Co mówią pacjenci, kiedy przychodzą do pani po poradę?
Najczęściej, że przysłała ich mama, ciocia albo koleżanka. Wielu pacjentów znam od lat, wracają do mnie z rodzinami i polecają znajomym. Niektórzy twierdzą nawet, że jestem „lekarzem przed-pierwszego kontaktu” (śmiech). Zawsze mogą do mnie wpaść, pogadać, opowiedzieć o swoim problemie, a ja coś poradzę albo pokieruję dalej, do odpowiedniego specjalisty. Bo chciałabym tutaj jednoznacznie podkreślić, że nie zastępuję lekarza. Jestem dumna z bycia farmaceutą. Pracuję w zawodzie od przeszło czterdziestu lat, mam ogromne doświadczenie i wiedzę, którą chcę się dzielić.
Stąd pomysł na prowadzenie warsztatów edukacyjnych dla najmłodszych?
Zaczęło się od czytania bajek na zaproszenie szkoły. Potem zaproponowałam prowadzenie warsztatów, podczas których mogłabym przybliżyć dzieciom znaczenie zdrowego stylu życia i prawidłowego odżywiania. Chciałam też pokazać, czym właściwie zajmują się farmaceuci. Dlatego na spotkania z przedszkolakami przynosiłam całą masę aptecznych utensyliów, wagę i odważniki. Z kolei młodzieży dodatkowo pokazywałam różnego rodzaju opakowania, na przykład słoiki ze szkła oranżowego, butelki sterylne, nakrętki z zabezpieczeniem albo kroplomierze. Robienie leków recepturowych wzbudziło chyba największą ciekawość, bo dzieci kojarzą nas głównie z pracą przy ladzie. A przecież bycie farmaceutą to nie tylko sprzedawanie leków, ale przede wszystkim wspieranie pacjentów, konsultacje, badania diagnostyczne czy przeglądy lekowe.
Tymi ostatnimi też się pani zajmuje?
Zawsze mówię pacjentom, żeby w razie jakichkolwiek wątpliwości przynosili do mnie komplet swoich leków – przejrzę je, wyjaśnię działanie i sprawdzę, czy nie dochodzi do interakcji. Niestety to coraz częstszy problem. Dlatego postanowiłam zorganizować bezpłatne zajęcia edukacyjne dla seniorów na temat zagrożeń wynikających z zażywania zbyt wielu leków. Na koniec organizowałam małe zawody w segregowaniu leków synonimowych, czyli takich, które mają tę samą substancję czynną. Zwycięski zespół dostawał nagrodę, więc walka bywała zacięta. Seniorzy w ogóle pięknie się angażowali, zadawali mnóstwo pytań, mieli konkretne problemy do rozwiązania. To utwierdziło mnie w przekonaniu, że tego typu oddolne działania są potrzebne.
Oddolnie działa też pani w Towarzystwie Przyjaciół Lanckorony. Czym się dokładnie zajmujecie?
Naszym celem jest ochrona szeroko rozumianego dziedzictwa kulturowego. W praktyce oznacza to między innymi inicjowanie, przeprowadzanie i finansowanie prac konserwatorskich niewielkich zabytków, organizowanie różnego rodzaju wystaw, fundowanie stypendiów dla zdolnych uczniów czy wydawanie gazety. Pierwsze numery pisaliśmy w aptece, bo tylko tam mieliśmy komputer. Dzisiaj działamy już ze znacznie większym rozmachem, ale nadal to właśnie apteka jest moim centrum dowodzenia. Tutaj spotykam się z pacjentami i działam na rzecz lokalnej społeczności.
Jak znajduje pani czas na tyle różnych aktywności?
Chyba po prostu jestem pracusiem. Przy czym nie robię tego wszystkiego sama – mam wokół siebie wiele wspaniałych, zaangażowanych osób. Znamy się od lat, więc działamy jak dobrze naoliwiona maszyna i wiele rzeczy załatwiamy z biegu. Oczywiście czasami napotykamy jakieś trudności, ale w takich sytuacjach śmiało sięgam po swój autorytet zawodowy (śmiech).
Czyli dobrze być farmaceutą? To ceniony zawód?
Z mojej perspektywy tak – warto jednak zaznaczyć, że prowadzę aptekę w małej miejscowości z ograniczonym dostępem do lekarzy. Często więc to właśnie do mnie pacjenci zgłaszają się w pierwszej kolejności po pomoc. Wiedzą, że mogą mi zaufać, bo jestem farmaceutą z dużym doświadczeniem. Naprawdę czuję się potrzebna i doceniana. Największym wyrazem uznania od lokalnej społeczności było dla mnie przyznanie tytułu Honorowego Obywatela Gminy Lanckorona. W całej historii otrzymało go tylko pięć osób, więc to ogromny zaszczyt!
A jak zareagowała pani na nominację i wygraną w konkursie „Recepta na dobro”?
Prawdę mówiąc, kiedy odebrałam telefon z zaproszeniem na galę, uznałam, że to chyba jakaś pomyłka lub żart. Zdążyłam już zapomnieć o nominacji, więc obcesowo odparłam, że nigdzie nie zamierzam jechać, bo mam dużo pracy (śmiech). W końcu jednak dałam się przekonać i nie żałuję! Wspaniale było znaleźć się w tak doborowym towarzystwie, wśród najlepszych specjalistów, którzy wychodzą poza sztywne ramy systemu opieki zdrowotnej, żeby na różne sposoby pomagać pacjentom.
Czy taka nagroda jest według pani potrzebna środowisku farmaceutycznemu?
Oczywiście! Z jednej strony – dzięki nagrodzie inne zawody medyczne mają szansę zobaczyć, że my, farmaceuci, też jesteśmy ciekawymi ludźmi, też robimy ponadprzeciętne rzeczy, też reprezentujemy sobą coś więcej. Z drugiej – dla farmaceutów to może być impuls, żeby wyjść ze swoimi pomysłami w świat. Bardzo do tego zachęcam wszystkie koleżanki i kolegów po fachu: jeżeli działacie na rzecz pacjentów, pochwalcie się tym. Niech inni was zobaczą i się zainspirują. Naprawdę razem możemy wiele zmienić na lepsze.
Czyli – zamierza pani dalej działać?
W głowie mam milion pomysłów, tylko doba jest zbyt krótka na zrealizowanie wszystkich (śmiech). Ale i tak się staram, planuję nowe zajęcia dla dzieci, przeprowadzam przeglądy lekowe, koordynuję tworzenie historycznego murala. Chcę pomagać póki starczy sił. Tego nauczył mnie dziadek społecznik – że nie jesteśmy na tym świecie dla pieniędzy, ale dla innych ludzi. Od początku do samego końca.
