Od 1 lipca wygasają kontrakty w co drugiej polskiej przychodni. Jakie są efekty rozmów Federacji Porozumienie Zielonogórskie z ministrem zdrowia i NFZ?
Żadne rozmowy się jeszcze nie zaczęły. Na razie jedynie pojawił się projekt zarządzenia prezesa NFZ, którego efektem ma być ukaranie nas za prowadzenie teleporad.
Ministerstwo Zdrowia doszło do wniosku, że im mniej będzie teleporad, tym lepiej. Najlepiej, by ich w ogóle nie było. W tym celu skonstruowano mechanizm finansowania POZ, który dotkliwie karze podmioty wykonujące ponadprzeciętną liczbę teleporad, zabierając im 10-20 proc. stawki kapitacyjnej.
Co to znaczy ponadprzeciętną?
Też chciałbym to wiedzieć. Do dziś Ministerstwo Zdrowia i Narodowy Fundusz Zdrowia nie przedstawili pożądanej liczby teleporad, takiej,która, ich zdaniem, nie wpłynie ujemnie na jakość udzielanych świadczeń oraz szeroko rozumianą zdrowotność populacji. Karane mają być podmioty, które wykonają więcej teleporad niż inne. Oznacza to, że nawet jeśli zmniejszę liczbę teleporad, to mogę ponieść konsekwencje finansowe, jeśli znajdą się placówki, które będą robiły ich mniej niż ja.
Ostatecznie może się okazać, że najbezpieczniej będzie w ogóle zrezygnować z teleporad, bo nigdy z góry nie będzie wiadomo, jak podejdą do tego inne podmioty i czy znajdę się powyżej, czy poniżej tej mediany. Dlatego przychodnie będą realizować minimum wymagane w umowach.
Czyli?
Dwie godziny teleporad tygodniowo.
Wielu lekarzy wskazywało, że teleporady wprowadzone na czas pandemii przyczyniły się do zbyt późnego wykrywania różnych schorzeń.
Pyta Pani, czy teleporady są złe? Spotykamy się z sytuacjami, które uczą nas ostrożności przy udzielaniu teleporady. Każdego pacjenta, który przychodzi z nowym problemem zdrowotnym, trzeba bezwzględnie zbadać w gabinecie lekarskim. Jednak wiele rzeczy kontrolnych (np. wykonywane przez pacjenta lub jego rodzinę pomiary ciśnienia tętniczego, glukozy z użyciem glukometru, temperatury czy masy ciała) lub wyniki zleconych badań diagnostycznych, zwłaszcza u chorych przewlekle, jesteśmy w stanie ocenić w trybie teleporady. Do tego nadal przy tym nie wiemy, co z poradami recepturowymi.
Po recepty też trzeba będzie przychodzić do przychodni?
Obawiam się, że tak. Podobnie może być ze skierowaniami i zaświadczeniami. Mało tego, lekarza będą musiały odwiedzać osobiście osoby starsze, schorowane, by usłyszeć, że wynik wykonanego badania jest poprawny lub niepoprawny. Wizyta członka rodziny to też teleporada.
Nie ma również żadnego merytorycznego uzasadnienia, by każdy pacjent przewlekle chory, np. z uregulowanym nadciśnieniem tętniczym czy cukrzycą, musiał składać co trzy miesiące osobistą wizytę u lekarza POZ, co wymyślił sobie pan wiceprezes do spraw medycznych Narodowego Funduszu Zdrowia. Według Federacji, sztuczne zwiększanie liczby porad osobistych, w sytuacji niedoboru kadr, zmniejszy dostępność pacjentów do świadczeń i spowoduje wydłużenie okresu oczekiwania na udzielenie świadczenia, zmniejszy możliwość realizacji obecnych i planowanych programów profilaktycznych oraz zwiększy koszt udzielania świadczeń.
Ten absurdalny projekt zarządzenia zmierza do dezorganizacji opieki. Równocześnie pokazuje, jak Ministerstwo Zdrowia4 i NFZ są oderwane od rzeczywistości. Zamiast zajmować się rzeczywistymi problemami pacjentów w zaniedbanej od 30 lat opiece ambulatoryjnej, na przykład brakiem odpowiedniej opieki długoterminowej, poszpitalnej, czy kompleksowej opieki profilaktycznej oraz opieki nad chorymi przewlekle, koordynowanej przez POZ we współpracy z innymi poziomami systemu ochrony zdrowia, tworzy się tego typu akty prawne bez zasięgnięcia opinii ekspertów.
A przecież mamy dokumenty ministerialne, m.in z debaty Wspólnie dla Zdrowia, czy Strategię dla POZ, podpisaną przez ministra Konstantego Radziwiłła.
Minister Adam Niedzielski zamiast słuchać swoich ekspertów i poprzedników, w swojej niekompetencji decyduje się na walkę z pracującą ponad miarę Podstawową Opieką Zdrowotną. Trudno mi to zinterpretować. Wydaje się, że ideałem dla pana ministra są czasy PRL, gdy wszystko było scentralizowane, upaństwowione, ręcznie sterowane. A dzieje się to w sytuacji narastającego deficytu kadrowego.
Przedstawialiście ministrowi zdrowia wasze stanowisko?
Niestety, pan minister zawiesił wszelkie spotkania eksperckie. Widzę to wyraźnie jako członek rady doradczej ds. zmian strategicznych w ochronie zdrowia. Nie spotkaliśmy się od trzech miesięcy, nie wiem nawet, czy ten zespół funkcjonuje.
Wyraźnie widać, że skończył się etap rozmów, a zaczął etap decyzji oderwanych od rzeczywistości, nastawionych na konfrontację ze środowiskiem medycznym. Następnym etapem jest dymisja ministra zdrowia.
Mówi pan bardzo ostro.
Tak było w przypadku wielu poprzednich ministrów zdrowia, wchodzących w schyłkowy etap urzędowania. Po prostu, przestawali rozmawiać ze środowiskiem medycznym, decydując się na konfrontację. Jest to dla nas ogromnym zawodem, tym większym, że podczas pełnienia funkcji prezesa NFZ przez ministra Niedzielskiego, mieliśmy z nim bardzo dobre relacje i wydawało się, że możemy razem stworzyć nową jakość. Tymczasem, przez ostatnie lata nic się zmieniło w opiece ambulatoryjnej.
Nie uważa pan, że trudno przeprowadzać reformy w czasie pandemii?
Pandemia się wycisza i zamiast powrotu do rozmów, negocjacji, poszukiwania nowych rozwiązań, pojawiły się jedynie pomysły kar finansowych. I idea zagonienia do pracy lekarzy, pielęgniarek, położnych na własnych warunkach. To nie może się dobrze skończyć.
Wróćmy do kwestii niepodpisanych jeszcze kontraktów. Jakie mogą być konsekwencje wygaśnięcia umów bez zawarcia kolejnych od 1 lipca?
Może to oznaczać brak podstawowej opieki zdrowotnej dla kilkunastu milionów Polaków. Kilka tysięcy podmiotów, w tym większość zrzeszonych w Porozumieniu Zielonogórskim przychodni, ma umowy do 30 czerwca. Krótkie okresy umów związane były z tym, że czekaliśmy na koniec epidemii, by porozmawiać o przyszłości systemu opieki zdrowotnej w Polsce, w tym POZ. Zamiast rozmów, pojawiły się aroganckie zachowania władzy.
Tymczasem, już dziś mamy białe plamy w systemie podstawowej opieki zdrowotnej w Polsce. Są gminy, także na Pomorzu, gdzie brakuje lekarzy. Nieubłaganie dążymy do modelu węgierskiego i portugalskiego. Po milionie osób z każdego z tych krajów nie ma lekarza rodzinnego. I to może nas czekać w najbliższych latach. Czy na tym ma polegać, zdaniem Pana Ministra Adama Niedzielskiego, reforma systemu ochrony zdrowia?