automaty, w których - szybko i łatwo- kupimy produkty z konopi. Wyrosły pod dyskontami, na parkingach, przy drogach. W samym Krakowie jest ich koło dziesięciu.
Ja pojechałam do tego w Zabierzowie. Stoi pod Biedronką, napastliwie przykuwając uwagę wybrzmiewającym z głośników komunikatem o właściwościach konopi. W środku maszyny: maści na żylaki, egzemę, rozgrzewające. No i szeroki wybór suszy: wanilia, truskawka, czekolada.
Wybrałam gotowego jointa „mango skunk”. Cena: 40 złotych. Zawartość CBD (to kannabidiol, który - w przeciwieństwie do THC - nie ma właściwości psychoaktywnych, za to przypisuje mu się działanie lecznicze): 3,6 proc. THC: 0,2 proc. Tyle, ile dopuszczalna prawem dawka.
I tyle, ile wszystkie susze w tym automacie.
Wieczorem usiadłam w ogrodzie, zaciągnęłam się i czekałam na efekty psychoaktywne. Bezskutecznie. Zza murku wychylił się sąsiad, zapytałam: Może chcesz legalnego jointa, który nie narkotyzuje? W połowie tego zdania - którego sformułowanie wydało mi się nagle dość skomplikowane - dotarło do mnie, że jednak mogę nie mieć racji.
Co tu jest narkotykiem
Ten eksperyment należy raczej uznać za nierozstrzygnięty. Mózg potrafi nas oszukiwać, a odmiennych stanów świadomości możemy doświadczać bez zażycia jakichkolwiek substancji psychoaktywnych, czego przykładem są choćby techniki medytacyjne.
Mówiąc najprościej: Tak naprawdę nie potrzebujemy narkotyków, żeby poczuć się jak pod ich wpływem.
Inną sprawą jest, co rozumiemy przez słowo „narkotyki”.
Jak podaje Słownik Języka Polskiego: Narkotyk to substancja działająca na system nerwowy, powodująca uspokojenie, uśmierzenie bólu, odurzenie, euforię lub lęk.
W tym pojęciu mieści się więc tak samo amfetamina i marihuana, jak tabletka paracetamolu czy filiżanka espresso.
Jest też inne pojęcie, które wymyślił i spopularyzował prof. Jerzy Vetulani, zmarły kilka lat temu krakowski psychofarmakolog: addyktogen. Chodzi o substancję wykazującą działanie uzależniające. Bo na przykład psylocybina (obecna w tzw. grzybkach-halucynkach) czy ayahuasca mają bardzo silne właściwości psychoaktywne, jednak nie uzależniają. Dokładnie odwrotnie jak słodycze.
- Ludowa myśl głosi, że alkohol, cukier i kawa są bezpieczne, za to konopie (które mieszają się ludziom z marihuaną, czyli produkowanym z nich, zawierającym THC suszem) to narkotyk, niemal tak groźny jak amfetamina czy kokaina - mówi Michał Baran, który od roku prowadzi z narzeczoną w Krakowie sklep „plantfarm” z produktami konopnymi. - Tymczasem, po pierwsze: produkty z konopi w zdecydowanej większości nie mają THC, nie są więc narkotykami. Po drugie, nawet jeśli mówimy o marihuanie - która faktycznie ma działanie psychoaktywne i w pewnym stopniu uzależniające - to wrzucenie jej do jednego wora z kokainą czy heroiną jest głęboko krzywdzące. Szczególnie, że w tym worze nie ma alkoholu, który znacznie silniej degraduje układ nerwowy i całe ciało, mocniej też uzależnia.
Nadzieje i niepokoje
Ten kiepski PR „zioła” ciągnie się od lat 70., kiedy rząd amerykański powiązał marihuanę z przestępczością m.in. wśród czarnoskórych obywateli. Jednak, dodaje Baran, postrzeganie konopi powoli się zmienia. Na lepsze.
- W ostatnich latach ludzie stają się bardziej świadomi. Czytają o olejach CBD, edukują się. Słyszą, że produkty z konopi mogą działać przeciwbólowo, uspokajająco, pomagać przy chorobach onkologicznych i innych - mówi Baran. I ciągnie: Wielu z naszych klientów to osoby 50+, które przychodzą z konkretnymi dolegliwościami i otwartością na naturalne, od wieków skuteczne metody.
Tyle że, dodaje przedsiębiorca, ta „edukacja” odbywa się poza głównym nurtem, a właściwie - wbrew niemu.
Rzeczywiście, legalne produkty konopne niepokoją policję i Krajowe Biuro ds. Przeciwdziałania Narkomanii, co potwierdzają przesłane do nas odpowiedzi od tych instytucji.
Michał Kidawa z Krajowego Biura: Nawet jeżeli substancja nie jest psychoaktywna, nie oznacza, że nie stwarza zagrożenia dla zdrowia publicznego. W naszej opinii wolny dostęp do takich produktów może wpływać na „oswajanie ” młodzieży z substancjami psychoaktywnymi i w konsekwencji wzrost konsumpcji marihuany. Dodatkowo, często produkty te są sprzedawane w postaci suszu do palenia, który z uwagi na zawartość substancji smolistych stwarza zagrożenie dla zdrowia podobne do tytoniu. Z tego właśnie powodu Krajowe Biuro wspólnie z Głównym Inspektorem Sanitarnym zwróciło się do Ministerstwa Zdrowia z prośbą o wprowadzenie ograniczeń w dostępności tych produktów. Obecnie w Ministerstwie Zdrowia trwają prace nad nowymi przepisami prawa w tym zakresie.
Policja natomiast odsyła nas do aktualnego wydania branżowego periodyku „Gazeta Policyjna”, w którym Izabela Pajdała pisze: Pojawia się niepokój rodziców, nauczycieli i terapeutów uzależnień, również policjantów, że może to być pierwszy krok do uzależnienia i sięgnięcia po środki psychoaktywne. Do automatów mają dostęp osoby nieletnie bez żadnej kontroli, wystarczy mieć pieniądze.
Na granicy?
Pani Pajdała w tym samym artykule dodaje, że choć produkty konopne zawierające do 0,2 proc. THC (a więc, według Światowej Organizacji Zdrowia, nie mające działania psychoaktywnego) są w Polsce legalne, to w wielu miastach - na wniosek prokuratorów lub w ramach czynności własnych - funkcjonariusze pozyskiwali z „trawomatów” próbki do badań. Niektóre z nich wykazały przekroczenie norm THC.
Z przekazanych nam opinii urzędników - ale też z samego sposobu ich przekazywania (MSWiA odsyła do policji, policja odsyła do gazetki branżowej, a Krajowe Biuro ds. Przeciwdziałania Narkomanii odpisuje, ale po ponad dwóch tygodniach) można odnieść wrażenie, że temat produktów z konopi jest dla nich nieco drażliwy. Chętnie by z nim coś zrobili, ale do końca nie wiedzą, z której strony by się do tego zabrać (i na mocy jakich przepisów).
Producenci wyrobów z konopi - a przynajmniej ich część - też zdają się mieć wrażenie, że działają na pograniczu legalności, a już na pewno w granicach społecznych kontrowersji.
Michał Baran, który chętnie podzielił się z nami zawodowymi doświadczeniami, był przy pracy nad tym tekstem wyjątkiem. Kilkoro innych biznesmenów z „konopnej” branży, z którymi próbowaliśmy się skontaktować (zastrzegając, że jesteśmy dziennikarzami) konsekwentnie milczało. Na stronach ich biznesów zazwyczaj brakuje numerów telefonów czy adresów, jest tylko formularz kontaktowy.
A może... legalizacja?
Przy dyskusji o konopiach prędzej czy później pojawia się pytanie o możliwość legalizacji marihuany. Kilka lat temu do polskich aptek trafiła wprawdzie tzw. medyczna marihuana, którą - w uzasadnionych przypadkach - mogą przepisać lekarze. Robią to raczej niechętnie. Jednak zwolennicy suszu z konopi czekają na kolejny krok, na który już zdecydowały się niektóre kraje: pełną legalizację marihuany, też w celach rekreacyjnych.
Argumentują to tak: Legalna marihuana byłaby przebadana, a tym samym - bezpieczniejsza. Konsument miałby pewność, że nie jest nasączana jakąś szkodliwą chemią, a budżet państwa zasiliłyby wpływy z podatków. Kto ma palić, i tak pali. A marihuana nie jest wcale niebezpieczna.
Z tym ostatnim nie zgadza się jednak duża część terapeutów.
Krajowe Biuro ds. Przeciwdziałania Narkomanii: Marihuana i przetwory konopi są najczęściej używaną wśród młodzieży nielegalną substancją psychoaktywną w Polsce. (...). W naszej opinii legalizacja marihuany wpłynęłaby na wzrost poziomu używania oraz wzrost liczby osób wymagających leczenia.
Maciej (nazwisko do wiad. red.), lekarz: Alkoholicy też zwykle zaczynają od piwa, a jakoś nikt - widząc na grillu człowieka popijającego lagera - nie grzmi, że skończy on z marską wątrobą i zmarnowanym życiem.
Głos obu stron - zwolenników i przeciwników legalizacji marihuany - wybrzmiewa we wracającej czasem dyskusji.
Jest też trzecie wyjście: depenalizacja posiadania i stosowania marihuany. Jego entuzjastką jest np. krakowska psychiatra, prof. Dominika Dudek. - Absurdem jest karanie ludzi za to, że mają przy sobie kilka gramów na własny użytek - mówi. - Ale jestem też przeciwko propagowaniu marihuany jako bezpiecznej i niewinnej substancji.