Branża fitness powoli umiera przez decyzje rządu
Branża fitness z nieznanych powodów stała się jedną z największych ofiar restrykcji epidemiologicznych. Miejsca, w których wiele osób miało dotąd możliwość pozbycia się emocjonalnego napięcia, naładowania baterii wyczerpanych trudną codziennością oraz wzmocnienia odporności organizmu, nagle zostały zamknięte. To ogromny cios dla użytkowników, lecz jeszcze większy dla właścicieli siłowni, klubów fitness i basenów, którzy z dnia na dzień zostali odcięci od dopływu środków na życie.
Historia Pani Marleny Polańskiej i jej męża Adama, którzy wspólnie od 10. lat prowadzą dobrze prosperujący klub fitness, jest druzgocąca i bardzo smutna. Gdy po raz pierwszy z powodu obostrzeń związanych z epidemią koronawirusa zostali zmuszeni do czasowego zamknięcia siłowni, oboje nagle i w jednym momencie stracili pracę.
Ponieważ byli zmotywowani, udało im się przeorganizować i swój biznes przenieść do sieci. Niestety, gdy ledwo odbili się od dna, wprowadzono kolejny lockdown. Marlena i Adam drżą o przyszłość, swoją i interesu, w który zainwestowali czas i pieniądze. Rząd dopiero zapowiada wsparcie finansowe, lecz jak wiadomo, oferowana pomoc nie będzie wystarczająca, by pokryć niezbędne wydatki związane z prowadzeniem biznesu i utrzymaniem placówki, która nie przynosi dochodu.
Ich fitness to coś więcej niż miejsce do ćwiczeń, stworzyli tam atmosferę, której nie da się zbudować w wielkich klubach. Ich klienci to też ich znajomi, większość z nich z Marleną i Adamem jest od początku, teraz razem z nimi z trwogą patrzą w przyszłość