Spis treści
Sprzęt medyczny, leki i opatrunki zgromadzono na 3 dni walk
W tym roku obchodzimy okrągłą 80. rocznicę Powstania Warszawskiego. 1 sierpnia 1944 r. o 17.00, tzw. godzinie „W” na mocy rozkazu dowódcy Armii Krajowej gen. Tadeusza Komorowskiego „Bora” rozpoczęło się wystąpienie zbrojne przeciwko okupującym Warszawę wojskom niemieckim. Była to największa bitwa stoczona podczas II wojny światowej przez organizację podziemną z wojskami okupacyjnymi. Powstanie Warszawskie było wymierzone militarnie przeciw Niemcom, a politycznie przeciw ZSRR oraz podporządkowanym mu polskim komunistom.
Powstanie zostało skrupulatnie zaplanowane i przygotowane przez Armię Krajową działającą w ukryciu w okupowanej w czasie II wojny światowej Polsce. Zgromadzone przed zrywem środki opatrunkowe i sprzęt medyczny były przewidziane na 3 dni walk. Tymczasem powstanie trwało 63 dni i upadło 2 października 1944. W tym czasie według różnych źródeł zginęło ok. 150-200 tys. ludności cywilnej i 15-18 tys. żołnierzy. Z pewnością straty byłyby dużo większe, gdyby nie poświęcenie i ofiarna pomoc poszkodowanym niesiona przez służby sanitarne. Według szacunków pomoc medyczną otrzymało ok. 25 tys. osób.
W czasie Powstania Warszawskiego walczyli bez broni
Do grona medyków należeli nie tylko wykształceni lekarze, ale też studenci medycyny jeszcze nieobyci z pacjentami, a już na pewno nie z takimi przypadkami medycznymi, z którymi przyszło im się zmierzyć na polu walk zbrojnych.
Poza nimi do służb medycznych należały także tysiące pielęgniarek, położnych i sanitariuszek-ochotniczek. Wśród nich było mnóstwo młodych dziewczyn niemających wcześniej nic wspólnego z medycyną, na szybko przeszkolonych z udzielania pierwszej pomocy. „Medykami” określano zatem wszystkich, którzy w czasie walk wykonywali zadania lekarzy, pielęgniarek, sanitariuszek, farmaceutów i weterynarzy.
Wśród lekarzy najbardziej potrzebni byli chirurdzy, którzy opatrywali i zszywali rozległe rany postrzałowe czy po bombardowaniach, przyszywali oderwane w wyniku wybuchów kończyny lub amputowali te, których nie dało się już uratować, a także wykonywali różnego rodzaju zabiegi i operacje.
Poza chirurgami w powstaniu brali udział także interniści, pediatrzy, okuliści, położnicy i ginekolodzy, laryngolodzy, neurolodzy, psychiatrzy, ftyzjatrzy (obecnie pulmonolodzy), radiolodzy, anatomowie i anatomopatolodzy, epidemiolodzy, bakteriolodzy oraz stomatolodzy.
Rany wojenne leczono w prowizorycznych szpitalach powstańczych
Na początku powstania działało 225 szpitali. Z szacunków wynika, że w czasie powstania istniało także ok. 120 polowych szpitali powstańczych, a także 200 punktów sanitarnych. Zakładano je w restauracjach, kościołach, piwnicach i mieszkaniach. Wiele z nich oznaczano znakiem Czerwonego Krzyża po to, aby nie były atakowane, jednak żołnierze nie zważali na ludność cywilną. Szpitale celowo były podpalane i bombardowane, a ranni bestialsko mordowani.
Profesor chirurgii Wincenty Tomaszewicz w podręczniku „O ranach i ich leczeniu” zranienie określił jako „wszelkie uszkodzenie ciała spowodowane działaniem siły i naruszające ciągłość powłok zewnętrznych lub wewnętrznych”. Natomiast rana wojenna różniła się od wypadkowej większą rozległością i dłuższym czasem dotarcia do punktu medycznego. Rana wojenna była spowodowana czynnikami mechanicznymi, termicznymi, a nawet chemicznymi.
– Podczas walk powstańczych w rozwiniętej sieci punktów opatrunkowych i szpitalików lekarze przeprowadzali zabiegi operacyjne w obrębie głowy, klatki piersiowej, brzucha oraz kończyn. Wprowadzone przez Niemców do walki uzbrojenie – w tym artyleria, lotnictwo, pojazdy opancerzone, broń automatyczna – powodowały powstawanie ran zarówno od pocisków, jak i od odłamków granatów i bomb – czytamy w książce Anny Marek „Leczenie ran wojennych w Powstaniu Warszawskim”.
Jak informuje Anna Marek zachowało się niewiele informacji na temat rodzajów ran i sposobów ich leczenia w ciężkich warunkach powstańczych szpitali polowych. Większość rejestrów osobowych szpitali i punktów opatrunkowych, a także ksiąg szpitalnych zostało zniszczonych w czasie walk. Ze względu na ochronę osób i obawę przed represjami pod koniec września 1944 r. księgi były także niszczone lub przepisywane z pominięciem pseudonimów i numerów oddziałów powstańczych, żołnierzy natomiast „maskowano”, aby wyglądali na cywilne ofiary.
Pewne ślady interesujących nas informacji z terenu Starego Miasta odnaleźć możemy w materiałach zgromadzonych w Księdze Głównej Szpitala Chirurgicznego nr 1 w Milanówku, gdzie znajduje się wykaz rannych, opatrzonych i przebywających w szpitalu przy ul. Długiej 7, którzy uniknęli zagłady i następnie zostali hospitalizowani w podwarszawskiej miejscowości. […] W przeważającej liczbie znajdowały się w tej placówce osoby cywilne, młode, przeważnie dwudziestokilkuletnie, z ciężkimi postrzałami klatki piersiowej, bioder, brzucha, twarzy, ze złamaniami postrzałowymi kończyn dolnych i górnych, niekiedy jeszcze dodatkowo z ranami ciętymi, szarpanymi czy tłuczonymi, obejmującymi inne części ciała. Spotykamy przypadki pacjentów po amputacjach oraz potłuczonych w wyniku przysypania, z dodatkowymi objawami wstrząsu mózgu, a także informacje o występujących u chorych odleżynach.
Amputacje „na żywca” piłą, muchy w ranach i prześcieradło zamiast bandaży. Tak wyglądało piekło powstania
Przedłużające się w czasie powstanie skutkowało wyczerpaniem zgromadzonych przed nim zapasów. Środków opatrunkowych, leków znieczulających i dezynfekujących zaczęło brakować, nie było krwi do transfuzji. Szpitale były burzone, przenoszono je do nieprzygotowanych do tego mieszkań i piwnic. Lekarzy również było coraz mniej. Opatrywali oni rany, przeprowadzali prowizoryczne operacje bez odpowiedniego sprzętu, środków dezynfekujących, a często także bez znieczulenia. Tymczasem rannych przybywało.
Rany wojenne leczono bez znieczulenia „na żywca”, do zabiegów operacyjnych używano nawet narzędzi ogrodniczych czy stolarskich takich jak dłuta i piłki stolarskie lub ślusarskie. Ludność cywilna dostarczała sprzęt, bieliznę, leki i środki opatrunkowe.
Z leków przeciwbakteryjnych dostępny był głównie sulfonamid – prontozyl, i to w bardzo ograniczonych ilościach. Dlatego do dezynfekcji ran wykorzystywano nawet muchy, które składały w nich swoje jajeczka, a rozwijające się w nich larwy oczyszczały ranę z ropy.
Brak środków znieczulających sprawiał, że przed operacjami upijano rannych alkoholem (np. winem) i przywiązywano do stołu operacyjnego, aby umożliwić chirurgowi (a często także lekarzowi innej specjalizacji np. weterynarzowi czy stomatologowi) przeprowadzenie zabiegu. Zamiast środków opatrunkowych używano kawałków ubrań lub pościeli, a nawet papieru toaletowego.
Lekarze i sanitariusze robili selekcję i wybierali tych, którym są w stanie pomóc, którzy mają największe szanse na przeżycie pozostawiając innych na pewną śmierć. Czasem nawet nie mogąc im zapewnić dobrego słowa czy ostatniego namaszczenia.
W czasie Powstania Warszawskiego wykonano tysiące zabiegów różnego rodzaju. Sanitariuszki opatrywały rany i podawały środki przeciwbólowe (jeśli je miały) nawet na linii frontu, często osłaniając własnym ciałem poszkodowanych z otwartymi ranami brzucha czy oderwanymi kończynami. W ten sposób chroniły rannych przed rozpryskami pocisków czy spadającym tynkiem.
Niewątpliwie heroizm, zaradność i poświęcenie służb medycznych – lekarzy, sanitariuszy, pielęgniarek czy położnych były heroiczne i budzą podziw do dziś.