Wytatuowała sobie oczy i straciła wzrok. Jest prawomocny wyrok dla tatuatora z Warszawy
Do feralnego zabiegu doszło w kwietniu 2017 r., kiedy Aleksandra z Wrocławia zdecydowała się radykalnie zmienić swój wygląd. Postanowiła wykonać tatuaż na gałkach ocznych tak, aby biała ich część stała się czarna. Długo szukała osoby, która podejmie się tego zadania. Początkowo rozważała wizytę u doświadczonego tatuatora z zagranicy. Wybór padł jednak na renomowane studio tatuażu w centrum Warszawy. Zabieg wykonywał Piotr A.
- Tatuator w swoim portfolio miał kilkadziesiąt takich zabiegów. Tak przynajmniej mówił. Potem okazało się to nieprawdą. Twierdził również, że ma wykształcenie medyczne, co też jest wątpliwe – tłumaczyła "Gazecie Wrocławskiej" poszkodowana.
Okazało się jednak, że podczas wykonywania tatuaży artysta wbijał igłę zbyt głęboko, a tusz rozlał się po gałkach ocznych. W efekcie zabieg doprowadził do porażenia nerwów wzrokowych, a Aleksandra straciła wzrok w prawym oku. W lewym widzenie zostało znacznie ograniczone. W studiu tatuażu miała usłyszeć wówczas, że to normalny objaw, który z czasem powinien minąć, a powstała na oczach opuchlizna zejdzie do 3 tygodni. Po tym czasie wszystko miało wrócić do normy. Tak się jednak nie stało.
Lekarze nie dawali szans za odzyskanie wzroku
- Mam zaćmę i jaskrę. Straciłam bezpowrotnie wzrok w prawym oku - przyznała po wytatuowaniu oczu Aleksandra. - Lekarze nie dawali mi szans na odzyskanie wzroku, ale dzięki zabiegom starali się ustabilizować ciśnienie w oku i ulżyć mi w bólu. Chcieli też wypłukać tusz z oka, ale barwnik wżarł się w tkankę - opowiadała wrocławianka.
Aleksandra trafiła w końcu pod opiekę renomowanego okulisty w Warszawie, prof. Jerzego Szaflika. W klinice wykonał specjalistyczne badania. Okazało się, że tusz wykorzystany do wytatuowania gałek ocznych był wątpliwej jakości, nie miał atestów, nie mógł być użyty do tak wrażliwego zabiegu, a tatuaż został wykonany niezgodnie ze sztuką. Opinię profesora Szaflika potwierdzili biegli.
Sprawą wreszcie zainteresowała się prokuratura, która postanowiła postawić zarzuty tatuatorowi z Warszawy. Pierwszy wyrok w tej sprawie zapadł po blisko 6 latach od postawienia zarzutów. 20 grudnia 2022 r. Sąd Rejonowy dla Warszawy Woli I instancji wydał wyrok dla Piotra A., który wykonywał zabieg. Nakazano mu zapłacić Aleksandrze 150 tys. zł odszkodowania oraz wykonać prace społeczne w wymiarze 30 godzin miesięcznie przez rok.
Pełnomocnicy poszkodowanej wnieśli jednak apelację i kilka dni temu w sprawie zapadł kolejny wyrok - tym razem prawomocny. Ostatecznie wymiar sprawiedliwości ustalił, że Aleksandrze należy się wyższe odszkodowanie. Piotr A. będzie musiał wypłacić zadośćuczynienie w kwocie 200 tys. zł.