Spis treści
Wstrząsające doniesienia z sanatoriów. Lepiej pilnuj swoich rzeczy!
Choć pobyt w sanatorium większości z nas może kojarzyć się tylko dobrze, z błogim wypoczynkiem w malowniczej miejscowości gdzieś wśród lasów, z głęboką regeneracją, nowymi znajomościami i innymi przyjemnościami, trzeba pamiętać, że sanatoria to duże skupiska ludzki, którzy – tak jak wszędzie – są bardzo różni. Nie wszyscy wiedzą, jak się zachować, a niektórzy mają problemy z podstawowym odróżnianiem dobra od zła.

Świadczy o tym niepokojąca liczba medialnych doniesień o kradzieżach w sanatoriach. Pacjenci donoszą o utracie kosmetyków i innych drobnych przedmiotów. Czasem doniesienia są błędne (np. pierścionek nie został skradziony, lecz wpadł do umywalki itp.), ale wystarczająco wiele zgłoszeń potwierdza smutny i zaskakujący dla wielu fakt: w sanatoriach zdarzają się kradzieże.
Sprawdziłem, co na ten temat mówią sami kuracjusze. Facebookowa grupa „Sanatoria – z NFZ, ZUS, KRUS”, ma ponad 86 tys. członków i jest dobrym źródłem informacji z pierwszej ręki o tym, co dzieje się w uzdrowiskach i zakładach uzdrowiskowych całej Polski. W jednym z postów pan Mirek zapytał wprost: czy w sanatoriach zdarzają się kradzieże?
Otrzymał sporo odpowiedzi. Możemy się pocieszać, że wielu fejsbukowiczów przeczyło, jakoby kiedykolwiek byli świadkami kradzieży w sanatorium. Kilka osób jednak potwierdza, że także w sanatoriach trzeba uważać. Poniżej przytaczam autentyczne historie kuracjuszy, którzy padli ofiarą złodziei.
Co znika w sanatoriach? Kuracjusze opowiadają o swoich doświadczeniach ze złodziejami
Pani Jolanta zauważyła, że szczególnie narażone na kradzież są produkty żywnościowe, pozostawione we wspólnych lodówkach poza zamykanymi na klucz pokojami:
Najczęściej kradną z lodówki, która stoi na korytarzu: kiełbasę, piwko, jogurty. Byłam w takim sanatorium, a na lodówce napis „Oddaj moje jedzenie, złodzieju”.
Użytkownik Dziadek na forum Nasze-sanatorium.pl rozwinął temat:
Regularnie „czyszczone" były lodówki na korytarzach. Szczególnie z gatunkowych, pakowanych próżniowo wędlin, serów itp. smakołyków. Podejrzewane były osoby nie mieszkające w sanatorium, może miejscowi? Nie wiadomo. W godzinach pracy bazy zabiegowej zawsze kręciło się tam sporo różnych osób.
Pan Jurand na tym samym forum potwierdza plagę kradzieży jedzenia, ale też podaje sposób, jak wykryć i ukarać złodzieja:
Ktoś kradł regularnie jedzenie ze wspólnej lodówki w sanatorium. Wpadliśmy na pomysł, aby do sałatki dodać środka na przeczyszczenie. Na efekty nie trzeba było długo czekać.
Ten sam pan Jurand podaje inny przykład sanatoryjnych kradzieży. Okazuje się, że suszenie ubrań po praniu (zwłaszcza markowych lub z innych przyczyn atrakcyjnych) w jakimś ogólnie dostępnym miejscu, może być bardzo złym pomysłem:
Niedawno byłem w sanatorium. Jedna pani zrobiła pranie i powiesiła na balkonie. Gdy wróciła po zabiegach, okazało się, że z rozwieszonego prania zniknęła tylko bielizna stringi, biustonosze itp. Dodam, że w tym sanatorium balkony były połączone ciągiem, oddzielone od siebie niewielką przegrodą, która umożliwiała przejście na sąsiednie balkony. Niech ten post będzie przestrogą dla kobiet, aby nie wieszać seksownej bielizny na sanatoryjnym balkonie, bo okazja czyni złodzieja.
„Pokój wyglądał jak po tornadzie!”
Niestety, kiełbasa i bielizna to niejedyne rzeczy, jakie mogą paść ofiarą złodzieja w czasie turnusu w sanatorium. Zdarzają się poważniejsze kradzieże. Pani Justyna pisze:
Mnie na przykład, jak byłam w Kołobrzegu, współlokatorka na koniec okradła z biżuterii srebrnej!
Pan Darek na forum nasze-sanatorium.pl opowiada całą przykrą historię. Jego znajoma była na turnusie z koleżanką, w pokoju dwuosobowym. Panie poszły na zabieg, a gdy wróciły, „pokój wyglądał jak po tornadzie”. Tym razem straty materialne były poważne:
Elektronika, jakiś laptop, jakieś dwie komórki, jakaś kasa i dokumenty, karty. Straty każdej z pań średnio po 1500-2000 złotych. Rano na dwie karty z trzech były wypłaty po 50 złotych, chyba na zakupy w Biedronkach.
Pan Darek dodaje, że policja umorzyła sprawę z powodu jej niskiej szkodliwości społecznej. Sprawców i tak raczej nie udałoby się ustalić, bo monitoring wprawdzie był, ale stary i nie działał.
Pan Darek zwrócił też uwagę na inny problem: klucze do pokojów w sanatoriach trafiają czasem w niepowołane ręce:
Kiedyś złapałem młodego człowieka, który wchodził do pokoju moich sąsiadów, otwierając sobie drzwi kluczem. Okazało się, że był mieszkańcem okolicy. Kiedyś ktoś z jego rodziny pracował w sanatorium i miał klucz, a on co jakiś czas odwiedzał ów dwuosobowy pokój. Ile jest podobnych kluczy, krążących po miejscowościach sanatoryjnych?
Okazuje się, że drzwi w starszych sanatoriach, gdzie dawno nie prowadzono remontów i nadal używa się zwykłych kluczy, a nie kart magnetycznych, często mają zamontowane bardzo tanie, proste i marnej jakości zamki, które z czasem „wyrabiają się”, tak że można je otworzyć nawet kluczami do zupełnie innych drzwi.
Pani Bożena podejrzewa, że padła ofiarą nie tyle kogoś, kto przywłaszczył sobie zapasowy klucz do pokoju, ale raczej samej obsługi sanatorium:
Mnie okradła prawdopodobnie pani pokojowa, ale policja umorzyła, bo nie było kamer.
„Dwa razy widziałam walkę”
W sanatoriach dochodzi też – na szczęście sporadycznie – do innych skandalicznych sytuacji. Sami pacjenci potrafią skoczyć sobie do gardeł, a niektórzy nie wylewają za kołnierz. Pani Maria pisze:
Dwa razy widziałam walkę, dwie panie wzajemnie darły włosy, krew też się polała. Policja została wezwana, ale chyba nic im nie zrobiono, bo dalej je widywałam.
Pan Maciej przytacza podobną historię:
Sytuacje są przeróżne, tak jak ludzkie charaktery. W moim sanatorium panie tak piły i rozrabiały, że zostały relegowane do domu przed końcem turnusu.
Pani Joanna widziała scenę jak z kiepskiego romansu:
Byłam w sanatorium 3 lata temu i tam dwie panie pobiły się o jednego pana. W konsekwencji pan poderwał inną panią.
Byłeś kiedyś świadkiem podobnego skandalu w sanatorium? Opisz sytuację w komentarzu do tego artykułu!
Źródła: Facebook, nasze-sanatorium.pl









